Teraz jest 21 listopada 2024, o 12:42

Rodzina Bridgerton (cykl) - Julia Quinn (rewela)

Alfabetyczny spis recenzji ROMANSÓW HISTORYCZNYCH
Avatar użytkownika
 
Posty: 2086
Dołączył(a): 28 listopada 2014, o 19:46
Ulubiona autorka/autor: Garwood, SEP, McNaught i wiele innych...

Rodzina Bridgerton (cykl) - Julia Quinn (rewela)

Post przez rewela » 6 września 2015, o 15:17

... hmmm... ponieważ jestem w transie "quinnowym" to należało sprawdzić co to za cykl "Rodzina Bridgerton"... wkręciłam się bardzo :)

Zaczęło się od książki "Książę i ja".
Lubię takich pogubionych chłopców jak główny bohater Simon! Mam zawsze ochotę przytulić ich i powiedzieć, ze wszystko będzie dobrze, że w końcu na pewno będzie wspaniale i cudownie!! :)

Simon Basset, młody książę Hastings miał trudne dzieciństwo. Przez swoją wadę wymowy został odrzucony przez ojca, co miało diabelny wpływ na całe jego przyszłe życie! Brak ojcowskiej miłości sprawił, że chłopak pragnął robić wszystko, by postępować inaczej niż znienawidzony ojciec! Zawsze na przekór ojcu!! oj! A już zwłaszcza wtedy jak tatuś zdał sobie sprawę, że źle ocenił swego jedynaka! Tak! Bo tatuś poczatkowo uznał, że skoro syn ma problemy z mówieniem to jest imbecylem i nie jest godzien być przyszłym księciem, a tu okazało się, że Simon miał niesamowite zacięcie, by udowodnić, że jednak głupkiem nie jest! Zdeterminowany był i to naprawdę mu się chwali! Nauczył się kontrolować siebie i poradził sobie z jąkaniem, skończył studia z wyróżnieniem! Genialny... :)
Ale jak już wspomniałam wcześniej, odrzucenie przez ojca miało fatalny wpływ na jego życie! Simon postanowił, że nie będzie posiadać rodziny! Tak, żeby największa namiętność ojca, jego tytuł, nie mógł być odziedziczony przez nikogo, by on Simon, był ostatnim księciem! I facet naprawdę robił wszystko, by tak się stało!

Po powrocie do Londynu, z którego wyjechał, by nie utrzymywać z ojcem żadnych stosunków, a który w końcu zmarł, Simon stał się najlepszą partią w mieście! A ponieważ nie zależało mu na zakładaniu rodziny, ustalił z Daphne Bridgerton, że będą udawać, że między nimi wybuchł gorący romans :) Dzięki temu, jego zostawią mamuśki i nie będą mu podsyłać swych córeczek, a ona stanie się atrakcyjniejszym kąskiem dla kawalerów :) I może w końcu, co niektórzy zobaczą w niej coś więcej niż kumpelę, zobaczą kobietę godną pożądania!
hmmm... i tu nastąpił problem :) bo zarówno Daphne, jak i Simon zaczynają coś do siebie czuć :)

Daphne... to przesympatyczna dziewczyna :) A, że wychowała się w dużej rodzinie to musiała umieć walczyć o siebie :) Była przy tym niesamowicie pyskata i uparta! No, ale jak się ma trzech starszych braci... :P Polubiłam dziewczynę od samego początku.. Niestety, w pewnej chwili straciła w moich oczach, ale dobrze, że tylko na chwilę... :P

Spoiler:


o tak! Daphne mnie zdenerwowała! Ale Simon mimo wszystko był dla niej łaskawy...
Spoiler:


Ciekawa to była książka! Podobała mi się :) nawet bardzo! A teraz czas na następną, o Anthonym.. :)

Avatar użytkownika
 
Posty: 2086
Dołączył(a): 28 listopada 2014, o 19:46
Ulubiona autorka/autor: Garwood, SEP, McNaught i wiele innych...

Ktoś mnie pokochał/ Zakochany hrabia

Post przez rewela » 6 września 2015, o 15:22

"Ktoś mnie pokochał" czy też "Zakochany hrabia"... Było coś wyjątkowego w tej książce, naprawdę mi się podobała! z każdym następnym rozdziałem nie mogłam się doczekać co będzie dalej..
Jednak na pewno nie polubiłam głównego bohatera :) Nie lubiłam Anthonego Bridgertona już w "Książę i ja". Może był wspaniałym bratem, głową rodziny, ale mnie denerwował swoją zaborczością, porywczością...a teraz to już w ogóle była tragedia! :disgust:
Anthony ma 29 lat i nagle postanowił się ożenić. W końcu jako głowa rodziny powinien zatroszczyć się o dziedzica. Właśnie do tego potrzebował żony, oj! bo na pewno nie szukał facet miłości! hmmm...Anthony wierzy, że umrze młodo, tak jak jego ojciec...więc po co plątać się w jakieś miłosne historie, jeśli wtedy trudniej będzie rozstać się z tym światem?
Podczas londyńskiego sezonu Anthony znalazł idealną kandydatkę na żonę, taką która będzie się dobrze prezentować, jest inteligentna, a do której kompletnie nic nie czuje! Problem tylko w tym, że panienka Edwina Sheffild ogłosiła, że nie poślubi nikogo jeśli wcześniej kawalera nie zaakceptuje jej starsza siostra :)
Kate Sheffild to wyjątkowa dama! Bardzo zależy jej na szczęściu siostry. Zrobi wszystko, by uchronić ją przed małżeństwem z kimś pokroju Anthonego Bridgertona, bo jej zdaniem lord Bridgerton to Rozpustnik przez duże "R", a taki szczęścia, sorry! dać nie może!

Kate postrzega siebie jako przeciętną kobietę, która nie jest w stanie zainteresować żadnego mężczyznę, z kolei jej przyrodnia siostra to piękno wcielone! I wiecie co, cudowne jest to, że Kate nie zazdrości siostrze powodzenia! Wręcz przeciwnie! Potrafi się tym cieszyć :) pogodziła się, z tym, że zostanie sama!
Teraz ważniejsze jest trzymać wicehrabiego z dala od Edwiny. Tylko co zrobić jak wicehrabia jest bardzo zdeterminowany zdobyć swój "ideał żony"? A co gorsza jak poradzić sobie z tym, że może on wcale nie jest takim rozpustnikiem za jakiego Kate go uważała??

Lubię w książkach motyw "kto się czubi ten się lubi" :) Dzięki temu coś się dzieje! Uczucie, które rodzi się między bohaterami nie jest gromem z jasnego nieba, tylko rodzi się powoli, wpierw z pożądania, przyjaźni, a kończy wiemy czym :)

Bardzo irytował mnie Anthony. Nie rozumiałam jego motywów postępowania. Wiem co czuł, ale nie ogarniałam tego! Jawiło mi się to jako głupota! Bo może on nie chciał się zakochać, ale potencjalna żona mogła, tak? Miała cierpieć? ba!

Spoiler:



A jeszcze wcześniej kiedy Kate broniła dostępu do siostry...przecież robiła dokładnie to samo, co Anthony jak Simon był blisko Daphne...jego postępowanie było ok, jej naganne...hmmm, dziwne to zasady!

Ale pomimo "antosiowych" zastrzeżeń historia bardzo mi się podobała! To kolejna książka Quinn, w której humor mnie rozbroił Newton :D boski psiak! Ale i tak scena z Pall Mallem Bridgertonów i młotem śmierci przebija wszystko :D

Avatar użytkownika
 
Posty: 2086
Dołączył(a): 28 listopada 2014, o 19:46
Ulubiona autorka/autor: Garwood, SEP, McNaught i wiele innych...

Propozycja dżentelmena/Kusząca propozycja

Post przez rewela » 6 września 2015, o 15:25

"Propozycja dżentelmena" czyli "Kusząca propozycja", bo ja pod tym tytułem czytałam tę książkę, wpisuje się na listę moich ulubionych książek! W sumie sama nie wiem dlaczego, ale wczoraj skończyłam i już wczoraj chciałam zacząć ją od początku :D
To trzecia część cyklu o "Rodzinie Bridgerton"..chwilowo moja ulubiona :)

Prostota historii to chyba sprawiło, że czytało mi się tę książkę tak cudownie. Szybko kończył się rozdział, a ja musiałam dowiedzieć się co będzie dalej! Po prostu nie mogłam się od niej oderwać!!

Książka składa się z dwóch części.

Pierwsza to cudownie wykorzystany motyw baśniowego Kopciuszka. Sophie Beckett jest nieślubnym dzieckiem lorda Penwooda. Tatuś, co prawda, bierze dziewczynkę na wychowanie, ale nigdy nie uznaje jej jako swoją córkę, choć rodzinne podobieństwo jest uderzające.. Pewnego dnia lord Penwood poślubia wdowę z dwiema córkami i tak jak w baśni losy biednej Sophie powielają losy Kopciuszka. Ale na tym koniec podobieństw :) Po balu "książę", którym okazał się Benedict Bridgerton, drugi syn Lady Violett, a brat Anthonego i Daphne znanych z wcześniejszych części cyklu, nie odnalazł tajemniczej nieznajomej! :)
Benedict, w przeciwieństwie do Anthonego przypadł mi do gustu od samego początku! To taki prawdziwy anioł, wrażliwa dusza! Kiedy spotkał tajemniczą damę na maskaradzie, wiedział, że tylko ona może go uszczęśliwić. Tylko ona! Tylko...kim ona jest? i gdzie może ją znaleźć?

Druga część dzieje się 2 lata później. Przypadkiem, Benedict ratuje młodziutką służącą z opresji. Napastowała ją gromada pijanych paniusiów... Zabiera ją do swojego domu :) nie wie, że los postawił na jego drodze ową tajemniczą damę, którą swego czasu tak bardzo pragnął odszukać! Sophie poznała Benedicta od razu, lecz jak mogła mu się przyznać, że już wcześniej się spotkali? Jak mogła narazić się na złamane serce? Kim przecież jest? Tylko służącą...a on? Członkiem dobrej rodziny, wyższe sfery! Choć i tak już cierpiała kiedy przez ostatnie dwa lata marzyła o swoim księciu...

Tak się jakoś potoczyło, że Benedict nie może oprzeć się dziewczynie! Chciałaby, ale naprawdę nie może... Coś go do niej przyciąga! Pomyślał, że mógłby uczynić z niej swoją utrzymankę, tymczasem Sophie okazała się mieć zasady! Cudownie! :D
Benedict wie, że nie może pozwolić jej odejść!! Musi zabrać ją do Londynu...

hmmm...czy Sophie będzie umiała oprzeć się przystojnemu Benedictowi? Czy on będzie umiał uszanować jej wolę i zostawi w spokoju? o tak! Trzeba czytać :)

Jestem oczarowana całą rodziną Bridgertonów! Te relacje miedzy rodzeństwem - cudo! A wdowa matka Violett? Mała kobieta a jak zgrabnie trzyma rodzinę w ryzach :)I te jej zabiegi by zeswatać swoje dzieci :)
Benedict jest wspaniałym, wrażliwym, młodym człowiekiem. Uczucia odgrywają dla niego znaczącą, by nie rzec, najważniejszą rolę! Zależało mu na Sophie, zakochał się... :) tylko ta różnica w pozycji społecznej...
Sophie to honorowa dziewczyna :) Wycierpiała aż tyle, a wszystko znosiła z prawdziwą godnością!
Jej macocha, Araminta...genialny czarny charakter! Miałam ochotę ją udusić :P

Genialna książka :D Chcę ją na swoją półeczkę :D

Avatar użytkownika
 
Posty: 2086
Dołączył(a): 28 listopada 2014, o 19:46
Ulubiona autorka/autor: Garwood, SEP, McNaught i wiele innych...

Miłosne podchody

Post przez rewela » 6 września 2015, o 16:02

"Miłosne podchody" to kolejna książka z cyklu o Rodzinie Bridgerton :)

Jak już zdążyłam zauważyć, nie jest ona najbardziej lubiana przez miłośniczki cyklu :) A mnie się podobała! nie mam zbytnio czego się czepiać! Myślę, że na "tak" przemówiła postać Penelope. Nie była ona typem piękności, ale nie jest wyjątkiem...w książkach Quinn zdarzają się panienki, które nie reprezentują kanonu piękna... hmmm...Tylko, że Penelope była z tych, co zawsze podpierają ściany, z tych które się popycha, o których źle mówi, bo się wie, że nie będą się bronić...

Penelope Featherington to taka szara myszka. Jako młodziutka panienka zakochała się w Colinie Bridgertonie. Wiedziała, że jest to i będzie uczucie nieodwzajemnione, bo przecież ona jest taka bezbarwna, że nikt jej nie zauważa. Co prawda na wszystkich przyjęciach Bridgerton prosili ją do tańca, ale wszyscy wiedzieli, że to z litości. Colin nie był tu wyjątkiem. Jeśli zauważał Penelope, to tylko wtedy, gdy matka kazała mu z nią zatańczyć.

I tak minęło 11 lat. Penelope gdzieś tam z boku, od jednego przyjęcia do drugiego...
Pewnego wieczoru, podczas jednej rozmowy z lady Danbury wszystko zaczęło się zmieniać. Penelope poczuła, że może się zmienić, wyjść z cienia! A wiemy jak to działa :) jeśli samemu się w siebie zaczyna wierzyć, widzą to też inni!! I rzeczywiście dostrzega ją...Colin :D I coś się zaczyna, coś czego nie do końca można pojąć. Nawiązuję się między nimi przyjaźń. I nagle Colin widzi Penelope, naprawdę ją widzi!!! I facet jest tym przerażony :D co się z nim dzieje?

A w tle książki, londyńskie towarzystwo próbuje rozgryźć kim jest tajemnicza lady Whistledown, która przez ostatnią dekadę, pełniła funkcję bacznego obserwatora opowiadającego na łamach gazetki o życiu wyższych sfer :D

Przez ostatnie 3 części Colin jawił mi się jako beztroski chłopczyna, zabawny z błyskiem w oku i zabójcznym uśmiechem...taki flirciarz. Tymczasem okazało się, że Colin nie do końca jest szczęśliwy ze swoim życiem. Brakuje mu celu i strasznie go to męczy. Mota się, ale nie umie sobie z tym wszystkim poradzić... I właśnie Penelope okazuję się tą, która wskazuje mu drogę :)
Jedyne co mnie naprawdę denerwowało w Penelope to było to, że nawet własnej rodzinie pozwalała na fatalne traktowanie...tak jakby była powietrzem...

Czy ja już pisałam, że rodzina Birdgertonów jest cudowna? Te relacje między członkami- cud, miód, malina :) to jak cudownie się wykłócają! :hihi: Nie dziwię się, że Penelope tak dobrze się z nimi czuła!

Podoba mi się w całym cyklu, że wszystkie historie są naprawdę dość spójne. Na razie nie dostrzegłam żadnych nieścisłości :)
Czyli kolejna książka, która była dla mnie przyjemnością. Rewelacyjnie spędziłam z nią czas! Zabrałam się już za kolejną część cyklu - "Oświadczyny". Już jestem ciekawe co zmaluje Eloise :D

Avatar użytkownika
 
Posty: 27968
Dołączył(a): 22 lutego 2012, o 21:14
Lokalizacja: Warszawa
Ulubiona autorka/autor: Kristen Ashley/Mariana Zapata

Post przez Duzzz » 6 września 2015, o 18:42

Super kochana, że rodzinka Ci się spodobała. :wesoły: Czekam na kolejne relacje :mrgreen:

“How do you always know where to find me?''
His voice achingly gentle, he says, "The same way a compass knows how to find true north.”
― J.T. Geissinger, Cruel Paradise

“It’s not inexplicable. I like you the way Newton liked gravity.”
“I don’t know what you mean.”
“Once he found it, everything else in the universe made sense.”
― J.T. Geissinger, Cruel Paradise

“Life is short. You don't get a do-over. Kiss who you need to kiss, love who you need to love, tell anyone who disrespects you to go f*ck themselves. Let your heart lead you where it wants to. Don't ever make a decision based on fear. In fact, if it scares you, that's the thing you should run fastest toward, because that's where real life is. In the scary parts. In the messy parts. In the parts that aren't so pretty. Dive in and take a swim in all the pain and beauty that life has to offer, so that at the end of it, you don't have any regrets.” ― J.T. Geissinger, Cruel Paradise

Avatar użytkownika
 
Posty: 2086
Dołączył(a): 28 listopada 2014, o 19:46
Ulubiona autorka/autor: Garwood, SEP, McNaught i wiele innych...

Oświadczyny

Post przez rewela » 8 września 2015, o 19:34

"Oświadczyny" to już piąta książka z serii o rodzinie Bridgerton. I pierwsza, co do której mam mieszane uczucia... Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobała, bo byłoby to kłamstwo, ale chyba spodziewałam się coś troszkę innego :)
Poznałam wcześniej Eloise i miałam nadzieję na jakieś "łobuzerskie" zagrania, jak nie względem sir Philipa, to chociaż względem jego dzieci :) A tu? Wszystko było politycznie poprawne...

Eloise to taki typ pozytywnie zakręconej dziewczyny, która dużo mówi, dużo robi, a która nie zawsze dobrze na tym wychodzi! Ma 28 lat i wciąż jest starą panną i to raczej z wyboru niż dlatego, że nikt jej nie chciał.. Dziewczyna lubi pisać listy i od listu wszystko się zaczyna. Wysyła taki jeden z kondolencjami do męża swej dalekiej kuzynki. I co? Niespodzianka! Kuzyn odpisuje!
I tak zaczyna się między nimi korespondencyjna przyjaźń. Nigdy się nie widzieli, ale poznawali podczas rocznej, pisemnej znajomości! Przynajmniej tak się im wydawało :D Bo konfrontacja w rzeczywistości była dla jednego i drugiego twardym lądowaniem :) a na taką konfrontację Eloise zgodziła się, gdy Philip zaproponował bliższe spotkanie w celach lepszego poznania...bo może zdecydują się na małżeństwo? :) a wydaje się, że Eloise jest w jakiś sposób zdesperowana, gdy jej przyjaciółka Penelope poślubiła jej brata Colina. Poczuła, że jednak nie chce być sama! Dlatego zgodziła się na spotkanie z Philipem, na spotkanie, na które uciekła z domu :D

Sir Philip Crane nie miał większego szczęścia w życiu. Po śmierci swojego starszego brata musiał przejąć obowiązki barona, zadbać o ziemie, o rodzinę. W schedzie po bracie dostał też jego narzeczoną, której nie kochał, a z którą musiał się ożenić. I tu znalazł się w pułapce, bo przyszła żona była typem melancholika, co pogorszyło się jeszcze bardziej w chwili narodzin ich dzieci. Kobieta odtrąciła męża i coraz bardziej zamykała w sobie. A Philip? Starał się jakoś radzić z tym wszystkim, ale chyba troszkę go to przerosło. Żonie nie umiał pomóc, do dzieci nie chciał podejść, bo bał się, że będzie tak złym ojcem jak jego własny...

Los sprawił, że Philip został wdowcem z dwójką małych bliźniaków - łobuzów! Nie dawał sobie z nimi rady, więc chciał znaleźć dla nich matkę, a przy okazji żonę dla siebie. 28-letnia stara panna wydała się idealnym pomysłem. Tym bardziej, że we wsi żadna kobieta nie chciała podołać roli matki dla tych małych potworków! No, a przecież stara panna nie powinna wybrzydzać :P
I Eloise zjawia się bez zapowiedzi, wczesnym rankiem...I co teraz z nią począć? Philip jest pod wrażeniem jej urody, ale nawet nie wie czy ją lubi? A Eloise? Ona z kolei jest zawiedziona, bo to nie jest ten romantyczny kawaler z listów.

hmmm.. I jak teraz wybrnąć z tej sytuacji?
Jak dla mnie cała ta historia była aż nadto naciągana. To wszystko za szybko się działo.
Spoiler:

Nie było żadnego gromu z jasnego nieba, a bohaterowie już się chcieli! Dzieciaki diabełki w ciągu 2-3 dni zmieniły się w aniołki :disgust:
Nie kupiłam tego! Eloise wydawała mi się silną osobowością, a jakoś łatwo dała się stłamsić...
Dalej...Bohaterowie trochę za często się przepraszali...naprawdę za często! :D trochę się w tym gubiłam :p

Na pewno na "plus" był powrót do losów bohaterów poprzednich książek! Bardzo podobały mi się tytułem wstępu fragmenty listów Eloise. Dawało to świadectwo jak fajna dziewczyna z niej była!
Oczywiście tam gdzie pojawili się członkowie rodziny Bridgerton musi być śmiesznie! I było :D np. jak bracia przyjechali po siostrę, albo wiecznie głodny Colin tęskniący za żona :P

Zastanawiam się czym mnie teraz zaskoczy "Grzesznik nawrócony". A już czuję, że to może być dobra historia!

Avatar użytkownika
 
Posty: 2086
Dołączył(a): 28 listopada 2014, o 19:46
Ulubiona autorka/autor: Garwood, SEP, McNaught i wiele innych...

Grzesznik nawrócony

Post przez rewela » 11 września 2015, o 09:52

I "Grzesznik nawrócony" już za mną... Rety! kto wymyśla te tytuły? Nie wiem co ma wspólnego z treścią książki, ale to tak na marginesie...
Muszę przyznać, że miałam ogromny problem z zaakceptowaniem całej historii. Chyba najbardziej przeszkadzało mi bliskie pokrewieństwo miedzy głównym bohaterem Michaelem Stirlingiem a Johnem Stirlingiem, mężem Franceski Bridgerton... ale od początku, żeby za bardzo nie zamotać...

Michael i John to kuzyni, ba! ich ojcowie byli braćmi bliźniakami. Chłopcy wychowywali się razem i byli ze sobą blisko jak bracia! Ale to John miał zostać w przyszłości hrabią, nie Michael, a to tylko dlatego, że jego ojciec był starszy o kilka minut.. wiadomo, takie prawo!
Zasadniczo Michale nigdy kuzynowi nie zazdrościł pozycji. Naprawdę było mu obojętne komu przypadnie tytuł. Jedyne czego naprawdę pozazdrościł Johnowi to żony. Kiedy na dzień przed ślubem, Michael poznał Francesce dopadła go dziwna przypadłość: miłość od pierwszego wejrzenia! Wiecie, taka, ach, och, ech... i już było po facecie! Od tej chwili zaczął ukrywać przed wszystkimi swoje prawdziwe uczucia. Imał się każdego sposobu byle tylko nikt nie poznał co ma w sercu! Zrobiło się głośno o jego romansach i podbojach. A to wszystko była zasłona dymna, szukanie pocieszenia...

Francesca od dwóch lat jest szczęśliwa w małżeństwie. Bardzo kocha swojego męża i tę samą miłość otrzymuje od niego! Jest im tak dobrze, bo zrodziło się między nimi prawdziwe pokrewieństwo dusz. Do swojego grona dopuścili Michaela i razem stworzyli paczkę prawdziwych przyjaciół.
Niestety, małżeńska radość nie trwała długo. W jednej chwili spokojny, uporządkowany świat Franceski legł w gruzach! Pewnego wieczoru John położył się i już nie obudził...a ja się spłakałam na tym fragmencie...

I teraz zaczyna się cała historia...Michael zostaje nowym hrabią, gdyż John i Francesca nie dochowali się potomstwa. Jednak on nie tego pragnął! Nie śmierci brata, przyjaciela...tylko jego żony! Dlatego Michale ucieka od odpowiedzialności i wyrusza w podróż do Indii. Byle dalej od Francreski... Ona cierpi, bo w jednej chwili straciła tak wiele, męża, przyjaciela, dziecko...
Jednakże, kiedy Michale próbuje z nią korespondować, ona nie odpisuje..

I tak mijają cztery lata...
Czas płynie i zabija rany. Francesca zatęskniła za macierzyństwem. Żeby mieć dziecko trzeba wziąć ślub, a to znaczy, że trzeba porzucić żałobę i skupić się na poszukiwaniu odpowiedniego kandydata!
W tym samym czasie wraca Michael, przystojny jak zawsze, wciąż zakochany w Francesce i wciąż wyrzekający się tego uczucia...

Nie wiem czy polubiłam Francescę wdowę...Ona sama nie chciała, żeby ktoś ingerował w jej sprawy, a wtrącała się we wszelkie prywatne sprawy Michaela. Przez 4 lata nie odzywała się do niego, a po powrocie znów wielka przyjaźń. Trochę tego nie rozumiałam. No, ale dobrze.. załóżmy, że zranił ją swoim wyjazdem..ok!
Zdecydowanie bliższy był mi Michael. Tak bardzo starał się unikać żony kuzyna, również po jego śmierci. Nie chciał mieć wszystkiego co należało do Johna, wystarczy, że przejął po nim inne aspekty jego życia, tytuł, obowiązki, majątek...

Ale i tak wielkimi krokami Francesca i Michael zbliżają się do romansu, który tak trudno było mi zaakceptować.
Dziwny to był związek zrodzony z wyrzutów sumienia, że to niewłaściwe, grzeszne. Myślę, że gdyby Francesca tak bardzo nie kochała swojego pierwszego męża, ba! gdyby on w dodatku nie był kuzynem Michaela, to wszystko byłoby łatwiejsze! Cały czas miałam poczucie, że ona doszukiwała się w nim Johna...straszne!
A, gdy Michael uporał się z wyrzutami sumienia i zapragnął tak naprawdę zdobyć Francescę, ona zachowywała się paskudnie..
Spoiler:


Brakowało mi coś na koniec! Nie umiem stwierdzić czego.. Nie mogę powiedzieć, że książka mnie zauroczyła, ale tez nie przeszłam koło niej obojętnie!
Po początku, wręcz nie mogłam się doczekać, co też wymyśli autorka, żeby mnie przekonać, że miedzy Michaelem i Francescą może być szczęśliwe zakończenie, no nie przekonała mnie...nie uwierzyłam Francesce!

Wkurzało mnie to, że autorka obarczyła głównego bohatera chorobą,
Spoiler:
! cały czas czytając, starałam się wyrzucić to z pamięci!

Z innej beczki. Bardzo podobała mi się spójność z poprzednimi książkami. To wszystko było dopełnieniem "Miłosnych podchodów" i "Oświadczyn" i jakoś nie doszukałam się żadnych nieścisłości!
I znów byłam zachwycona wykorzystaniem fragmentów listów jako rozpoczęcia rozdziałów :)
Ostatnio edytowano 11 września 2015, o 10:42 przez rewela, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
 
Posty: 6741
Dołączył(a): 13 lutego 2014, o 09:54
Ulubiona autorka/autor: Krentz

Post przez szuwarek » 11 września 2015, o 10:31

ooo rewelo- ja tez miałam przy tej historii mieszane uczucia. taki trójkąt :czeka:
ale skarżysz się czy chwalisz - bo nie wiem jak reagować

Avatar użytkownika
 
Posty: 2086
Dołączył(a): 28 listopada 2014, o 19:46
Ulubiona autorka/autor: Garwood, SEP, McNaught i wiele innych...

Post przez rewela » 11 września 2015, o 10:46

no właśnie, trójkąt od czapy! gdyby jeszcze John był gnojaszczem, albo coś, ale to przecież fajny facet był! i jak o nim zapomnieć??
ale, żeby nie było, Michael to spoko koleś! długo walczył ze sobą! a jak kochał? :)
z kolei Frannie nie jest moją ulubienicą.. :)

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 11 września 2015, o 20:05

Moją też nie. ;) hm.. Nie lubię jej. :P znaczy Franceski. :P
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 2086
Dołączył(a): 28 listopada 2014, o 19:46
Ulubiona autorka/autor: Garwood, SEP, McNaught i wiele innych...

Magia pocałunku

Post przez rewela » 15 września 2015, o 20:57

Wielkimi krokami zbliżam się do zakończenia cyklu o rodzinie Bridgerton :( smutne to, bo w czasie tych przeszło 2 tygodni zdążyłam się zaprzyjaźnić z bohaterami.

Siódma część opowiada o najmłodszej z rodzeństwa, Hiacyncie Bridgerton. Gdybym tak miała wskazać, którą z sióstr lubię najbardziej, na pewno wskazałbym postrzeloną Hiacyntę :D
Dziewczyna była cudowna! "Huragan życiowej energii" jak myślał o niej Gareth! Pewna siebie, zdecydowana, inteligentna, zawsze mówiąca to co myśli. Raz powziętej decyzji trzymała się do końca. Nigdy nie zapominała języka w gębie :) hm! do czasu :P Raz, czy dwa zdarzyło się, że nie wiedziała co powiedzieć, ale cóż...no Gareth był taaaaki fajny :P i tak ją zaskoczył :D Przecież on nie poświęcał swej uwagi panienkom na wydaniu:) co z tego, że był to jej trzeci sezon? Żaden mężczyzna nie był dostatecznie inteligentny, by ona zwróciła na niego uwagę... A Gareth? On był inny!

Rety! Jak już Hiacynta doszła do siebie z tym, że Gareth w jakiś tam sposób się nią interesuje, jak już wymienili ten swój, nic nieznaczący pierwszy pocałunek, oj! jak oni pięknie ze sobą rozmawiali! :hihi: Jak ona cudownie zmuszała go by zawsze wychodziło na jej! hihi

A tak naprawdę cała historia zaczęła się od pamiętnika, który Gareth St.Clair, wnuk naszej wspaniałej lady Danbury, dostał od wdowy po swoim bracie. Pamiętnik należał do jego babki ze strony ojca. Ojca? Oj chyba zapomniałam wspomnieć, że nasz bohater jakieś 10 lat wstecz dowiedział się, że czcigodny "pan tatuś" nie jest prawdziwym tatusiem. To by wyjaśniało, dlaczego przez całe życie źle traktował swego młodszego syna.
Nie trudno było polubić Garetha. Przez niejaką nonszalancję, przebijała się człowiek samotny, odrzucony przez ojca. Sam mówił, że ma tylko jedną osobę, którą kocha, i która kocha go naprawdę, swoją babkę Danbury! (Oj lady D. wzorowa babunia :D )
Fakt, że Gareth nie znał ojca był dla niego wyznacznikiem tego co może zrobić ze swoją przyszłością! Wierzył, że na pewno nie może starć się o pannę z dobrego domu, bo prędzej czy później ojciec zniszczyłby jego szczęście doprowadzając do skandalu!

A pamiętnik...Pisany był po włosku...No i cóż! Hiacynta, która przez przypadek dowiedziała się o nim, postanowiła pomóc w tłumaczeniu. Dzięki swej starej guwernantce znała trochę włoski, by móc pobieżnie zrozumieć co zapisywała babka Garetha...

Wspaniale czytało mi się tę część! Szybciutko, bo pociągała mnie bohaterka. Historia też była mega zabawna! :) to szukanie skarbu, powieści pani S.G z tymi damami i panami w tytule :P, lady D. i jej laska wirująca w powietrzu...
Podobało mi się jak między bohaterami zaczęło rodzić się uczucie! No nie oszukujmy się! Jak nie zakochać się w tak zakręconej pannicy? Albo jak nie pałać uczuciem do mężczyzny, który jest tak niesamowicie tajemniczy? I w dodatku ma tak seksowny warkoczyk z tyłu głowy? :P

Przyznam, że troszkę zawiodłam się na zakończeniu. Nie tego oczekiwałam! Tym bardziej, że tyle energii bohaterowie poświęcili na szukanie "diamanti"...Ale cóż... nie można mieć wszystkiego!

Avatar użytkownika
 
Posty: 2086
Dołączył(a): 28 listopada 2014, o 19:46
Ulubiona autorka/autor: Garwood, SEP, McNaught i wiele innych...

Ślubny skandal

Post przez rewela » 15 września 2015, o 22:04

I nadszedł czas na pożegnanie z cyklem o rodzinie Bridgerton! Ech...Skończyłam "Ślubny skandal" i cóż... czuję pewien niedosyt! 8 części to trochę mało :) nie obraziłabym się, gdyby tak jeszcze z 2 części były :P Naprawdę, jeszcze coś wesołego o tej rodzince bym poczytała...

Niestety, ostatnia część cyklu troszkę mnie rozczarowała! Po tak dobrym prologu i fajnej recenzji Sol oczekiwałam czegoś więcej, a tymczasem tylko Hiacyntę i Violet dobrze wspominam!
OK! Przesadzam :) jeśli zapomnę o zauroczeniu Gregorego Hermioną to i on był fajny :P
Panna Lucinnda Abernathy doprowadzała mnie do bólu głowy! Taka porządnicka, taka na tip, top. Wszystko poukładane, wszystko lepiej wie! Swoim brakiem wiary w siebie przypominała mi Kate Sheffileld, z tym że Kate lubiłam a Lucy nie umiałam polubić! Chyba najbardziej irytowała mnie jak próbowała zeswatać swoją przyjaciółkę Hermionę z młodym Bridgertonem! Bo przecież on będzie dobry, a jej poprzednie zauroczenie, sekretarz jej ojca jest przecież jej niegodny!!! Ważniara!
No dobra! i tak okazało się, że Hermiona stała w uczuciach nie jest, bo wystarczyło jej sam na sam z pewnym kawalerem i już szał ciał i ślub konieczny! O losie! ten fragment cały bym wycięła! Bardzo mnie wkurzył! Było to płytkie i w ogóle!! Bo taką miłością pałała Hermiona do Edmondsa!! Grrrr... a zakończyło się wszystko tak jak się zakończyło! Fuj! Nowa para była tak nagle wielce zakochana! Jeszcze raz fuj!

W ogóle ta część jak główni bohaterowie dochodzą do tego, że coś do siebie czują była okropna! Męczyłam się przy niej bardzo! Drażniło tam wszystko: sztuczność dialogów, jakieś dziwne wywody na temat miłości, rozwiązania pewnych wątków... Ech! Szkoda słów..

Ciekawie zaczyna się robić, jak nasi bohaterowie spotykają się w Londynie w miesiąc po ostatnim spotkaniu, a na tydzień przed planowanym ślubem Lucy. I co teraz zrobić, by przekonać dziewczynę, że nie może wyjść za mężczyznę, który nie da jej szczęścia? Co zrobić, jeśli są obowiązki, którym trzeba sprostać, bo innych możliwości nie ma?

Ta część podobała mi się najmniej! Zdecydowanie wolę "Grzesznika nawróconego", który do dziś wiódł prym tych najmniej lubianych książek z cyklu..
Ale to nie zmienia faktu, że Gregorego można było polubić :) jak już zrozumiał, co to jest prawdziwa miłość, to przepadł z kretesem! Był tak uroczy jak pędził na złamanie karku, by powstrzymać ślub swojej ukochanej! :)

Avatar użytkownika
 
Posty: 30763
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 16 września 2015, o 18:07

trzeba przyznać,że w tej serii sporo jest scenek,które wspominm z uśmiechem na ustach(choćby słynna scena,kiedy to Violet próbuje uświadomić Dafne co do małżeńskich obowiązków :evillaugh: ),mnóstwo tu też fajnych postaci.Z męskich lubię Simona i Benedicta,z damskich Dafne,Penelope i Lady Dunbary(cudna jest)...Cykl uwielbiam,zresztą moim uwielbieniem zaraziłam juz kilka osób...
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 15547
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 16 września 2015, o 21:16

rewela napisał(a):ten fragment cały bym wycięła! Bardzo mnie wkurzył! Było to płytkie i w ogóle!! Bo taką miłością pałała Hermiona do Edmondsa!! Grrrr... a zakończyło się wszystko tak jak się zakończyło! Fuj! Nowa para była tak nagle wielce zakochana! Jeszcze raz fuj!

Taaa, podpisuję się. Totalne ble i fuj :zalamka:
Mnie ta książka w ogóle się nie podobała. Była beznadziejna, czytało się topornie. Istna mordęga :ohlala:
Ta cała Lucy totalnie niedorobiona, Gregory mnie nerwił. Żal normalnie. Jedynie właśnie Hiacynta fajnie się zaprezentowała, ale mało jej niestety było.

Avatar użytkownika
 
Posty: 26
Dołączył(a): 25 lutego 2022, o 21:33
Ulubiona autorka/autor: Alex Kava

Post przez EvelKa » 20 kwietnia 2022, o 08:28

A czytałyście tom 9? Happily Ever After. Ja niestety nie, a może być ciekawy.


Powrót do Recenzje romansów historycznych

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 25 gości