„Narzeczeni mimo woli” to pierwsza część cyklu „Diabląt z Hallstead Hall”. Cykl opowiada o piątce rodzeństwa, którzy po tragicznej śmierci rodziców (matka z zazdrości zastrzeliła ojca i siebie) wychowywani są przez babkę. Rodzeństwo jest rozpuszczone do tego stopnia, że wśród londyńskiej socjety nazywani się Diabłami. Babka postanawia ukrócić ich szaleństwo, ma dość patrzenie na coraz to bardziej skandaliczne zachowania swoich wnuków i stawia im ultimatum, albo cała piątka weźmie ślub i ustatkuję się w ciągu roku albo mogą zapomnieć o spadku i pomocy finansowej. Trzeba przyznać, że kobieta ma głową do intryg.
Wracając jednak do sedna sprawy – czyli części pierwszej. Opowiada ona historię najstarszego z piątki Sharpe – Olivera, który wszystkim znany jest jako największy hulaka i rozpustnik Londynu. Najczęściej można go spotkać w domach publicznych, wśród prostytutek i tancerek. Jednak ten sam Oliver nosi w sobie bolesną z przeszłości, obwinia się za śmierć rodziców. Oliver mimo ultimatum postawionego przez babkę nie zamierza się łatwo podporządkować, wpada na skandaliczny plan, który ma zmusić babkę do wycofania się z tego pomysłu...
Maria Butterfield w poszukiwaniu swojego zaginionego narzeczonego – Nathana, przybyła do Anglii aż z Ameryki. Londyn to dla niej kompletnie obca rzeczywistość. Towarzyszy jej jedynie dość "ciapowaty" kuzyn – Freddy, który szybko wpakowuje ich w kłopoty. Z kłopotliwej sytuacji ratuje ich nie kto inny jak Oliver Sharpe – pomyślicie rycerz w lśniącej zbroi, ale nic bardziej mylnego – pomaga bo ma w tym interes - żąda by Maria ma udawała jego narzeczonego. Żebyście jednak nie myślały, że taki z niego wyzyskiwacz, to wspaniałomyślnie zgadza się pomóc w odszukaniu Nathan... Jednak od tamtej chwili nic nie idzie po myśli bohaterów. Ani babka nie reaguje tak jak oczekiwał Oliver, ani między bohaterami nie układa się tak jak się spodziewali. A jeśli dołożyć do tego intrygi pozostałego rodzeństwa Sharpe, dostajemy cudne wręcz przedstawienie.
Przede wszystkim książka jest bardzo humorystyczna, obfituje w wiele zabawnych sytuacji. Czasami naprawdę można się pośmiać. Autorka bardzo umiejętnie wplata humorystyczne akcenty. Fabuła z jednej strony taka znana, bo ile już było tych fałszywych narzeczonych, ale jednak taka inna, wyróżniająca się. Czytało się bardzo przyjemnie, ja w ogóle bardzo lubię styl pisania pani Jeffries, nie rozwleka niepotrzebnie niektórych scen i zawsze wszystko jest w równowadze: opisy z dialogami, akcja z scenami miłosnymi.
Bohaterów też bardzo łatwo polubić, zarówno Olivera i Marię, ale też drugoplanowych. Freddy – „zjem wszystko co dacie” jest moim nowym ulubieńcem. Chociaż Olivera czasami miałam ochotę kopnąć,
Jest jeszcze jedna rzecz, która mi się tu bardzo spodobała, książka należy do cyklu i czasami jest tak, że prócz tego, że głowni bohaterowie cyklu są rodzeństwem, książek nie łączy wiele więcej. Tu jest inaczej, im dalej w las tym bliżej rozwiązania zagadki śmierci rodziców rodzeństwa Sharpe, przynajmniej tak mi się wydaje, dowiem się jak przeczytam cały cykl.
A teraz taki minusik, ale maleńki, jak dla mnie to uczucie jakoś za szybko rozkwitło między bohaterami, to wszystko stało się bardzo szybko, po prostu w ciągu kilku dni miłość do grobowej deski. Chociaż może czepiam się na siłę.
Podsumowując, muszę powiedzieć, że książkę czytało mi się bardzo dobrze, wręcz ją pochłonęłam. I polecam każdemu, kto lubi romanse historyczne – przy tej historii można się naprawdę zrelaksować. Mam nadzieję, że dalsze części też mi sprawią tyle przyjemności.
Ocena: 9/10
O kolejnych częściach, napiszę coś po przeczytaniu.