Zdecydowanie nie jest to lektura napawająca optymizmem.
Prawdziwa jak życie, jak życie zwodnicza i pełna przykrych niespodzianek.
Astrid i Ingrid; córka i matka.
To w ich zagmatwany świat zostajemy wrzuceni.
Relacje między tą dwójką dalekie są od idealnych, czy choćby poprawnych.
Ingrid jest matką fatalną, w każdym tego słowa znaczeniu. Skupiona na sobie skrajna egoistka o duszy poetki/artystki, pełna sprzeczności i targających nią namiętności. Astrid wydaje się być ostatnią osobą, o której myśli.
Astrid jest dzieckiem tak zagubionym, jak tylko może być dziecko takiej matki.
Odkąd Ingrid trafia do więzienia, tuła się po rodzinach zastępczych, nigdzie nie zagrzewając miejsca na stałe. Jej świat to świat brzydki, brutalny, obdarty ze złudzeń. Pełen biedy, przemocy i seksu.
Astrid popełnia mnóstwo błędów, podejmuje wiele ryzykownych decyzji, niekiedy nie da się jej lubić.
Tak samo jak matka, wydaje się być pełna sprzeczności, ale odwrotnie niż ona, pozostaje wrażliwa na krzywdę innych. Poza tym zdając sobie sprawę z toksycznego wpływu matki stara się spod niego uwolnić.
Tematyka nie jest łatwa, więc lektura również nie. Jednak co dziwne, trudno się od tej opowieści oderwać.
To zasługa hipnotyzującej, plastycznej narracji, która sprawia, że historia Astrid wydaje się tym bardziej realna i przejmująca.
Polecam, jednak moim zdaniem jest to lektura dla nieco dojrzalszych czytelników, którzy niejedno już przeczytali i niejedno już przeżyli.
Jestem pewna, że czytając tę książkę jeszcze kilka lat temu, nie odebrałabym jej tak jak dzisiaj, a to byłaby wielka szkoda.