przez Janka » 16 kwietnia 2015, o 03:43
Narobiłyście mi ochoty na powtórkę "Życia jak teatr". Najczęściej powtarzam perełki harlequinowe, które są dla mnie najbardziej emocjonalne, bo lubię sobie czasem uronić łezkę lub dwie, że ona taka biedna, a on dla niej taki niedobry. Ale pośmiać się nad książką też lubię, a pamiętam, że przy "Życiu jak teatr" śmiałam się bardzo dużo. Czytałam to tylko dwa razy i już minęło co najmniej 5 lat od ostatniego. To już najwyższa pora. No właśnie, może tym razem przeczytam ją po niemiecku.
Ostatnio powtarzałam inną perełkę: "Brazylijski biznesmen" Abby Green. Po polsku czytałam ją ze trzydzieści razy. No dobra, może przesadzam, ale dwadzieścia pięć na pewno.
Albo właśnie nie przesadzam i może nawet ze czterdzieści. No dobra, nie ważne. W każdym razie dużo.
Tym razem wreszcie po niemiecku. Nie wiem, dlaczego nie sięgnęłam po wersję niemiecką już przed laty, zaćmienie jakieś miałam. Już dawno powinnam.
Okazało się, że w naszej wersji wycięto informację, że w pokoju hotelowym (w prologu) miał czyhać facet z aparatem lub kamerą, dlatego dziewczyna miała klucz pokoju hotelowego przy sobie już jak przyszła na kolację. Miała go tam zwabić, dać się przelecieć i dać się nagrać przy robocie, żeby jej ojczym mógł go potem szantażować. U nas jest tylko informacja, że ona miała mu seksem odwrócić uwagę od ważnych spraw, a to przecież dałoby się zrobić w jakimkolwiek pokoju hotelowym lub w krzakach i niepotrzebny byłby ten konkretny klucz.
Wersja niemiecka natomiast została okrojona o jeszcze ważniejszą informację, która jest z kolei u nas, że jak on ją znalazł (w epilogu), to w dowód miłości przywiózł jej auto. Czytając wersję niemiecką, się właściwie nie wie, dlaczego ona mu zaufała i uwierzyła w jego miłość.