Mary Jo Putney "Z dala od wrzosowisk"
Diana przed laty przeżyła traumatyczne wydarzenie, przez co zaszyła się w chacie na szkockim odludziu. Wiedzie spokojne życie wraz z synkiem i dwiema przyjaciółkami, które również mają trudną przeszłość. Za sprawą jednej z nich decyduje się zostać luksusową kurtyzaną. Wyjeżdża więc do Londynu i oferuje swe usługi. Na jednym z przyjęć dla dżentelmenów spotyka przystojnego ale skrytego Gerwazego. On również próbuje się uporać z demonami z przeszłości.
Putney to autorka, która nie schodzi poniżej pewnego poziomu i również tym razem serwuje kawał porządnej prozy. Książka nie zawodzi pod względem warsztatu, konstrukcji fabuły, dramaturgii opowieści, ciekawych bohaterów i fascynującej historii.
Początek jest nieco senny i przydługi, co nie za bardzo zachęca do lektury, jednak gdy już się przejdzie ten moment, to potem jest już zupełnie inaczej.
Fabuła rozwija się dość powoli i trudno się zżyć z bohaterką, zrozumieć jej motywację, bo autorka bardzo oszczędnie dawkuje emocjonalność bohaterki i bardzo powoli odsłania przeszłość Diany. Sama bohaterka nie jest typem postaci, którą się od razu lubi i można łatwo się z nią utożsamić. Czasem nie rozumiałam jej motywów i postępowania, na przykład tego, dlaczego uparła się zostać luksusową prostytutką, mimo iż miała multum innych możliwości i wcale ta praca nie sprawiała jej satysfakcji.
Bohater też nie dał się polubić. To taki dziwny, zimny, odpychający, trochę samolubny facet, któremu nie wiadomo co w głowie siedzi. Nie jest to typ bohatera, którego się lubi. W założeniu miał być chyba mroczny i tajemniczy ale nie wiem, czy go polubiłam, nawet wtedy gdy zrozumiałam jego motywy.
Zaskoczyło mnie kilka rzeczy w tej książce, zarówno na plus, jak i na minus. Na minus zdecydowanie fakt, że od razu domyśliłam się jak wyglądała przeszłość Diany. Na plus – trauma bohatera. Wątek bardzo bolesnej przeszłości Gerwazego został bardzo dobrze napisany, dramatyzm dobrze uchwycony.
Kolejny minus to samo imię bohatera, Gerwazy zdecydowanie nie kojarzy się polskiej czytelniczce z tajemniczym, przystojnym, targanym namiętnością i poczuciem winy bohaterem romansu, a skojarzenie jest w zasadzie tylko jedno – stary dziadek z "Pana Tadeusza". Nie wiem jak tłumaczka mogła to aż tak zepsuć. Czy w ogóle istnieje jakiś anglosaski odpowiednik Gerwazego? Jak miał na imię w angielskiej wersji ten bohater? Gerwyn? Chyba lepiej było zostawić oryginalne imię.
Całość jest chwilami mroczna i bardzo poważna. Klimat tej historii jest dość specyficzny. Dużo cierpienia i traum, dużo niepokojących zdarzeń, sprzecznych emocji. Historia ma ręce i nogi, warsztatowo jest bardzo dobrze, a wszystko to sprawia, że ta książka może się podobać. Moja ocena końcowa to: 8/10, myślę, że do niej wrócę i mimo że dostrzegłam pewne błędy, to jednak powieść jest naprawdę dobra.