Przeczytałam , oczywiście nie zawiodłam się mówię tu o książce
ale wiecie co ? to już druga część a główna bohaterka nie potrafi przespać się ze swoim niby facetem , jakie to frustrujące
cały czas coś im przeszkadza , znów trzeba czekać na trzecią część
Wkleiłam taki fragmencik obrazujący to :
Przeszedł mnie dreszcz, kiedy jego dłoń prześliznęła się po moim
udzie, zaglądając pod spódniczkę. W następnej sekundzie modliłam się
już do świętego od profilaktyki, żeby Ramirez miał w portfelu prezerwatywy. Owinęłam go nogą, przyciągając do siebie, palcami majstrując przy jego rozporku. Na guziki. Byłam przy guziku numer dwa, kiedy drzwi się gwałtownie otworzyły.
— Maddie, nie uwierzysz! — wykrzyknął Marco, wpadając do pokoju.
— Madonna załatwił nam bilety na Bette Midler! Dziś wieczorem zobaczę
na żywo boską Bette! Jestem szczęśliwy, skarbie, absolutnie szczęśliwy!
Jestem tak... — Urwał. — Och. Czyżbym w czymś przeszkodził?
Spojrzałam na niego wściekle. Gdyby wzrok mógł zabijać, Marco byłby już trupem. Ramirez warknął jak dzikie zwierzę, po czym wstał, poprawiając dżinsy.
- Ups. Przepraszam — wyjąkał Marco ze zmieszanym uśmiechem.
— Nic wiedziałem. — Zobaczył kawałki taśmy klejącej na podłodze. — Co to za taśma? — zapytał i się rozpromienił. — Czy to jakiś perwersyjny gadżet?
— Żaden perwersyjny gadżet. Raczej narzędzie tortur i to bardzo
bolesne — zapewniłam go. Ramirez zapiął rozporek, a ja opowiedziałam
Marcowi o moim spotkaniu z Maurice”em. Słuchał wszystkiego z rozdziawioną buzią.
— Skarbie, jesteś niesamowita! Jesteś wielka. Jesteś absolutną debeściarą. Sama załatwiłaś bezwzględnego zabójcę!
Miałam nadzieję, że Ramirez nas słucha. No cóż — powiedziałam skromnie — trochę pomogła mi Dana. W końcu, to jej paralizator.
— Nie, skarbie, sama tego dokonałaś. Och! — Klasnął w ręce. — Musimy to uczcić . Może pójdziemy się napić po występie?
— Jasne — odparłam.
— Bajecznie! Ale, co ja tak stoję i gadam, kiedy muszę znaleźć odpowiedni ciuch na wieczór, coś godnego Bette. Zostawiam was samych
z waszym świętowaniem — rzucił, puszczając oczko i wyszedł.
Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, Ramirez złapał mnie za
rękę i ponownie przyciągnął do siebie. Jedną ręką obejmował mnie
w pasie, a drugą pieścił mój kark. — Na czym kończyliśmy? — zamruczał.Zaniim zdążyłam odpowiedzieć, zamknął mi usta pocałunkiem. Tym razem gwałtowniejszym bardziej natarczywym. Nie żebym miała coś przeciwko. Kiedy dotknęłam dłońmi jego kaloryfera, moje hormony zaczęły szaleć. Ramirez jęknął, gdy znowu powędrowałam palcami w dół, do jego rozporka.Pchnął mnie na łóżko i położył się na mnie. Łał. Miał w kieszeni colta kaliber 45 czy po prostu cieszył się na mój widok?Byłam zaledwie dwa guziki od rozwiązania tej zagadki, kiedy drzwi znowu się otworzyły. Sukinkot — warknął Ramirez
— Rety tak, to właśnie to miejsce! — Do pokoju weszła zarumieniona
rozchichotana Dana, z Rickiem, skubiącym jej szyję. Och! — Zatrzymała
się,kiedy nas zobaczyła — Ups. Zdaje się, że ten pokój jest już zajęty.
Odchrząknęłam a Ramirez sturlał się ze mnie, mamrocząc, że
kogoś udusi. Eee, no trochę. My właśnie. — Urwałam zbyt zawstydzona
żeby dokończyć
— Aha, my też. — Dana zachichotała, kiedy Rico uszczypnął ją w tyłek
— Pogodziliście się? zapytałam choć malinka na szyi Dany wyraźnie mówiła, że tak. Dana skinęła głową.
— Rico zadzwonił do mnie rano, po tym jak funkcjonariusz Taylor zwolnił go z aresztu. Dasz wiarę, że Chudy Jim wniósł oskarżenie? W każdym razie, Rico przeprosił mnie za ten wybuch zazdrości I zbyt gwałtowną reakcję, i właśnie mieliśmy...
— Godzić się? podsunęłam żeby przypadkiem nie weszła w szczegóły.
— Aha. — Dana zachichotała — Zresztą, nie potrafię się długo złościć
na mojego małego żołnierzyka — zaćwierkała ściskając policzki Ricka
aż mu się wykrzywiły usta. Kocham cię, moja mała żyleto. Rety. Czułości Miejskich Bojowników.
— Hej, co ci się stało w nadgarstek— spytała Dana, patrząc na moje przeguby, gdzie do resztek kleju po taśmie przywarły kłaczki z dżinsów
Ramireza. Wyglądałam jakbym miała bransoletki.
— Długa historia - odparłam Opowiedziałam jej skróconą wersję,
skupiając się na kolejnym zamachu na moje życie i, szczęśliwym dla
mnie, zamiłowaniu Queenje do skórzanych torebek.
— Wiedziałam! — krzyknęła Dana, kiedy skończyłam — Wiedziałam, że warto było zabrać paralizator!
— Cóż, choć raz unieruchomił właściwą osobę. W każdym razie,dziś wieczorem idziemy z Markiem to oblać. Przyłączycie się?
— Jasne! — pisnęła Dana, zerkając na Rica. — To znaczy, o ile nie
mamy jakiś innych planów.
— Skoro już o tym mowa... — Powiedział Rico, patrząc Danie w oczy...— Właśnie. Dobra. No to, zostawiamy was samych — rzuciła Dana i wyszli razem z Rickiem, sczepieni ustami. Ramirez zatrzasnął za nimi drzwi, po czym spojrzał na mnie. - Masz zbyt wielu przyjaciół. W tym momencie, musiałam się z nim zgodzić.
Jednym długim susem pokonał dzielącą nas odległość i my również
sczepiliśmy się ustami. Tym razem nie było miejsca na subtelności. Jego
dłonie uwijały się jak szalone. Ciągnęły za moją spódniczkę, ślizgały się
po moim brzuchu, szamotały z zapięciem stanika. Ja nie pozostawałam
w tyle. Błyskawicznie rozpięłam wszystkich pięć guzików jego rozporka. Mieliśmy misję do wypełnienia. Nic nas nie mogło powstrzymać...
-- Oj, mówię ci, że ta gra była ustawiona. To niemożliwe, żeby...
Och. Wybacz, Madds.
....... no chyba, że pani Rosenblatt.
Zamknęłam oczy i uderzyłam głową w zagłówek łóżka, zastanawiając się, co muszę zrobić, żeby się z kimś przespać.
— Mads?
Natychmiast otworzyłam oczy.
- Mama?
Ramirez zesztywniał i błyskawicznie wyciągnął rękę spod mojej bluzki.
— Mama? — powtórzył falsetem. Mafiosów zjadał na śniadanie, ale
moja mama go przerażała.
— Eee, wybacz, że przeszkadzamy — powiedziała mama od progu.
— O tej porze pani Rosenblatt bierze swoje tabletki na ciśnienie, zostawiła je w pokoju. Gdybyśmy wiedziały, że nie jesteś sama... — Jej wzrok padł na rozpięty rozporek Ramireza.
— Cholera. — Ramirez odwrócił się i zapiął rozporek. Znowu.
— Właśnie, powinniście powiesić skarpetkę na klamce albo coś —
pouczyła nas pani R, przechodząc przez pokój do swojej walizki. — Wtedy byśmy wiedziały, że coś jest na rzeczy.
— Zapamiętam sobie — mruknęłam.
Mama odchrząknęła, przenosząc wzrok z mojego przekrzywionego stanika na Ramireza, który stał zmieszany w kącie.
— Och, mamo. To jest Jack Ramirez.
— Och, a więc pan jest tym detektywem — zagruchała mama, łapiąc go za rękę i nią potrząsając. — Maddie dużo mi o panu opowiadała. Muszę przyznać, że jestem szczęśliwa, iż znowu chodzi na randki. Zbyt długo tego nie robiła. Takie długie przerwy nie są dobre..........
doprawdy mam nadzieję że w końcu to zrobią , w końcu nie wytrzymają nerwowo.