Ten hq z końmi i ta okładka z widoczkiem są najlepsze pod względem kompozycji, dynamiki i kolorów, choć ja bym tego konia nie ucięła tylko zmniejszyła postacie, żeby się cały koń zmieścił. Gryzie mi się to z moim poczuciem harmonii w kompozycji.
Fioletowa Quinn - koszmar, za duża orgia jednego koloru, aż do mdłości. Czasem to działa ale nie w tym przypadku.
Pierwszy hq, jeśli chodzi o okładkę, to totalny banał, nuda i mdłe kolory.
W okładce Magdy Wali widzę problem ze zbyt ciasnym kadrem, choć być może tak miało być. Może to celowy zabieg grafika, żeby poczuć niepokój, co może ma korespondować z treścią książki. Wiadomo, tematyka wojenna więc komfortowo nie może być. Niemniej, nie podoba mi się ta okładka, jest taka właśnie niekomfortowa w odbiorze. Kolory, kadr, klaustrofobiczna okładka i nie budząca miłych skojarzeń.
Okładka "Drzewo anioła" też w sumie ładna, trochę melancholijna ale też bez szału, jeśli chodzi o całość.
Niebieska z twarzą też ciekawa ale też trochę za dużo tego koloru, ta okłada jest przez to trochę przytaczająca. A dodatkowo - skąd pada światło na tę twarz? Cienie sugerują, że z lewej, od napisu, ale z kolei wtedy włosy tuż przy policzku powinny być jaśniejsze. Może słabo ogarniam światłocień ale coś mi tam nie gra właśnie. Może ktoś bardziej ogarniający mi to wytłumaczy.
Kolejna Quinn, Mortka i ta mafijna wyglądają jak z generatora okładki dla tych gatunków literackich. Od razu widać, że mafia, romans i jakaś fantastyka. Nudy i zero kreatywności.
Może specem od malarstwa nie jestem, ani grafikiem, ale pojęcie o kompozycji, kolorach i generalnie o tym jak to ma wyglądać w teorii mam. Mam wrażenie, że te okładki są robione na odwal się i naprawdę trudno o poprawną okładkę, która jednocześnie jest miła dla oka. Fabryka słów kiedyś stała wysoko, jeśli chodzi o okładki. Jak jest obecnie, nie wiem, bo nie czytam. Do romansowych okładek koszmarków już przywykłam więc nic mnie nie zdziwi ale tak naprawdę na palcach jednej ręki mogę policzyć okładki, które mi się podobają.