Parę słów na specjalne życzenie Very
Książka ta to niemieckie New Adult o dwudziestotrzyletniej Emely, studentce literaturoznawstwa. Od trzech lat mieszka ona w Berlinie i przez to jej kontakt z najlepszą przyjaciółką Alex jest mocno ograniczony. Okazuje się jednak, że Alex przeżyła w Monachium swoje dramaty i chciała się jak najszybciej pożegnać z tamtym miejscem. Nowych uczelni szukała oczywiście w stolicy Niemiec, gdzie pod ręką miała Emely. Dziewczyny znały się od dawien dawna, jeszcze z Neustadt, gdzie mieszczą się ich rodzinne domy. Bohaterka naszej książki była wówczas zakochana w starszym bracie swojej przyjaciółki - Elyasu, ale ten złamał jej serce tekstem, że nie będzie się nią interesował, ponieważ ma za małe cycki jak na jego gust. Nie widzieli się przez siedem lat, ale wszystko uległo zmianie, ponieważ Elyas też mieszka w Berlinie, a jego siostra zamieszka w jego mieszkaniu (piąte piętro bez windy). Nie ma szans, aby na siebie nie wpadali. Szczególnie, gdy chłopak robi wszystko by zdarzało się to jak najczęściej. Oczywiście ku rozpaczy Emely, która nie zamierza się z nikim wiązać, by ponownie nie zostać zraniona. W tym samym czasie zaczyna pisać do niej tajemniczy wielbiciel imieniem Luca.
Co by tu napisać? Nie jest to książka jakichś najwyższych lotów. Właściwie miałam wrażenie, że raczej miała nieco dziecinny poziom w porównaniu z New Adult Crownover czy J.Lynn. Ale jak się wsiadło na tego konia, to już się nie wiedziało jak z niego zejść. Ta jej prostota unosiła i niosła przez wszystkie strony gładko i bezproblemowo. Tak mnie pochłonęła, że nie chciało mi się nawet toalety odwiedzić. Oczywiście gdy mnie przycisnęło to okazało się, że zaplątałam się w prześcieradle z przejęcia. Wciągnęły mnie losy Emely i Elyasa, choć były trochę głupiutkie. Autorka od razu wywaliła karty na stół. Stwierdziła, że jej bohater nie będzie cichym adoratorem, subtelnym uwodzicielem czy słodkim ignorantem. Od początku otwarcie podrywał Emely, czasami chamsko i natarczywie. I tak sobie myślę, kurczę, co w tym ciekawego? No ale jednak było ciekawe i przyjemne.No i kolejny raz powtórzę, że głupiutko. No na przykład ten emailowy wielbiciel Luca - od razu wiadomo, o co chodzi, w dodatku autorka wysyła delikatne wskazówki, potem wręcz chamsko dobitne, a Emely nic. W dodatku takie historie do niego wypisuje, że nie sposób się nie śmiać z komizmu tej sytuacji. Albo niektóre momenty bohaterów "Lata koloru wiśni", bardziej oczywiście to się chyba nie dało. Czasami to się za głowę łapałam, bo mówiłam sobie, że to się nie wydarzy, bo będzie tak głupie, że aż śmieszne, no i się wydarzało. Ale podobało mi się. Najbardziej boli mnie, że pewnie stracę zainteresowanie historią, gdy pojawi się druga część. Jak ktoś ma ochotę na odmóżdżenie, lekturę totalnie niewymagającą, która niekiedy bawi swoją głupotą, no to polecam