Co wyście się tak uparły na tego biednego Sienkiewicza. Napocił się chlopina pisząc powieści ku pokrzepieniu serc [zapewne niewieścich] i ku podreperowaniu własnej kasy. A że bohaterki jego książek to spokojne dziewoje, mdlejące co i rusz - no to co? Dopiero byłaby draka, gdyby z Oleńki Bilewiczówny zrobił rozwydrzoną pannicę, co nieźle szabelką włada i szpetnie zakląć potrafi. Wyobrażacie sobie, jak panna Aleksandra łapie za fraki imć Kmicica, mocnym szarpnięciem od ziemi go odrywa i patrząc prosto w oczy rzecze do niego: "A ty mi tu waćpan andronów nie opowiadaj, tylko z portek wyskakuj, bom na własne oczy przekonać się chciała, czy prawdę gadają, że drugiego takiego jebaki jak wy w całej Polsze szukać próżno."
A Baśka jest super i już, a jeśli już do którejś z bohaterek przyczepić bym się musiała, to wybrałabym Danuśkę Jurandównę, bo to dopiero ciepłe kluchy były. Gdzież ten Zbyszko z Bogdańca miał oczy? Przecież pod nosem paradowała mu taka hoża dziewoja jak Jagienka, a temu tylko Danuśka była w głowie. I musiał ją Henryś uśmiercić niebogę, bo inaczej ten cymbał Zbyszko na oczy by nie przejrzał. A tak popłakał nad zwłokami pierwszej żoneczki, a potem czym prędzej ożenił się z Jagienką. I machnął jej czterech synów w krótkim czasie.