Przeczytałam. I nie wiem
Jeśli ktoś twierdził, że Caroline w
"Nie dajesz mi spać" była ciągle napalona i myślała tylko o seksie, to chyba nie wiedział, co gada
Ta bohaterka to dopiero jest niewyżyta. Ciągle tylko marzy o członkach. Rety, ileż można?! Przez tych wszystkich bohaterów Clayton poczułam się jakaś chora i popadłam w kompleksy. Ja zwyczajnie mam za małe libido albo w ogóle go nie posiadam. Jestem oziębłą babą. Moja kobiecość nie pulsuje. Obciach normalnie. Nie wiem co robię na tym romansoholicznym forum, powinnam iść na takie, gdzie seksuolog daje darmowe porady
Dobra, przestaję już użalać się nad sobą
Kurczę, no bohaterka niby jest spoko. Taka inna - wykolczykowana, wytatuowana, a przy tym mega inteligentna i geniuszkowata. Tylko za bardzo nam swojej mądrości nie ukazuje, bo głowę ma wiecznie zajętą jakimiś bzdurami. Ok, kumam, że napaliła się na tego kowboja. Że ma chęć przeżyć namiętny romans i wreszcie się zakochać. Ale ile można rozmyślać o wackach i odtwarzać sobie w głowie jakieś orgazmiczne scenki? Ja się normalnie po ludzku obawiałam, że ona zaraz skoczy na pierwszego lepszego, co idzie ulicą. Byle tylko miał dużego. No ludzie kochane
Takie to płytkie, infantylne i w ogóle bleee. Gdzie temu do
"Nie dajesz mi spać" Żeby nie było! Czytało się całkiem spoko i nie jestem załamana tą książką
Po prostu jak bohaterka poszła do kowboja i cały czas
czuła ukłucia pożądania i swoją zaciskającą się na jego widok kobiecość, a potem on obślinił ją przy pocałunku i to jej się nie spodobało (helooooooł, był bezmózgim prymitywem, totalnym neandertalczykiem i pacanem! Każdy to widział i nie musiał się z nim całować, żeby zatrybić) i za moment wystrzeliła, że kocha Clarka, to zwątpiłam. Kompletnie mnie to nie przekonało. Ja wiem, że na sto procent czuła coś do bibliotekarza, ale z tym kochaniem, to pierun z nieba ją oświecił w trakcie niesatysfakcjonującego pocałunku z kowbojem? Eeee, jakoś nie wierzę. Chociaż wtedy akurat burza była, to w sumie mógł
W każdym bądź razie według mnie ta książka była za krótka. Za mało sensownych przemyśleń i emocji, a za dużo
o siurakach. Samego
dużo nie ma. Dopiero na końcu. No oprócz tego, oczywiście, co ona sobie co kawałek roi w swoim pustym łbie.
Clark niby ok, ale też mnie nie położył. Te tweedowe marynarki z łatami na łokciach zbytnio burzyły moje poczucie estetyki.
Końcówka w ogóle jakaś niedopracowana i na chybcika napisana. Były fajne momenty (kiedy wlazł pod tę werandę, żeby jej pomóc wyjść, polizał ją w nogę i się nie przyznawał
) , czytanie idzie migusiem, ale zabrakło mi tego przyjemnego, uroczego budowania wzajemnej relacji, jakie występowało w
"Nie dajesz mi spać". Tutaj poleciało za szybko. Wolałabym też więcej dialogów między głównymi bohaterami, ale to już takie moje małe 'widzimisię'
Duz, byłam niegrzeczna. Możesz mnie zbić