Nie ma za co, Frin
Vaugh może trochę rozwlekle pisze, ale trafiła w sedno sprawy. I poruszyła kilka istotnych wątków, które mozna spokojnie przenieść z poletka urban fantasy na całą literaturę.
Kurczę, jak ja zazdroszczę rynkowi anglojęzycznemu. Blogi, fora, strony o książkach, w tym o romansie. A u nas? Hmm, nasze forum
i właściwie nic wiecej. Artykuły o gatunku, które ukazały się w prasie można policzyć na palcach jednej ręki (przypominam sobie tylko rzecz u harlequinach w "Akcencie", wywiad z Meg Cabot i artykuł o chick lit w "Wysokich obcasach")
PS Ten fragment o Norze przypomniał mi coś innego. Możesz czytać najbardziej gównianą fantastykę w autobusie i będziesz cool/trendy/czy jak tam, ale spróbuj czytać ksiązkę w różowej okładce, a spojrzenia ludzi cię zlinczują.