Po udanej, lecz katastrofalnej w skutkach wyprawie do Mount Weather, będzie musiał zmierzyć się z brutalnym faktem. Katy już nie ma. Została porwana. Odnalezienie jej staje się jego głównym celem. Czy pozbędzie się każdego, kto stanie mu na drodze? Bez problemu. Czy zrówna z ziemią cały świat, by ją odnaleźć? Bardzo chętnie. Czy zdemaskuje kosmitów? Z przyjemnością.
Katy musi tylko przeżyć.
Wśród wrogów, by się wydostać, Katy musi się przystosować. W końcu nie wszystkie słowa grupy Daedalus brzmią jak szaleństwo. Mimo to, ich cele są przerażające, a wszystko, co mówią, jest bardzo niepokojące. Kto tak naprawdę jest zły? Daedalus? Ludzie? Czy Luksjanie?
Razem stawią czoła wszystkiemu.
Jednak najbardziej niebezpiecznym wrogiem jest ten, kogo znali od zawsze. Gdy prawda wyjdzie na jaw, po której stronie się opowiedzą? Nie mogę jakoś wyjść ze zdumienia. Między innymi dlatego, że nie sądziłam, że Armentrout mnie tak zaskoczy. A jednak.
W gruncie rzeczy nie planowałam tak od razu zaczynać czytać czwartego tomu, lecz jakoś zajrzałam do środka i mnie wcięło. Poszło błyskawicznie. Na obecną chwilę sądzę, że warto sięgnąć po
„Origin” Jennifer L. Armentrout zaraz albo niedługo po „Opalu”, mając w odwodzie piąty tom. Przede wszystkim dlatego, że trójka wówczas inaczej wygląda, stając się poniekąd swoistym uzupełnieniem, że pewne rzecz miały jednak pewien cel i nie brały się znikąd.
Tak czy owak, już końcówka „Opalu” sugerowała, że będzie wiele działo się i z całą pewnością akcji tutaj nie brakuje, a także nieoczekiwanych zwrotów akcji oraz wielu niespodzianek. I co gorsza, chociaż nie mija jedno niebezpieczeństwo, pojawia się kolejne zagrożenie, z którym trzeba zmierzyć, jeśli Katy i Daemon chcą mieć jakąkolwiek szansę na normalne życie. Niekiedy pomoc nadciąga z niespodziewanej strony, lecz i zdrady się nie da uniknąć, w szczególności że przychodzi ze strony, której się nie brało pod uwagę.
Sama koncepcja fabuły, a mianowicie zderzenie z czymś, co może być poważnym zagrożeniem dla ludzkości w pewnych okolicznościach oraz z ludźmi, którzy są gotowi iść po trupach i sięgają po wszelkie możliwe sposoby, usprawiedliwiając to wyższym dobrem, nie jest dla mnie czymś nowym. Niemniej jednak nie zmienia to faktu, że sposób, w jaki
Armentrout przedstawia całą rzecz, robi na mnie niezłe wrażenie. Sama miałam ogromną ochotę, aby ktoś tych gości potraktował właśnie ich własną metodą. Albo powinno ich spotkać coś jeszcze gorszego. W każdym razie to wszystko układa się w odpowiednią całość. Po prostu przypadło mi do gustu, jak ta koncepcja została ujęta i przedstawiona. Było emocjonująco. I właściwie poniekąd Katy i Daemon, choć nadal najważniejsi, to jednak w pewnym sensie schodzą na dalszy plan.
Zarówno Katy oraz Daemon jak i ich przyjaciele stają przed ogromnym niebezpieczeństwem, wręcz stawką tu jest ich życie, a także prawo do dokonywania jakiegokolwiek wyboru. Nie poddają się, walcząc za wszelką cenę o możliwość życia po swojemu, aby móc decydować o najprostszych rzeczach i nie być narzędziem w rękach fanatyków. I cena, którą im przychodzi zapłacić, jest bardzo wysoka.
Tak swoją drogą, w pewnej chwili, przyciśnięci do muru, znalazłszy się w pułapce, Daemon i jego przyjaciele podejmują niezwykle szaloną decyzję, która ma wyjątkowo daleko idące skutki. Trochę wcześniej mnie samej przyszło do głowy tego rodzaju rozwiązanie, lecz o zdecydowanie o mniejszym rozmachu i tak bardziej na spokojnie. Dodatkowo przy tym, gdy zdarza się chwila spokoju, Daemonowi zbiera się na romantyzm, oczywiście w aroganckim stylu, lecz to zostało uroczo i przekonująco opisane. Pasowało do nich.
No cóż, po przeczytaniu książki
„Origin” byłam pod takim wrażeniem, że przez jakiś czas sądziłam, że nie uda mi się sklecić nawet kilku zdań, chociaż bardzo chciałam coś napisać o tej historii. Ostatecznie myślę, że nie wyszło mi tak źle. A, jeszcze jedno, a mianowicie końcówka jest o wiele bardziej emocjonująca i niejednoznaczna niż w przypadku „Opalu”. Innymi słowy, bez piątego tomu zwyczajnie się nie da. Możliwe, że będzie jeszcze ciekawiej.