Christmas Eve at Friday Harbor
Jest to opowiadanie wprowadzające do serii. Serii opowiadającej o rodzeństwie Nolan, a właściwie braciach: Marku, Samie i Alexie. W opowiadaniu poznajemy historię Marka, który dostaje pod opiekę Holly, siostrzenicę.
Ich siostra najpierw uciekła, nooo może opuściła wyspę i udała się do wielkiego miasta które dawało jej szczęście. Zaszła w ciążę, urodziła Holly by osierocić ją w 6 lat później.
Vicky zginęła w wypadku samochodowym na śliskiej drodze, a odpowiedzialnością za córkę obarczyła własnie Marka.
Dziewczynka nie jest łatwa w kontaktach, mimo że wujek nie jest dla niej obcym człowiekiem, dziecko nie odzywa się. Nie dziwię się wcale, biedna…
Mała nie odzywa się do nikogo, blokada psychiczna zrobiła swoje. Nieważne rodzina czy obcy, ona milczy. Do czasu…
Mark zabiera siostrzenicę, świetne ma podejście do niej swoją drogą, do sklepu z zabawkami. Wyjątkowego sklepu z zabawkami
Tam spotykają Maggie, wdowę która jest jego właścicielką, osobę bardzo ciepłą i serdeczną. Chciałabym umieć tak rozmawiać z dziećmi jak ona, co za kobieta… Delikatna i z charakteru dobra wróżka. Oczywiście od pierwszego kopa jest zauroczona Markiem, który jednak jest przystojnym facetem i co się kobicie dziwić. Ale! Nie leci na niego z hukiem tylko zajmuje się dzieckiem, szybko zauważa że dziewczynka ma problem i zagaduje ją na wszelkie sposoby.
Ulega restartowi mózgu na widok Marka a umie się ogarnąć i zachowywać normalnie i na dodatek pomóc dziecku. Jestem pod wrażeniem
Końcowa scena w sklepie (nie końcowa książki, tylko ta tuż przed wyjściem Marka i Holly) zapaliła mi świeczki w oczach. Nooo…. Maggie naprawdę jest dobrą wróżką
dała dziecku wiarę i siłę małą historyjką, porównaniem do syrenki Arielki, dała magiczną muszlę, a dziewczynka… Odezwała się. Bardzo, bardzo wzruszający moment
Maggie… Bardzo pozytywna i ciepła osoba. A jej rodzinka? Świetna, kolejna banda ludzi pozytywnych i takich… Normalnych. Maggie ma 7 braci i sióstr, niektórzy już mężaci i żonaci, wyobrażacie sobie ten rodzinny zjazd? Armagedon. Zupełne przeciwieństwo Marka który ma tylko braci. I to braci którzy no niekoniecznie są ciepli, wiadomo wspierają się, ale jednak no nie jest to pełna rodzina. Ale jak mogłaby być gdy rodzice walczyli o co się dało, nawet świąt nie było w ich domu od wielu wielu lat.
Co mnie wkurzyło to to, że Mark z tą Shelby całą się spiknął. Po co ja się pytam? I to jeszcze tak tuż obok czasu gdy zaczął bliżej zaznajamiać się z Maggie. Jak on sobie musiał pluć w brodę podczas tego spotkania z dobrą wróżką w drodze powrotnej promem. Zdążył poprosić tamtą o wyłączność a tu o, taka panna. A ze Shelby w sumie chce być tylko dlatego żeby Holly miała mamę, tylko nie wiem czy Shelby się do tego nadaje.
A! Poszukiwania matki są dlatego że Holly napisała list do Świętego Mikołaja że pod choinkę to ona chce mamę.
Reakcja Sama – „co za wyjątkowe nadzienie do skarpety”, myślałam że padnę
Między bohaterami iskrzy i to tak mocniej
ich dialogi są pełne chemii, czuć że do siebie pasują, dlatego ta Shelby jest cierniem w... nodze. Nie wiem po co Mark się z nią spotykał
Tak w ogóle chciałam oświadczyć że przeczytałam całość po angielsku. Nową książkę, nie znaną jak Pottera, nic a nic. I nikt mi nie podpowiadał!
Jak chwilami udawało mi się wczytać i wciągnąć to nawet udało mi się zapomnieć że czytam w obcym języku. Dziwne rzeczy
Ale łatwiej się czyta dialogi. Zdecydowanie. Śmigam jak po polsku, bo z opisami miewam problemy. Zwłaszcza jak jest opis krajobrazu, no to niestety słownik idzie w ruch. Tak wiem, mówiłyście mi żebym pomijała jak nie kumam jednego czy dwóch słów ale czasem mnie to męczy. I sprawdzam, ale coraz mniej
Cieszę się że to przeczytałam, że wzięłam się że zachciało mi się.
Dobra historia, na pewno dobra też na początki przygody z angielszczyzną. Początek się długo buja, potem idzie jak marzenie, no bo jednak Kleypas umie pisać
Widać lekkość jej stylu, no i te dialogi
niektóre mnie kładły. Da się poczuć atmosferę małej wyspy i miasteczka, da się polubić bohaterów i to dość szybko
Polecam
nawet jak ktoś stoi w inglisz jak ja, na chwiejnych nogach, dopiero co przestając raczkować
da się.