„Zupełnie niespodziewane zniknięcie Atticusa Craftsmana” Mamen Sànchez przekład: Aleksandra Wiktorowska
wydawnictwo – Media rodzina.
tytuł oryginału La felicidad es un té contigo
data wydania 3 czerwca 2015
liczba stron 296
kategoria thriller/sensacja/kryminał.
OPIS:
Atticus Craftsman w każdą podróż zabiera zapas earl greya i podręczną biblioteczkę. Również do Madrytu, gdzie ma zamknąć upadające wydawnictwo. Jednak nie spodziewa się, że załogę stanowią przedsiębiorcze (i niezwykłej urody) kobiety, które gotowe są posunąć się do wszystkiego, by ocalić firmę. Na przykład do porwania. Po Atticusie nagle ginie wszelki ślad. Śledztwo jest trudne, bo inspektor sprawia wrażenie, jakby wcale nie chciał go zakończyć, a Atticus, z jakichś powodów, wcale nie chce się dać odnaleźć. Choćby miał zaryzykować nawet wyczerpanie zapasów earl greya.
Atticus Craftsman to typowy Anglik – flegmatyczny, zdystansowany, poukładany. Pochodzi z dobrze ustawionej rodziny, pracuje w rodzinnym Wydawnictwie i ma spokojne i niemal dokładnie zaplanowane życie, ale tylko do momentu, kiedy ojciec wysyła go do Madrytu z misją zamknięcia hiszpańskiego oddziału ich wydawnictwa, które od jakiegoś czasu przynosi same straty. Obaj panowie są przekonani, że jest to proste, acz niewdzięczne zadanie, z którym Atticus upora się w mig. Nic bardziej mylnego, bo na miejscu czekają już na niego zdesperowane pracownice madryckiego Librarte, które niczym lwice będą bronić się przed utratą pracy.
I tak oto pewnego dnia Atticus znika bez śladu, a jego zaniepokojony ojciec udaje się do gabinetu inspektora Manchego. Inspektor Manchego podjął się odnalezienia zaginionego Atticusa i czym prędzej wyruszył na poszukiwania. Dotarł do Madrytu i do oddziału rzeczonego wydawnictwa, a tam wpadł w szpony tych samych pań, które zajęły się Atticusem – a właściwie wpadł w szpony jednej z nich o imieniu Berta. On miał około sześćdziesięciu lat i nie był zbyt urodziwy, ona przekroczyła pięćdziesiątkę i też do piękności nie należała, no ale cóż, zaiskrzyło między nimi.
To tyle tytułem wstępu. Jakie są moje wrażenia po przeczytaniu tej książki? Ano mieszane, bo z jednej strony sam pomysł był całkiem niezły, a z drugiej nie tego się spodziewałam. Przyznam, że zmylił mnie opis z tyłu okładki, który sugerował, że jest to komedia romantyczna, komedia omyłek i kryminał w jednym, bo nie jest to ani komedia romantyczna, ani tym bardziej kryminał. Powiedziałabym, że jest to raczej parodia albo nawet żart, takie podśmiewanie się z komedyjek romantycznych i kryminałków i jeśli ktoś szuka tu typowego romansu z całuskami, uściskami i niekończącymi się wyznaniami miłości oraz typowego kryminału, w którym trup ściele się gęsto, są porwania i dużo przemocy, to będzie mocno zawiedziony.
Tytułowy Atticus oraz gamoniowaty nieco inspektor Manchego byli mi po prostu obojętni. Za to postacie drugoplanowe to już inna bajka. Gruba Berta, która niespodziewanie nawet dla samej siebie podbiła serce inspektora Manchego, była przesympatyczna. Jej koleżanka z madryckiego oddziału wydawnictwa – młodziutka i bardzo ładna Solea, która omamiła Atticusa nie tylko swoją urodą, ale i wyssaną z palca opowieścią o niepublikowanych nigdzie wierszach Federico Garcii Lorki schowanych u jej babci na poddaszu dodając, że Lorka i jej dziadek byli… kochankami, też była niezwykle urocza i wniosła do tej opowieści dużo smaku. Ale najlepsza według mnie była jej bezzębna babcia, która udając, że umiera doprowadziła do niespodziewanego zakończenia tej historii.
Czy mi się podobało - …hmm,….. tak, choć wszystkich, którzy po dość nietrafionym opisie spodziewają się typowej komedii, albo typowego kryminału od razu uprzedzam, że takowych tu nie znajdą. Typowego humoru też nikt się tu raczej nie doszuka, jest to raczej humor sytuacyjny, zawoalowany, taki dość specyficzny opierający się głównie na zderzeniu dwóch kultur i temperamentów pod postacią chłodnych Anglików i pełnych emocji Hiszpanów. Nie zdarzyło mi się roześmiać na głos ani nawet szerzej uśmiechnąć, ale parę sytuacji lekko mnie rozbawiło. Nie czuło się też napięcia, które zwykle towarzyszy sensacji i kryminałom, ale czytało się całkiem przyjemnie.
Na minus zaliczyłabym okładkę, która jest kompletnie bezpłciowa i nijaka i absolutnie nie zachęca do sięgnięcia po tę książkę. Chociaż nie, po namyśle stwierdzam, że okładka jednak idealnie oddaje treść tej książki, ona jest właśnie taka dość dziwaczna, jak ta oto książka.
Czy polecam – owszem, ale tym, którzy szukają czegoś innego, jakiejś odmiany na letnie, upalne dni.
Ta recenzja ukazała się też tu:
http://duzeka.pl/