Wydaje mi się, że kiedyś było łatwiej, bo nie było mody na wolne związki czyli tak naprawdę na życie na kocią łapę. Jak już zaiskrzyło i zaczynałaś się z kimś spotykać na poważnie, to rozumiało się samo przez się, że to zmierza do ślubu. A teraz para musi się najpierw wypróbować, pomieszkać ze sobą parę lat, zastanowić się czy warto. Kiedyś jak już zapadła decyzja o ślubie, to weselisko odbywało się w przeciągu kilku miesięcy, a teraz czeka się rok albo dwa, bo upatrzona sala weselna jest zaklepana na najbliższe 24 miesiące. Czy to aby nie przesada? Naprawdę warto tyle czekać, żeby zaiponować gościom? Przecież po dwóch latach czekania uczucia w większości związków zaczynają stygnąć. I gdzie w tym wszystkim romantyzm? A poza tym, to jak juz żyję z kimś pod jednym dachem rok albo dwa [a bywa, że dużo dłużej], śpimy razem, budzimy się razem, jesteśmy razem w piątek czy świątek i znamy się od podszewki, to co ten ślub nam da? Wspólne nazwisko? Wspólne rozliczenia podatkowe? No, co więcej? Wydaje mi się, że niewiele.
Można się spotykać nawet kilka lat, można spędzać ze sobą mnóstwo czasu, ale jeśli się ze sobą nie zamieszka na stałe, to po ślubie taka para zaczyna przeżywać wszystko na nowo. znów jest ta ekscytacja, która towarzyszyła związkowi w początkowej fazie, bo dzieje się coś nowego. I znów temeratura uczuć rośnie.
Moi sąsiedzi pobrali się właśnie po 8 latach wspólnego mieszkania. Nic się u nich nie zmieniło poza wspólnym nazwiskiem i obrączką na palcu. Są ze sobą, bo są, ale jakoś nie widać, żeby byli specjalnie szczęśliwi.
Niby mówi się, że nie poznasz drugiego człowieka, jak z nim nie pomieszkasz , ale tak naprawdę, to można z kimś być 10 albo 20 lat i go nie znać. Popatrzcie na Marcinkiewicza. Jeszcze nie tak dawno wychwalał żonę pod niebiosa, opowiadał wszem i wobec jak to ją kocha i jaką razem stworzyli cudowną rodzinę. I co? Spotkał młodą, ładną dziewczynę i to wszystko przestało się liczyć. Bo się zakochał i stracił głowę. Ot co!
A tak naprawdę, to mieszkanie na próbę jest doskonałą wymówką dla facetów, bo zapewniają sobie w ten sposób maximum przyjemności przy minimum odpowiedzialności. Niby bawimy się w dom, ale jak by co, to zawsze można spakowac walizki i dać drapaka. Mają dziewczynę do łóżka, do garów, do prania skarpetek, a jak się im znudzi, to zawsze mogą powiedzieć: <span style="font-style: italic">sorry, ale to już nie to</span> i poszukać sobie nowej.