•Sol• napisał(a):I właśnie to mi się nie podoba, że to ogranicza.
Ale jak Cię to osobiście ogranicza?
Jeszcze raz: czy faktycznie zawęża to liczbę książek, jakie masz możliwość przeczytać w danym przedziale czasowym? Bo nie rozumiem
Sądziłam, że to brak czegoś ogranicza, a nie nadmiar/obecność czegoś innego.
Więc czy jest czegoś faktyczny brak czy raczej zwiększa się równolegle liczba czegoś innego?
Bo wskazujesz na obecność czegoś a nie nieobecność Twoich ulubionych motywów
Dotąd to osoby queer i czytelnicy ciekawi opowieści queer mogli narzekać na właśnie brak i nawet przy obecnym "zalewie" to wciąż znikomy procent na tle cishetero opowieści.
Media Rodzina przestała wydawać młodzieżówki (albo jest na dobrej drodze do tego) bez motywów. WNY to samo - coraz więcej tęczowych książek.
Czy należysz do totalnej mniejszości czytelniczej, która faktycznie ma przeczytane wszystko, co jest na polskim rynku i nie ma do czego sięgać w ramach tytułów z ostatnich, umówmy się, ok, 3-5 lat?
Jesli tak, to ok, rozumiem. Ale... serio, nalezysz do promila promili
I w ogromie manifestów będzie coraz trudniej wyłuskać coś, co jest "jedynie" książką, gdzie bohaterowie przy okazji są niehetero.
Dla mnie to opis zjawiska, które ma miejsce non stop w świecie wydawniczym, tylko z różnymi "motywami".
Natomiast ogólnie lektury funkcjonują inaczej w czasie niż wiele przedmiotów konsumpcji... (przydatność do spozycia i dostępność)
Książki z tym motywem są u mnie pod kreską, mają od razu trudniej. Nie poradzę.
Znowu: nikt nie zmusza, możesz czytać, co chcesz, to jasne
Ale to samo jest z innymi książkami z założenia manifestującymi jakiś pogląd.
Hm, ok, chociaż dla mnie nie ma opowieści bez poglądów (że znowu wrócę do przykładu Czykierdy-Grabowskij - mega "poglądowe"
Ale możemy oczywiście dyskutować nad formą manifestowania, i czy ją lubimy czy nie
I też podziały nie są u każdego jasne i czarno-białe. Ja wciaż cenię sobie Dianę Palmer, bardzo "poglądową", chociaż same pglądy, no... do dyskusji
mdusia123 napisał(a):najlepiej by było, gdyby przyszłym adeptom sztuki scenopisarstwa już na etapie studiów wykładowcy uparcie tłukli przez cały czas do głów, że nie każdy motyw będzie pasował absolutnie wszędzie.
Tylko na marginesie: nawet jeśli, to teoria to jedno, a wypracowywanie faktycznych rozwiązań na żywym ciele filmowym to drugie
Więc wiele można zwalić na edukację uczelnianą, ale nie wszystko
Bo też za efekt końcowy cały zespół odpowiada, a po drodze zderzają się różne, ekhm, nie tylko wizje ale i interesy
Tym lepsze rzeczy powstają, im więcej możliwości realizacji różnych w skali projektów i mozliwości dotarcia do odbiorców/recenzentów/komentatorów. Testowanie w boju
Jakiś czas temu doszłam na przykład do wniosku, że całkiem sporo produkcji stricte przygodowych, czy też w ogóle z gatunku fantasy wypadałoby w ogólnym rozrachunku nieco lepiej, gdyby zupełnie wyciąć z nich historie miłosne.
A to tak, sama mogłabym wymieniać... Zresztą książki też
A z kolei większość produkcji historycznych/kostiumowych potrzebuje jakichkolwiek wątków miłosnych niczym kania dżdżu, potrzebuje akurat tego rodzaju emocji, których chyba żaden inny motyw nie jest w stanie dostarczyć w takim stopniu, jak właśnie wątki romantyczne. Bo bez tego zostają tak naprawdę tylko gołe narady polityczne, które szybko mogą widza (przynajmniej takiego w moim typie) znudzić. No i wypruwanie flaków, za którym też nie przepadam (mało powiedziane).
No tu wchodzą Twoje preferencje mocno
i uważam, że jednak spokojnie można stosować zasadę z akapitu wyżej: czasem pasuje, czasem nie, czasem to kwestia "opowieści nie dla mnie"
Ale też przy okazji szczególnie historycznych tworów mi się przypomniało: mianowicie jest też coś takiego jak tabu w kulturze wynikające z kwestii bezpieczeństwa.
I to będzie bardziej offtop "motywy, których mi brakuje..."
Użyję przykładu z tu i teraz, który za chwile stanie się "historią": mamy wojnę tuż obok i nie spodziewajmy się, że dotrą do nas i zostaną przez to zapamiętane wszystkie opowieści i motywy się przewijające. Znaczna część pozostanie opowieścią ustną, która wręcz instynktownie tylko tak będzie przekazywana.
Przykładowo: nieprzypadkowo będzie w tych opowieściach bardzo mało kobiet w rolach szczególnie głównych. A nawet pobocznych. Pojawia się pewien mechanizm podczas wojny wyparcia i wymazywania już na samym wstępie - nie tylko dlatego, że "nie wypada kobiecie żołnierzem/przywódcą/liderem być" (to inny jeszcze aspekt), ale tez ze względu na mocne społeczne tabu, które niejako chroni kobiety chociaż minimalnie przed śmiercią i przemocą za pomocą niwelowania ich statusu jako potencjalnego zagrożenia.
Nie będzie np. wielkich opowieści o super snajperkach i dowódczyniach, ponieważ to - wedle samych kobiet także! - za bardzo skupiałoby na nich uwagę i czyniłoby z nich wyraźne cele, które trzeba eliminować, bo się ich trzeba bać, a nie trzecioplanowe postacie, które co najwyżej się zgwałci i zabije przy okazji w ramach rozrywki (tu stopień zagrożenia jest na tyle wysoki, że próbuje się niwelować wszystkie inne czynniki mogące jeszcze je podnieść).
Ba, nawet z opowieści o szpitalach funkcjonujących w warunkach pod ostrzałem będzie więcej opowieści o dzielnych lekarzach niż lekarkach i ratownikach niż pielęgniarkach. Chociaz te drugie też tam są.
Ergo: na koniec się okaże, że nawet dysponując świeżymi źródłami, bardzo trudno jest "realistycznie" cokolwiek opowiedzieć.
O tym dobrze pisała laureatka m.in. Nobla, jesli jest to jeszcze nagroda, jaka się liczy, Swietłana Aleksijewicz, autorka
Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - między innymi o tym, ile dekad i zmian było potrzebnych, aby o pewnych wydarzeniach i sytuacjach zacząć opowiadać jesli chodzi o kobiety w czasie wojny.
Tu wchodzi też element "romansu". Jest paradoksalnie równie trudne - jak bardzo w danej kulturze podkreślanie relacji romantycznych naraża znowu na niebezpieczeństwo bo symbolizuje słabość? To jest mocno skomplikowane i bardzo różnie na różnych etapach tworzenia "historycznej" opowieści może wyglądać, zależnie od potrzeb twórców, odbiorców i... mecenasów
Fikcja to na dłuższą metę tworzenie mitologii - realizm... ma tu specyficzną formę.
Tu można by szeroko bardzo pisać o motywach romansowych w popkulturze rosyjskiej i ukraińskiej - jak bardzo się różni jednak podejście i że nieprzypadkowo to jedna konkretna strona zaatakowała drugą a nie odwrotnie... Ale to inna opowieść
I ja jak najbardziej jestem za "podejmowaniem ryzyka". Jeśli chcemy, żeby w naszym dziele pojawił się mocno zarysowany wątek LGBT, czy, dajmy na to, ciemnoskóry aktor w roli kogoś wysoko postawionego, czy,,,cokolwiek, zróbmy to. Jestem całym sercem na tak. Tylko przy okazji pamiętajmy o tym, żeby pozostałe wątki też nam pasowały do konwencji. To co bez większego problemu przejdzie w takich "
Bridgertonach", a nawet w "
Dawnton Abbey" może już totalnie nie pasować do produkcji, która stawia na możliwie jak największy realizm historyczny
.
No i własnie, jak wyżej, ja bym z wielką ostrożnością podchodziła do "realizmu" i wierności"
A jeżeli chodzi już stricte o wątki LGBT i książki, w których się one pojawiają: bardzo chciałabym, żeby wydawnictwa w końcu pozwoliły sobie na odrobinę szaleństwa i odważyły się wydawać także bardziej dorosłe pozycje z tego gatunku, a nie wiecznie same młodzieżówki i fantastyka na tapecie. No i mogłyby też zrobić nieco więcej miejsca na przykład dla lesbijek. Albo osób biseksualnych. Albo w ogóle aseksualnych. Bo przecież różnorodność naprawdę jest super
.
Wydawnictwa sprytnie podchodzą do konceptu: najpierw wchodzimy w dyskusję z młodym pokoleniem czytelników, które już teraz jest bardziej otwarte na pewne treści i ciekawe świata, a zarazem za pomocą młodzieżowych zatem często mniej skomplikowanych fabularnie i... etycznie treści trafia się do większej liczby ludzi - szczególnie rodziców młodzieży i dzieci, którzy chcą chociaż po części nadążać za lekturami pociech.
A tak konkretniej: jak piszesz "dorosłe", to co masz na myśli? Czy wciąż kategorię popliteratury z HEA czy np. coś a la Czarny flaming Deana Atty? Lesbos Najlepsze opowiadania erotyczne Kathleen Warnock ?