Janko, Ty te problemy odebrałaś bardzo pierwszoplanowo. Mnie to totalnie uciekło, wiem, że były i ale jakoś ważniejsza była lekkość i humor jak patrzeć pod kątem tych wszelkich negatywnych emocji to faktycznie wychodzi ksiązka smutna i przygnębiająca, psychologiczna. Ale w życiu bym tak jej nie odbierała...
To wszystko miało być taką przeciwwagą, żeby powieść nie była zbyt frywolna. Chciałam, żeby było tak jak w życiu. Zdarzają się rzeczy dobre, zdarzają się złe. Najważniejsze jest jeśli mamy w kimś oparcie. Do samosądu nie dochodzi - rodzina szuka winnego, a decyzję pozostawia Paulinie - i tą decyzję szanuje. Babci przy dominacji nad rodziną zależy na wnuczkach. Po prostu, z takim charakterem mi wyszła.
Cieszę się, że napisałaś o swoich wrażeniach, ponieważ nie pomyślałabym, że te tematy trudne mogą tak bardzo wpływać na Twój odbiór. W całości miało być lekko i przyjemnie z sympatycznymi bohaterami. Wezmę wszystko to co napisałaś pod uwagę podczas pisania kolejnej powieści. Dziękuję.
Roma napisał(a):Wezmę wszystko to co napisałaś pod uwagę podczas pisania kolejnej powieści.
Bardzo bym chciała, byś tego nie robiła. Wszystko, co napisałam dotyczyło tylko książki, która już jest gotowa i wydana, którą teraz przeczytałam i o której wyrobiłam sobie własne zdanie. Nie są to żadne prawdy uniwersalne, które mogłyby być stosowane też gdzie indziej.
•Sol• napisał(a):Janko, Ty te problemy odebrałaś bardzo pierwszoplanowo. Mnie to totalnie uciekło, wiem, że były i ale jakoś ważniejsza była lekkość i humor
Lekkość i humor nie stanowiły w książce większości. Przeplatały się z tymi wszystkimi elementami poważnymi i smutnymi. Może w pierwszej części było więcej humoru, ale dalej mocno zanikał. Po drugie były tam elementy, na które dawałoby się spojrzeć w dwojaki sposób. Choćby rodzina Aldony. Można uważać, że była śmieszna, a można, że była dysfunkcyjna. Spróbuję to rozwinąć: To świetnie, że seniorka rodu cieszy się wielkim szacunkiem ze strony całej rodziny, tylko że u nich doprowadzono to do granicy absurdu. Rodzice nie stanowią dla dzieci żadnego autorytetu. Tata robi, co może, by uciec od problemów rodzinnych, a mama nie odcięła pępowiny od własnej matki i jest jej w pełni podporządkowana. Dzieci wyrastają w przekonaniu, że babcia jest silna, a rodzice słabi. W rezultacie brak jest zdrowych zależności pomiędzy członkami rodziny, a dzieciom brak dobrych wzorców zachowań. Co widać po przeróżnych szczególikach, choćby po tym, że żadna z panienek-księżniczek nie mogła poświęcić kwadransa dziennie na pomoc mamie w pieleniu ogrodu, gdy ona sama nie mogła tego zrobić. Babci by pomogły, ale mamy nie szanują na tyle, by zauważyć zależność między jej potrzebą pomocy a możliwością jej udzielenia z ich strony. Babcię lepiej poznajemy w momencie, gdy organizuje akcję samosądu (jej zawód, o kórym dowiadujemy sie na końcu, zabrzmiał potem jak ironia losu). Na dokładkę zabiera na nią swoją wnuczkę. Nic dziwnego, że dziewczyna wychowywana w takim braku poszanowania zasad nie posiada kręgosłupa moralnego i nie czuje potrzeby odróżniania dobra od zła. Wszystkie wnuczki lubią podkreślać swoją wyższość np. nad rodzinami sąsiadów lub innymi osobami. Czują się lepsze od innych, bo myślą, że pochodzą z lepszej rodziny. Żyjąc w takim przekonaniu wyrastają jednak na osoby gorsze, bo brak im podstawowych pozytywnych cech, które by wyrobiły w sobie, posiadając odrobinę skromności. Empatia Aldony tylko z pozoru jest empatią, bo tak naprawdę przemawia przez nią egoizm. Postanawia, że dla Pauliny trzeba załatwić terapeutę, to będzie problem z głowy. Bo to całe przejmowanie się problemami rodziny jest przereklamowane i tylko zabiera czas, który można poświęcić np. na coś miłego. Więc po co w ogóle wnikać w to, co dla Pauliny naprawdę będzie dobre, skoro szybciej wyjdzie podjąć decyzję za nią. Nawet jej do głowy nie przyszło, że po pierwsze leczenie w Polsce jest dobrowolne, co oznacza, że ona nie ma prawa podejmować tej decyzji za siostrę, a po drugie nie zawsze terapia jest najlepszym rozwiązaniem, bo każdy pacjent jest inny i ma inne potrzeby. Zakładam, że tak samo jak każdy żywy człowiek, siostry mają cechy, za które można je polubić, ale mają też takie, za które można ich bardzo nie lubić.
Roma napisał(a):W całości miało być lekko i przyjemnie z sympatycznymi bohaterami.
Częściowo się to na pewno udało. Wydaje mi się, że to nie książka jest zła, tylko jej zaklasyfikowanie. Na okładce jest napisane, że "bawi do łez", co z całą pewnością jest wielkim nadużyciem. Sądzę, że z uwagi na stosunkowo dużą liczbę bohaterów, dużą różnorodność tematów, zarówno lekkich, jak i poważnych, oraz występowanie prawdziwych dramatów, mniej krzywdy wyrządziłoby książce nazwanie jej powieścią obyczajową.
Nie pisałam o rodzinie dysfunkcyjnej. Gdybym miała taki zamiar na pewno nie byłaby to komedia. Takie jest zadanie tego gatunku, pokazywanie pewnych zjawisk w krzywym zwierciadle. Może mój błąd, że historia Kamila była smutna, ale nie chciałam, żeby książka była zbyt słodka. Poza tym nie ma człowieka, który przeżyłby jedynie dobre chwile, każdy z nas ma jakieś przykre doświadczenia. A może właśnie, to co Tobie się nie spodobało, innych w powieści ujęło. I tu znowu będę stać na stanowisku, że to kwestia indywidualnych preferencji, ponieważ absolutnie nie zgadzam się z twoim powyższym postem. Pocieszam się, że większość czytelników jednak odebrało Katastrofę tak jak ją planowałam. Lekką komedię.
Roma napisał(a):absolutnie nie zgadzam się z twoim powyższym postem.
Jeśli mówisz o opisanej przeze mnie wersji, jak można odebrać książkową rodzinę, to nie miałam na myśli, że tak trzeba ich widzieć, tylko że w taki sposób też się da. - Chciałam tym zasugerować, że jeśli kogoś nie będą śmieszyć traumy z dzieciństwa i inne urazy psychiczne, ani nie rozbawi go do łez scena na cmentarzu, to może spojrzeć krytycznie również na resztę książki i nie potraktować jej wyłącznie jak lekką komedię.
Roma napisał(a):Chciałam, żeby było tak jak w życiu. Zdarzają się rzeczy dobre, zdarzają się złe.
Roma napisał(a):Poza tym nie ma człowieka, który przeżyłby jedynie dobre chwile, każdy z nas ma jakieś przykre doświadczenia.
Przyznam się, że nie znałam wcześniej tej teorii, że jeśli coś bardzo złego zdarza się w życiu, to musi też wystąpić w lekkich komediach. Ale skoro tak twierdzisz, to na pewno wiesz lepiej. No cóż, człowiek uczy się całe życie, ja się nauczyłam teraz. Nie pozostaje więc mi nic innego, jak przeprosić, że zaczęłam ten temat.
Janko, to co piszesz jest logiczne. Rozumiem o co Ci chodziło. Zdecydowanie można tak to odebrać, nie wiedziałam dopóki tego nie opisałaś bo ja odebrałam jako lekkie i z humorem. Informacja na okładce że bawi do łez nie jest do końca prawdziwa. Bo na książce osobiście nie raz się uśmiechnęłam ale nie wyłam ze śmiechu. To dla mnie ciepła miła lekko ironiczna historia.
Chociaż jak patrzeć przez pryzmat tego co napisałaś to faktycznie, można też inaczej. Aż chyba będę musiała powtórzyć, dla innego spojrzenia. Ciekawe jak odbiorę za drugim razem z tą wiedzą którą mi przekazałaś.
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.
Janka napisał(a):Nie pozostaje więc mi nic innego, jak przeprosić, że zaczęłam ten temat.
Dlaczego? Po co? Masz prawo do wyrażenia swojego zdania. Nie napisałaś nic, co mnie osobiście uraziło. Co więcej jestem zadowolona, że napisałaś to co myślisz. Wszystkie opinie muszę brać pod uwagę. To że coś dla mnie jest zabawne, nie znaczy że dla wszystkich. Każdy z nas ma inną wrażliwość, a że mój humor czasami jest czarny... A, że z czymś się nie zgadzam to już mój problem. Byłam zdziwiona, że tak odebrałaś rodzinę Aldony, ponieważ w moim zamyśle, oni się naprawdę o siebie troszczyli. A że tą troskę okazywali w specyficzny sposób. Może to również wynikać z faktu, ze specyfiki mojej pracy. Tam mam do czynienia z rozmaitymi typami rodzin, rodziców i dzieci. Aldona i Paulina - jestem zdania, ze jeśli rozmowa w domu nie pomaga, potrzebna jest terapia. Nie na zasadzie spychologii, ale po to by dana osoba poczuła się lepiej. Nie jestem zdania, że powinniśmy leczyć się sami, skoro możemy udać się do specjalisty. Gdyby taki problem dotyczył mojej siostry również nalegałabym na terapię. Nie dlatego, ze mi na zależy, ale ponieważ bardzo mi zależy. Rozmowa z obcą osobą może naprawdę pomóc poukładać sobie różne rzeczy. Aldona robiła róże rzeczy by pomóc siostrze - w końcu kluczem było rozwikłanie tajemnicy, aby Paulina poczuła się lepiej i mogła ruszyć dalej. Pisałaś o dziewczynach, które nie chcą pomóc matce. A mąż i syn? A może po prostu wiedzieli, że sąsiad potrzebuje pracy i w ten sposób pomogli? Scena na pogrzebie. Opisałam pogrzeb mojego dziadka, wtedy te wydarzenia nie wydawały nam się zabawne, ale z biegiem czasu stały się taką rodzinną anegdotą, zwłaszcza, że sam wielokrotnie ją za życia przepowiadał.
Cała nasza dyskusja nauczyła mnie jednego. Że to co wydaje się nam oczywiste, dla innej osoby może być raniące, albo krzywdzące. I dlatego muszę uważać, gdy będę pisać o Oldze.
Roma napisał(a):Dlaczego? Po co? Masz prawo do wyrażenia swojego zdania. Nie napisałaś nic, co mnie osobiście uraziło.
Poczułam się, jakby mnie teleportowano z działu autorskiego forum, z wątku, który służy do omawiania książek autorki Magdaleny Wali do jakiegoś prywatnego wątku, w którym panują dość rygorystyczne zasady co do tego, w jaki sposób należy oceniać książki i o czym wolno napisać, a które tematy z książki należy pominąć milczeniem - czyli do wątku, w którym nie posiada się prawa do wyrażania swojego zdania. Dobrowolnie bym do takiego wątku nie weszła, dlatego stwierdziłam, że chyba lepiej jest się wycofać.
Roma napisał(a):mój humor czasami jest czarny...
W książce „Mów mi katastrofa” nie występował czarny humor. Wprowadzenie poważnej tematyki i opisywanie tragedii w książce, która w innych scenach jest śmieszna, nie oznacza, że jest tam czarny humor. Oznacza jedynie, że przeplatają się tam tematy różne pod względem emocji. Żeby humor można było nazwać czarnym, musi być koniecznie spełniony podstawowy warunek: humor musi występować jednocześnie z trudnym tematem a nie w scenie przed nim lub po nim, gdy mowa jest na inny temat. Najogólniej mówiąc różnica polega na tym, że w „Mów mi katastrofa” trudne i smutne tematy przedstawione są realistycznie, a gdyby miał tam być czarny humor, to musiałyby być przedstawione surrealistycznie.
Roma napisał(a):Pisałaś o dziewczynach, które nie chcą pomóc matce. A mąż i syn? A może po prostu wiedzieli, że sąsiad potrzebuje pracy i w ten sposób pomogli?
O właśnie! Dokładnie o to chodzi. Widzę, że jesteś na dobrej drodze, by zrozumieć, na czym polegał ich problem. Nie wspomniałam o tacie, bo tata nie jest dzieckiem mamy, więc gdyby pielił za mamę, to nie udowodniłby tym, że dzieci chętnie służą jej pomocą. Udowodniłby tylko, że istnieje możliwość pomocy na linii mąż-żona. (Poza tym w książce nie ma informacji o tym, na jakich zasadach funkcjonuje ich małżeństwo i może istnieją jakieś ich prywatne umowy, zgodnie z którymi mąż nie może pielić za żonę.) Natomiast o bracie nie wspomniałam dlatego, że nic o nim nie wiem. Nie wiem, w jakim jest wieku, czym się zajmuje w ciągu dnia, ile ma wolnego czasu, czy nie ma jakiejś kontuzji itd., itp. Nie zwolniłam go z obowiązku pomagania mamie, tylko brak mi było podstaw do wymieniania go, mówiąc na temat braku chęci pomocy ze strony dzieci. Nadal nic o nim nie wiem i nadal nie mam niczego do powiedzenia na jego temat, ale zakładam, że jeśli jest tak samo zdrowy jak siostry i nie ma innych przeszkód, by mógł pomóc mamie, to on, w takim samym stopniu jak dziewczyny, udowodnił w książce, że mama nie stanowi dla nich autorytetu i nie widzą najmniejszego związku między tym, że mama potrzebuje pomocy a tym, że to któreś z dzieci mogłoby jej tej pomocy udzielić. (Tak jak mówisz, jest bardzo prawdopodobne, że prędzej dostrzegą, że sąsiad potrzebuje pomocy, niż że oni mogliby pomóc mamie.)
Roma napisał(a):Co więcej jestem zadowolona, że napisałaś to co myślisz. Wszystkie opinie muszę brać pod uwagę.
Moje wypowiedzi na temat przeczytanej książki nie są skierowane konkretnie do Ciebie. Opisuję swoje wrażenia tak samo jak w przypadku innych książek, o których się wypowiadam na forum. Moje opinie są przede wszystkim moim pamiętnikiem. Przy okazji jeśli książka mi się podoba, to mogę zachęcić do przeczytania kogoś, kto ma podobny gust do mojego, a jeśli książka mi się nie podoba, to ktoś może uznać, że jemu też może nie będzie i postanowi z niej zrezygnować, a zaoszczędzić trochę czasu na lepszą dla niego lekturę. Nie traktuj, bardzo proszę, moich postów jak rad dla Ciebie, bo one do tego nie służą.
•Sol• napisał(a):Aż chyba będę musiała powtórzyć, dla innego spojrzenia. Ciekawe jak odbiorę za drugim razem z tą wiedzą którą mi przekazałaś.
Sol, jeśli rzeczywiście będziesz czytać drugi raz, to powiedz mi potem, co myślisz o bracie głównego bohatera, bo ja mam z nim ogromny kłopot.
Spoiler:
W książce jest tak: Około 30-letni mężczyzna spotyka późnym wieczorem lub nocą w parku pijaną nastolatkę i się w niej zakochuje od pierwszego wejrzenia. Traci z nią kontakt, ale jego miłość jest tak silna, że on później jeździ do tamtego miasta, w którym ją spotkał i szuka ukochanej po ulicach i parkach. Mnie ciekawi, czym dziewczyna go aż tak zauroczyła, bo przecież nie mogła osobowością, charakterem, inteligencją, wiedzą, kulturą osobistą, klasą, zainteresowaniami ani praktycznie niczym, skoro jedyne, do czego była zdolna, to był pijacki bełkot. Była tak bardzo pijana, że nie była nawet w stanie podać nazwiska ani adresu. No dobra, nie wierzę w to, ale załóżmy, że rzeczywiście się zakochał. Dalej było tak: Razem ze znajomą, odstawiają pijaną dziewczynę do hotelu i zostawiają tam samą bez opieki. Nie zapewniają jej pomocy, nie próbują zadbać o jej bezpieczeństwo, nie sprowadzają lekarza. Pijana nastolatka może w różny sposób zareagować na nadmiar alkoholu w organiźmie. Może stracić przytomność, może wymiotować, może jedno i drugie na raz, może się zachlisnąć wymiocinami, zakrztusić i w efekcie nawet umrzeć, co jest bardzo częstą przyczyną śmierci osób pijanych. Ale on nie widzi problemu. Widocznie jego miłość w tym momencie jest już tak silna, że go zaślepia. Albo jest mu szkoda poświęcić nocy na dopilnowanie, by się jej nic złego nie stało, bo miłość miłością, a wyspać się trzeba. W każdym razie mężczyzna wraca dopiero rano i jest zdziwiony, że jej już nie zastał. – Ja bym się na jego miejscu z tego ucieszyła, bo równie dobrze mógł ją rano zastać w postaci nieżywego i zarzyganego trupka. No dobra, nie pochwalam pozostawienia pijanej nastolatki samej sobie bez pomocy i opieki, ale mnie w tym wszystkim najbardziej niepokoi zupełnie inna sprawa: No bo o co w tym wszystkim chodzi? Przecież jego własna mama była alkoholiczką, która biła i maltretowała swoje małe dzieci. On razem z bratem przeżył w dzieciństwie prawdziwą gehennę, która pozostawiła negatywne skutki na ich psychice. Czyżby więc podświadomie szukał na partnerkę dla siebie osoby na wzór swojej mamy, a pijana nastolatka obudziła w nim nadzieję, że w przyszłości będzie prawdziwą alkoholiczką i historia będzie mogła się powtórzyć z jego własnymi dziećmi? Jeśli tak, to może mieć pecha, bo dziewczyna może wcale nie wpaść w alkoholizm i będą nici z jego planów. Fascynacja dojrzałego mężczyzny pijaną nastolatką, bełkoczącą coś niezrozumiałego jest dla mnie, z każdej strony patrząc, po prostu dziwna.
czyli do wątku, w którym nie posiada się prawa do wyrażania swojego zdania.
Absolutnie nie. Wszystkie wypowiedzi na temat moich książek są mile widziane, bez względu na to czy negatywne czy pozytywne. Cieszę się, że podzieliłaś się swoimi wrażeniami i przemyśleniami. To naprawdę interesujące, gdy różne osoby maja rozmaite wrażenia po przeczytaniu tego samego tekstu.
Moje wypowiedzi na temat przeczytanej książki nie są skierowane konkretnie do Ciebie.
Nie szkodzi. I tak biorę je pod uwagę (tak jak i innych czytelników) zastanawiając się co jeszcze mogłabym poprawić. I analizując, teksty które już popełniłam, a także planując następne.
Jo żech nie pedziała zawczasu, iże wiem, jak godajom Hanysy.
Zapomniałam wcześniej się pochwalić, że sama zrozumiałam wszystko napisane gwarą śląską. Nie znałam jedynie słowa "precel" użytego w tym znaczeniu, które było w książce.
Janka napisał(a):Jo żech nie pedziała zawczasu, iże wiem, jak godajom Hanysy.
Zapomniałam wcześniej się pochwalić, że sama zrozumiałam wszystko napisane gwarą śląską. Nie znałam jedynie słowa "precel" użytego w tym znaczeniu, które było w książce.
Super, zwłaszca, że pisałam pszczyńską odmianą. Natomiast precel to nie z gwary tylko slangu.
Zmierzam do końca kolejnego projektu więc mogę napisać czego możecie się spodziewać. Projekt, który zaczęłam jako powieść jednotomową w połowie współczesną a w połowie historyczną, rozrósł mi się tak bardzo, ze wyjdą z tego aż trzy książki. Napisałam ponad milion znaków i trochę jeszcze do końca mi pozostało. Ale nie dużo. Romansu tam jedynie na lekarstwo - to głownie obyczajówka przedstawiająca z jednej strony codzienne życie podczas II wojny światowej i wiele kwestii z którymi musieli się borykać ludzie ze włączonych do Niemiec terenów, ponieważ ta okupacja wyglądała inaczej niż w Generalnym Gubernatorstwie. Sporo nad nią się napracowałam (realiami historyczno-obyczajowo-społecznymi) i mam nadzieję, ze jeśli ktoś się skusi to będzie zadowolony. Z drugiej strony mamy współczesną historię Adriany i jej perypetie małżeńskie. Plus trochę powiązań, rodzinnych historii i rozmaitych bohaterów. Mam nadzieję, ze czytelnicy będą zadowoleni. Co potem? Cóż mam ochotę na coś lekkiego, aby odpocząć od trudniejszej tematyki i waham się pomiędzy kilkoma projektami w tym jednym z fantastyki. Kusi mnie tez kolejny romans historyczny. A może po prostu dokończę tom II do Mów mi Katastrofa. A wy co chcielibyście poczytać w moim wykonaniu?
tę o II wojnie chętnie przeczytam.Podobnie jak i kolejną część Katastrofy.Ale i historyk byłby mile widziany,oczywiście z obowiązkowymi smaczkami,do jakich mnie przyzwyczaiłaś
________________***________________
Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.
Romo, drugi tom Katastrofy bardzo chętnie przeczytam, ale najchętniej to właśnie ta z okresu II WŚ a jakby to jeszcze był romans to pełnia szczęścia, ale biorę co dasz
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.
To mam co pisać. Romans ze smaczkami będzie ( jak wydawca wyda oczywiście) II wojna już niedługo i obszernie, no i ta podróż w czasie. Skonsultuje i zobaczę co da się zrobić.
Roma napisał(a):Co potem? Cóż mam ochotę na coś lekkiego, aby odpocząć od trudniejszej tematyki i waham się pomiędzy kilkoma projektami w tym jednym z fantastyki. Kusi mnie tez kolejny romans historyczny. A może po prostu dokończę tom II do Mów mi Katastrofa.
Myślę, że powinnaś się nadal skupiać nad książkami historycznymi, bo bardzo są chwalone przez Dziewczyny, a przy okazji Ty sama masz za każdym razem wielką przyjemność ze zbierania informacji i budowania tła historycznego.
A może by tak podróż w czasie do czasów napoleońskich? Gdzieś w tle mógłby się rozgrywać romans Marii Walewskiej i Napoleona, a Józef Poniatowski rozkochiwałby w sobie kolejne piękne arystokratki [ i nie tylko].