przez Lucy » 24 sierpnia 2015, o 22:55
To się ogólnie robi ciekawe .
W lutym 2009 roku Adam S. złożył wniosek o ułaskawienie przez ówczesnego prezydenta, Lecha Kaczyńskiego. Pracował w niego wtedy, w randze podsekretarza stanu, Andrzej Duda, obecny prezydent, z wykształcenia prawnik. W maju zapadła decyzja, że wniosek rozpatrywany będzie w tzw. trybie prezydenckim - przyspieszonym i rzadko stosowanym. Do ułaskawienia wspólnika zięcia Kaczyńskiego doszło już latem 2009 roku - wyjątkowo szybko jak na polskie warunki.
9 czerwca 2009 roku w Kancelarii Prezydenta zapadła decyzja - okres zawieszenia kary Adama S. został skrócony do 1 roku, a jego skazanie zostało zatarte - relacjonował Dziennik Bałtycki.
Jak informowało m.in. Radio ZET i Newsweek, nie zasięgnięto wymaganej w takiej procedurze opinii sądu, który wydał wyrok oraz wbrew negatywnej opinii Prokuratury Generalnej.
W ułaskawieniu S. bardzo aktywny był ówczesny minister prezydencki Andrzej Duda. Dopytywał urzędników o dokumenty S., domagał się sporządzania notatek na podstawie jego akt sądowych, korespondował z prokuraturą - pisał w styczniu tego roku Newsweek. Sprawa była o tyle tajemnicza, że z Kancelarii Prezydenta zginął końcowy wniosek o zastosowanie prawa łaski, który według urzędników miał zostać podpisany przez Dudę.
W 2011 roku Duda zeznawał w tej sprawie w prokuraturze. Zasłaniał się jednak niepamięcią i zapewniał, że miał wówczas inne, ważniejsze obowiązki.
Nie dość, że sam umył ręce od sprawy, to jeszcze zeznał, że Lech Kaczyński w kwestii ułaskawień nie kierował się rekomendacjami urzędników: "Do spraw ułaskawień podchodził zawsze obiektywnie i wnikliwie je analizował (...). Pan prezydent nie był związany i sądzę, że nie czuł się związany jakimikolwiek opiniami otrzymanymi w sprawie" - opisywał Newsweek. O swojej roli w sprawie S. Duda powiedział niewiele. Głównie zasłaniał się niepamięcią. Pamiętał jedynie, że w tamtym okresie miał ważniejsze sprawy niż prośba wspólnika Dubienieckiego: "To był czas, kiedy przede wszystkim zajmowałem się sprawą sporu kompetencyjnego między prezydentem a premierem".
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.