To chyba najdłuższa seria jaką do tej pory czytałam
Na szczęście autorka nie zasypuje nas kolejnymi częściami w takim tempie, jak to robi Mróz. Nie mamy więc uczucia przesycenia, a wręcz przeciwnie, czeka się z niecierpliwością na kolejnego trupka.
W tej części Robin i Aurora zostają rodzicami.
Kto czytał poprzednie to wie, że Aurora była pewna, że nigdy nie będzie matką. Żeby nacieszyć się szczęściem, postanawia zrezygnować z pracy w bibliotece i poświęcić się wychowaniu dziecka.
Niestety szczęście nie trwa wiecznie. Robin wyjeżdża na rozdanie nagród literackich i Aurora musi skorzystać z pomocy opiekunki, ponieważ dostaje grypy. Jakie jest jej zdziwienie, kiedy następnego dnia nie zastaje owej opiekunki, ale za to znajduje oparte o drzewo zwłoki. Jest to kobieta, która nękała Robina i która raz chciała zabić Aurorę. Rozpoczyna się śledztwo, które Aurora z racji karmienia piersią nie może prowadzić w terenie
Może nie każdemu ta seria przypadła do gustu, ale ja jestem jej wielką fanką. Małe miasteczko, bohaterowie z którymi zżywamy się z racji czasu i najlepsze jest to, że niektórzy z nich na początku serii wydają się dobrzy, a później już tacy fajni nie są.
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.