Książka - Nomen Omen
Autor - Marta Kisiel
Wydawnictwo: Uroboros
Grecja. Gorąco. I plaża. A ponieważ po godzinie leżenia i nic nie robienia dostałabym tak zwane kuku na Muniu, wiedziałam, że muszę mieć zapas książek. Najlepiej dobrych. Na pierwszy ogień poszedł Nomen Omen Marty Kisiel i musze stwierdzić, że to był strzał w dziesiątkę.
Bohaterką jest dziewczę o dźwięcznym imieniu Salomea i wiele mówiącym nazwisku Przygoda - zdrobniale Salka. Książka zaczyna się w momencie, gdy Salka zaczyna mieć dość swojej skądinąd sympatycznej rodzinki i postanawia pójść na swoje. Czyli przeprowadzić do Wrocławia. Zwłaszcza chce uwolnić się od swojego brata Niedasia – beniaminka rodziców, który z lubością opisuje wszystkim zainteresowanym oraz niezainteresowanym wszystkie, nawet najbardziej krepujące wpadki dziewczyny.
Po przeprowadzce do Wrocławia Salka wynajmuje pokój w miejscowym domu grozy, którego właścicielką jest staruszka o nazwisku Bolesna. Salkę na początku dziwi to, że staruszka jest raz posępna jak mogiła, raz radosna jak skowronek, Az wpada na to ze kobiet jest kilka – trzy konkretnie. Identyczne trojaczki. Pojawia się też ewentualny luby, asystent na wydziale literatury, który ratuje dziewczynie życie po tym jak brat usiłuje ja utopić w Odrze…
Z książki dowiecie się dlaczego ważne są nitki, czy Niedaś ma sobowtóra i dlaczego babcia po wypadku nie chciała rozmawiać z Salką…
Książkę przeczytałam błyskawicznie, świetnie się bawiąc przy zabawnych dialogach i równie zabawnych opisach. Sama nawet nie wiedziałam, kiedy przeczytałam ostatnie zdanie, i miałam ochotę na jeszcze. Najlepiej od razu. Autorka ma niesamowite poczucie humoru, zgrabnie buduje fabułę, na każdym kroku czytelnika czeka mnóstwo niespodzianek. Również paranormalnych. Postaci są różnorodne, z cała plejadą wad i zalet. Nie sposób nie lubić sióstr Bolesnych, Salki, Niedasia, Roya Keane’a i Bartka.
Zdaję sobie sprawę, że niekoniecznie wynika to z mojej recenzji, ale ta książka znalazła się tu nieprzypadkowo.
Moja ocena 8,5/10