Trochę potrwało, nim dorwałam
„Dark Needs at Night’s Edge”, ale jak już zaczęłam, trudno było się oderwać. W skrócie udana historia i jak najbardziej dla mnie.
Z jednej strony jest Conrad Wroth, czyli oszalały wampir z powodu krwi (ćpał z żył), na dodatek wielce udręczony (przystąpił do organizacji zwalczającej wampiry, a wkrótce sam nim się stał wbrew własnej woli, przez co jego kamraci zaczęli na niego polować), ranny (demon tak go dziabnął, że rana się nie goiła, bo najpierw trzeba wykończyć demona) i miał mnóstwo wrogów gotowych, by go dorwać. W zasadzie beznadziejny przypadek, a jednak jego bracia postanowili go uratować, gdy tymczasem Conrad chciał ich pozabijać oraz ich żony. Tak czy owak, aby go dopaść potrzeba było trzech wampirów, wilkołaka, czarów czarownic i coś tam jeszcze – w efekcie biedak został uwięziony razem z duchem w pewnym domu.
Z drugiej strony jest Néomi Laress, czyli tancerka baletowa, która została zamordowana we własnym wymarzonym domu. Osamotniona (jedyna jej rozrywką jest czytanie gazety, która nie zawsze do niej docierała) do tego stopnia, że nie wyrzuca wampira demolującego jej dom tylko dlatego, że może on ją widzieć, choć to w pierwszej chwili planuje. Jest nim coraz bardziej zafascynowana.
Jako że oboje w zaistniałych okolicznościach nigdzie nie mogą się ruszyć, mają okazję spędzić ze sobą sporo czasu, poznać się i tak tam. Przy okazji okazuje się, że Conrad nigdy tego i jest ogromnie ciekaw, do czego w końcu się przyznaje. Tylko stają przed nimi przeszkody wręcz nie do pokonania, lecz się nie zrażają i używają wyobraźni
Tak czy owak, w pewnej chwili Conrad zostaje porzucony przez braci (no dobra, nie z ich własnej woli) i musi sam sobie radzić. Potem wiele się dzieje i czego oni nie zrobią dla siebie nawzajem!
Na koniec zostają uraczeni niezłą przepowiednią przez Nix