Moje
TOP 20, na które wcale koniecznie nie głosowałam w ostatecznym rozrachunku tutaj:
TOP 20 KLASYCZNYCH ROMANSÓW1.
Jane Austen - Duma i uprzedzenia (współczesny/historyczny)
1813
Miałam duży problem z wyborem, ponieważ cenię sobie wszystkie jej bohaterki. Przeważył zatem bohater: jako powieść wolę Emmę (Pan Knightley jest mniej enigmatyczny, a ja nie jestem fanką tajemniczych facetów) ale Pan Darcy… no, serio, na palcach jednej ręki można szukać bohaterów książek, którzy są w stanie przeanalizować opinię kobiety, którą kochają, tak rozsądnie i konstruktywnie, wyciągnąć wnioski i nie histeryzować z powodu nadszarpniętej męskiej dumy.
To daje do myślenia, że przez 200 lat wciąż docenia się pewien zestaw zachowań…
Czytam zawsze i wszędzie.
Wracam dla: Elizabeth i Darcy, świat sprzed 200 lat
2.
Lucy Maud Montgomery - Błękitny Zamek (współczesny/historyczny)
1926
Kolejny problem z wyborem i znów tytuł, do którego wracam ze względu na romans, a nie głównie bohaterkę.
PS scena, w której Barney zaczyna histeryzować, zawsze wprawiała mnie w zadumę… Warta zapamiętania.
Bonus: Dorzuciłabym parę opowiadań, ale tu serio by się uzbierało 20 równoważnych tytułów.
Czytam w letnie popołudnia.
Wracam dla: nostalgia, domek w lesie
3.
Elizabeth Lowell - Na koniec świata (współczesny)
1983
To tytuł, po który sięgam, gdy mam ochotę na mocny angst w stylu lat 80. oraz problematycznego bohatera, który jakoś jednak próbuje swoje popapranie opanować. Chociaż nabroił mocno. Jednak na dłuższą metę wracam przede wszystkim dla bohaterki.
Czytam w burzliwe dni lata.
Wracam dla: ciężki angst, silna bohaterka, modelowy bohater-śfinia lat 80.
4.
Betty Neels - To się zdarza tylko raz (historyczny/współczesny)
1984
I znów problem: autorka popełniła 134 tytułów. Wszystkie urokliwie podobne do siebie szalenie. Padło na ten, ponieważ to chyba najstarszy z wydanych u nas. Dla mnie to kwintesencja romansu harlekinowego, jeśli po jednej stronie jego rozpiętości mamy Danielle Steele. Po drugiej zatem ląduje właśnie Neels i jej łagodne, wyciszone opowieści ze świata już w momencie publikacji przemijającego (debiutowała jako romansopisarka w wieku 60 lat) a może nawet nigdy nie istniejącego. PS I - żeby było zabawniej - to chyba moje ulubione harlekinowe Medicale.
Czytam w ciepłe, deszczowe popołudnia kwietniowe.
Wracam dla: nastrój
5.
Judith McNaught - Whitney moja miłość (historyczny)
1985
Cóż mogę powiedzieć. Wracam dla Whitney. Dla mnie symbol romansu20. wieku - zderzenia wymagań gatunkowych i nienawiści, jaką w cichości same czytelniczki i autorki żywią do swych bohaterek
Nikt już tak nie napisze...
A że Claymore to śfinia i całość to urocza opowieść o toksycznych relacjach, to zawsze warto sobie przypomnieć
Czytam w czekoladowej depresji, gdy mam ochotę rzucić czymś o ścianę.
Wracam dla: bohaterka, która wie czego chce, facet-śfinia, który jednak na nią zasługuje, pechowiec jeden, oraz: toksyczna relacja - poradnik, jak ją szczęśliwie wypracować i hołubić.
6.
Diana Palmer Muzyka miłości (współczesny)
1986
Wracam do wszystkiego, zwykle hurtem.
Tu padło na kwintesencję Palmer z lat 80. wydaną po polsku i poza cyklami.
Bohater-baran, niewinna jak śnieg bohaterka, która razem z najlepszym przyjacielem swym a młodszym bratem bohatera wymyślają intrygę tak zagmatwaną, że… jak to szło: no nie są najostrzejszymi nożami w szufladzie.
Nierozgarnięcie wszystkich zaangażowanych jest tak… urocze, frustrujące, angstowo rozwalające i pozwalające non stop zadawać pytanie “czemu wszyscy są tacy walnięci”, że aż... A że bohaterowie mają tego w sumie świadomość… dlatego kocham Palmer
Czytam, gdy mi źle.
Wracam dla: palmerowszczyzna emocjonalna feminizm lat 80. plus Palmer sprzed rantów na współczesny świat
7.
Mary Balogh - Tajemnicza perła (historyczny)
1991
Za wszystko: za konstrukcję (sceny seksu jako klamra dla opowieści - cały romans “w środku” jest platoniczny) i odważne poprowadzenie tematu, który dziś pewnie zostałby zupełnie inaczej potraktowany. I ja bym chętnie porównała, jak ktoś z młodszego pokolenia by sobie z tym poradził
To też odpowiedź romansowa na bodice rippery lat 70. I 80. w czasach, gdy wciąż, ekhm, ceniono w romansach historycznych cierpienie bohaterki, ale jednak pewne standardy zaczynały się zmieniać…
Czytam dla feministycznego angstu, jak przedawkuję analizy stanu edukacji w Najjaśniejszej.
Wracam dla: konstrukcja, skomplikowane wybory moralne, subtelny angst
8.
Amanda Quick - Bestia (historyczny)
1992
Przyznam, że z sentymentu, dla stylu Quick. Pewnie najbardziej się dla mnie zestarzało (koncept bohaterki) ale wciąż zasługuje na uwagę, bo jest bezbłędnym romansem historycznym przełomu lat 80. I 90. Quick cenię po prostu za umiejętność rozłożenia akcentów po równo na bohaterów i ich relację.
Czytam nad morzem. Bo tradycja.
Wracam dla: nostalgia, motyw “piękna i bestia”
9.
Loretta Chase - Król łotrów (historyczny)
1995
Tak, u nas wydane niedawno (20 lat po debiucie), ale dla mnie to kanon retellingu Pięknej i Bestii w nowoczesnej wersji (taka Bestia Quick jednak trzyma się klasycznej interpretacji i po bezpiecznych wodach płynie). Lubię ponadto, gdy autorka docenia swoją bohaterkę.
Czytam… bez okazji. Bo mam ochotę.
Wracam dla: relacja między bohaterami.
10.
Diana Palmer - Ukochany, cykl Bracia Hart / Long Tall Texans (współczesny)
1999
Tak, ponownie Palmer. Kwintesencja cyklicznej Palmer: bracia plus popapranie emocjonalne bohaterów płci męskiej. Jak się tu nie zachwycić kunsztowna konstrukcją mizogina pałającego cichym pożądaniem do wdowy po swoim przyjacielu (który - spoiler - był w nim pewnie zakochany) i cierpiącym zarazem z powodu traumy powypadkowej i stracie ręki. Czego tam nie ma… I straszno, i śmieszno, i jak nie lubię kolejek górskich, to palmerowszczyznę łykam
Czytam, gdy jest mi źle.
Wracam dla: całokształt. Nikt tak nie pisał i nie pisze.
11.
Mary Jo Putney - Wygrane szczęście, cykl Narzeczone, tom 3 (historyczny)
2002
Nie sądziłam, że po latach to do tej Putney będę wracać. A jednak. Przypomina o istotnych elelemntach w gatunku romansowym lat 90. egzotyce, eksperymentowaniu z seksem w romantycznych scenach i przedefiniowaniem seksualnej traumy.
Nie jest to tytuł nietypowy dla Putney, szczególnie w ramach jej cykli Upadłe Anioły i Narzeczone. Ale ładnie zbiera wszystkie wazne w jej twórczości elementy oraz ma sympatycznego, szczególnie jak na bohaterów sprzed trzech dekad, bohatera.
Czytam, gdy czuję nostalgię za latami 90. w romansie.
Wracam dla: seksu. Serio.
12.
Mary Balogh - Przewrotny kusiciel, cykl Bedwynowie, tom 4 (6) (historyczny)
2003
Tak, pojawia się drugi raz, bo zdecydowanie do Balogh mnóstwa tytułów wracam. Wiele innych klasyków odpada w przeciągu lat, jej pozostają.
Lubię tom ostatni cyklu, ale do tego wracam ze względu na poprowadzenie romansu z dużą różnicą wieku. A dla mnie duża oznacza: bohaterka jest młodziutka. Tu Morgan jest dla mnie zwieńczeniem niegdyś mega popularnego motywu - którego osobiście nie znoszę - “młoda dziewczyna postanawia się zemścić na krzywdzicielu swej rodziny, miłość jednak staje jej na drodze”. Błeh ogólnie. Ale tu…Powiedzmy, że emocjonalne napięcie faktycznie rozgrywane po Austenowsku.
Czytam wiosną.
Wracam dla: przewrotne potraktowanie nielubianego motywu, słodko-gorzki nastrój (“wojna to koszmar”).
13.
Sherrilyn Kenyon - Taniec z diabłem, cykl Mroczni Łowcy, tom 5 (paranormal)
2003
Zarek. Jeden z pierwszych “porządnych chłopaków” w romansach stylowo już z 21. Wieku. Tak przeczołgany przez Los vel Autorkę, a jednak wyrósł na przyzwoitą istotę ludzką (“Umył moją miskę i nawet nie napluł mi do wody”
Żadne tam zbawianie na siłę złych facetów, co to w głębi serca dobrzy są, tylko mamusia nie kochała.
Astrid też na plus, chociaż przyjmuję do wiadomości, że Kenyon ze swoimi bohaterkami miewa problemy...
Przepraszam, ale dotąd, czytając o tej kwintesencji fantazji o bezwarunkowo oddanym facecie z nie do rozregulowania kompasie moralnym, mam głupi uśmiech na twarzy. Trochę z rozbawienia, trochę z emocjonalnej nostalgii.
Czytam w grudniowe słoneczne dni.
Wracam dla: lekki angst, humor, śnieeeeg i nastrój bożonarodzeniowy bez Bożego Narodzenia
14.
Julia James - Latynoski kochanek (współczesny)
2004
Rany, który jej haeśżet wybrać… wracam do wszystkich sprzed 2010 roku
Trochę miałam jednak problem z przyporządkowaniem tytułów polskich do oryginału - serio, u James kluczowe są niuanse dialogowe i opisowe: zabraknie jednego zdania i wydźwięk/nastrój całości pada kompletnie, więc Tylko Oryginałowi Ufam.
Googlowanie za pomocą “bohater to nierozgarnięty kretyn” było mało pomocne.
No to wybrałam jednak tytuł, gdzie bohater nie jest aż tak nieogarnięty emocjonalnie summa summarum. I jeszcze jest rant na post- i neokolonializm
Bo za co innego cenię nowele James we wczesnej fazie: za dopracowana konstrukcję opowieści z wykorzystaniem wszystkich haeśżetowych angstowych zagrywek: brak komunikacji - seksizm - zazdrość - klasizm - zderzenie cywilizacji - małostkowość - seksizm - trauma - toksyczność - seksizm - kobiety to dziwki - aktualny problem Pierwszego Świata (globalizacja gospodarcza) - seksizm.
Czytam, gdy mam nastrój na emocjonalne przeczołganie bohatera
Wracam dla: bezbłędna struktura opowieści
15.
Kresely Cole - Za cudze winy, cykl Immortals After Dark, tom 2 (paranormal)
2006
Przyznam, że bardziej cenię jej późniejsze tytuły, ale że u nas wydano jedynie 2, to… wybieram bo po prostu jest zabawniej (w ogóle im dalej w cykl, tym smieszniej jest, i bardziej krwawo, i w ogóle fajniej, tak długo, jak autorka dopracowuje swoje bohaterki) No więc: dla Kaderin. Chociaż niczego nie ujmę Sebastianowi
Dla mnie klasyka paranormala pod każdym względem.
Czytam, gdy szukam lekko angstowego humoru.
Wracam dla: humor, fantastyczny świat, bohaterowie
16.
Eloisa James - Rozkosz za rozkosz (historyczny)
2006
Mam problem z Eloisą James. Przeszła ścieżkę od klasycznego romansowego dręczenia swych bohaterek ( u nas cykle niewydane) po “przebudzone” historyki, za którymi jakoś… no nie gonię, jak się pojawiają.
Ale faktycznie wracam do Rozkosz… bo to faktycznie jeden z pierwszych romansów z niestandardową pod względem urody bohaterką łamiącą pewne wymogi ówczesne i współczesne (i nie w stylu “nietypowe rude włosy” gdy 50% bohaterek romansów historycznych chyba takie posiadało).
Czytam z nostalgii...
Wracam Wracam dla: humor, relacja między bohaterami, bohaterka
17.
Anne Stuart - Zimny jak lód, cykl Lód, tom 2 (współczesny)
2006
Wracam do wszystkich książek Anne Stuart, głównie ze względu na gotycki klimat i zabawę z motywami i typami bohaterów, których nie lubię (m.in. wysoki przystojny brunet w przydługich włosach i o enigmatycznym spojrzeniu. Eeee… nie).
O tym cały esej mogę popełnić.
Po prostu lubię jej styl w romansie - kompletne skupienie na relacji i emocjach, bez udowadniania, że robimy tu jakąś Szeroko Pojmowana Literaturę. Stuart opanowała coś, co jak dla mnie dotąd się nie udaje w znakomitej większości YA i NA: wewnętrzny monolog skupiony na emocjach. I jeszcze udaje się jej unikać pierwszoosobowej narracji. Jaj!
Ale ok, mam słabość między innymi do serii Lód, bo… no… w sumie to najlepiej tłumaczy to tom 4., niewydany u nas
wobec tego wybieram Zimny jak lód. Za mnóstwo mega problemowych zabiegów narracyjnych, przy których 365 dni czegoś tak to opowieść dla 14-latek. I happy end z mocno poobijanym bohaterem.
Czytam w jesienne mroczne popołudnia.
Wracam dla: bohater, który dostaje w pysk, oraz bohaterka, która wie, czego chce.
18.
Courtney Milan - Szczęśliwa wróżba (historyczny)
2009
Milan to zapowiedź kolejnego pokolenia autorek, które aktualnie dominują na romansowym rynku (acz nie są już bynajmniej najmłodszą falą) i tę zmianę czuć już w pierwszych jej książkach. Stawiam obo Elizabeth Hoyt, ale tejże z kolei moich ulubionych po polsku nie ma.
Wracam z nostalgii dla tego okresu przejściowego - zmiana paradygmatu, jeśli chodzi o konstruowanie bohaterki. Lekturze towarzyszy z mej strony uśmieszek cyniczny, ponieważ jest to także nurt zabawny: Jak Pokazać Niemożliwe, Czyli Niezależną Bohaterkę w Romansie Historycznym.
Czytam poznawczo i porównawczo oraz z nostalgii.
Wracam dla: nowa fala romansu historycznego
19.
J.R.Ward - Droga Przeznaczenia / Księżycowa przysięga - Bractwo Czarnego Sztyletu, tom 8 (paranormal)
2010
Mam słabość do tej serii (ma już 15 lat!) ponieważ dla mnie przecierała szlaki dla porządnego połączenia fantastyki i romansu, erotyki i paranormala oraz motywu wampirów dla ekhm dorosłych czytelniczek. Bardziej dorosłe niż Zmierzch (ten sam rok wydania pierwszego tomu serii!), bardziej erotyczne niż u Kenyon, bardziej fantastyczne niż u Roberts, lepsze dopracowanie wszystkiego niż u wszystkich trzech Pań razem wziętych.
Czytam listopadowo.
Wracam dla: romansu Johna Mathew i Xex, li i jedynie
20.
Anne Stuart - Bez tchu, cykl House of Rohan, tom 3 (historyczny)
2010
Za wiosło. W końcu. Po dekadach romansowych rozgrywek w końcu bohaterka zastosowało wiosło w ramach zadośćuczynienia za m.in. znoszenie monologów o chłodzie emocjonalnym bohatera (wieczne “wcale cię nie kocham”) i jego ogólne emocjonalne popapranie zagrażające życiu i zdrowiu bohaterki. Czekam teraz kolejne dekady, aż tym wiosłem delikwenta przytrzyma chwilę pod tą wodą i tyle z tego HEA będzie.
Czytam, gdy… no cóż, tę właśnie mroczną stronę mej romansowej natury zaspokaja Stuart.
Wracam dla: Wiosła.
Bonus: I za pełnoprawne potraktowanie nim niepełnosprawnego bohatera. Żeby nie było, że ma z tego powodu jakieś fory. Śfinia to śfinia. Precz z ukrytym ableizmem.
Bonus drugi: tytuł. Mrug mrug mrug.[/spoiler]
I ten ostatni tytuł paradoksalnie zamyka dla mnie epokę Klasycznych Romansów
Wymóg stosowania wiosła wobec bohaterów pisanych po 2010 roku uważam za sygnalizujący problem z całym pomysłem na romansową relację w książce LOL