Już nie pamiętam kiedy było tak, że książka tak bardzo mnie pochłonęła, że zapomniałam o śnie! Dziś zarwałam nockę i wiecie co? Nie żałuję! Do „Słodkiej jak miód” podchodziłam 2 razy, ale za każdym razem modlitwa do Disney’a mnie odstraszała… w końcu 3 próba okazała się trafiona i cudownie, że tak się stało, bo książka mnie zachwyciła!!
Nie jest to lekki romansik, z wesołymi dialogami, boskim facetem, do którego chciałoby się wzdychać, z miłymi opisikami… O nie! To cudowna książka o poszukiwaniu siebie, poszukiwaniu swego miejsca w świeci, o potrzebie akceptacji i przede wszystkim o potrzebie przezwyciężenia samotności....
Książka składa się z 4 części, niczym wjazd kolejką górską..
Pierwsza cześć „Droga na szczyt” ukazuje postać Honey Jane Moon. Słodkie imię mogłoby sugerować, że dziewczyna miała też słodkie życie…O nie! Nic z tego! Jako mała dziewczynka straciła matkę i została podesłana na wychowanie do ciotki Sophie. I nie oszukujmy się wielkiego ciepła tam nie zaznała. Wujek nie lubił dzieci i tyle, a ciotce? Po prostu nie zależało… Pomimo tego, jakoś tam sobie funkcjonowali i tworzyli coś na zalążek rodziny. Dla złaknionej miłości Honey to i tak było wiele! Pomieszkiwali przy słynnym w Karolinie Południowej lunaparku i prowadzili tam rodzinny biznes. Pewnego dnia wujkowi się zmarło i nagle okazało się, że tylko szesnastoletnia Honey ma głowę na karku. Zajęła się parkiem rozrywki, bo ociężała po śmierci męża ciotka nie była w stanie wziąć się do pracy. Przejęła też obowiązek "opieki" (pilnowała, żeby za bardzo się nie puszczała) nad starszą kuzynką - Chantal, , która jakby to powiedzieć, podobnie jak matka nie radziła sobie…
Żywa wyobraźnia podsunęła Honey pomysł, jak uratować lunapark a przede wszystkim kolejkę górską, która tak wiele dla niej znaczyła, która pomogła jej, gdy ta była małym dzieckiem… Otóż cóż zrobić? Wykorzystać urodę kuzynki i wciągnąć ją na casting do pewnego serialu „Dash Coogan Show”! Przecież zawsze jest nadzieja! A Honey czuła, że z Chantal ma szanse!!
I Honey wszystkim się zajęła, jak zawsze…
W Los Angeles, do którego dziewczyna wywiozła kuzynkę, to właśnie Honey zaproponowano pracę i na pewno nie dlatego, że była zjawiskowa, czy coś takiego! Wręcz przeciwnie, wygląd dziewczyny pozostawiał wiele do życzenia. Wyglądała jak chłopczyca i tak też się czuła (do czasu )Bo wiecie co? Honey miała charyzmę! Zadziorne to było dziecię! A tego potrzebował serial…
Na planie serialu dwie, a nawet trzy osoby odmieniły życie Honey…
Dash Coogan, ostatni z samotnych, kowboj o jakich świat zapomniał… niesamowity kobieciarz, który nie umiał wytrwać w małżeństwie (a nawet trzech małżeństwach), który nie sprawdził się jako ojciec, a w dodatku był zdrowiejącym alkoholikiem… Serial, w którym miał zagrać, miał mu pomóc poradzić sobie z długami,( no tak! niezapłacone podatki i takie tam).
To z jego inicjatywy Honey dostała rolę.
Na małym ekranie stworzyli bardzo wiarygodny duet ojciec i córka, duet, który pokochała cała Ameryka. Skoro początkowo okazywał jej dobroć i pomagał, ona zaczęła naprawdę doszukiwać się w nim miłości ojcowskiej. Przecież nigdy czegoś takiego nie doznała…ech… a Dash? Cała sytuacja zaczęła go przerastać! Nie chciał skrzywdzić dziewczyny.
Mimo tego, choć bardzo starał się odciąć od Honey i tak w końcu stał się za nią odpowiedzialny…
Problem pojawił się kiedy Honey zaczęła przeradzać się w kobietę… Nagłe pożądanie zaczęło wiele zmienić…
Eric Dillon, młody aktor, któremu wróżono wspaniałą karierę… Facet miał naprawdę wysokie mniemanie o sobie, wiedział jaki jest ekstra cool! Ale ogólnie, Eric skrywał w sobie jakieś tajemnice… To na jego widok Honey nagle zapragnęła być kobieca tylko, że on jej nie zauważał, przynajmniej jej się tak wydawało… A tymczasem zauważał, ale nie chciał mieć z nią nic do czynienia, bo dziewczyna wzbudzała w nim poczucie winy. Przypominała mu to co zdarzyło się kiedy był młodym dzieciakiem. No i przecież „Małe dziewczynki nie zakochują się w złych książętach”, a za tego złego uważał się Eric!
Była jeszcze Liz Castleberry, aktora. Ona, gdy w końcu Honey dała jej szansę, pokazała bohaterce, że może być piękna i kobieca…
Górska kolejka jedzie dalej i teraz jest „W powietrzu”. To kolejna część książki…
Wiele się działo w życiu Honey co najważniejsze, jej przywiązanie do Dasha zmieniło się w pożądanie i miłość…a Dashowi ona też w głowie, ale przecież pełni rolę „ojczulka”, więc jakby mógł się do niej zbliżyć?
I co zadziwiające uwierzyłam jej i jemu! Naprawdę czułam, że między nimi jest uczucie! Bo zarówno jedno i drugie bardzo potrzebowało bliskości tego drugiego!
A Eric? Hmmm… Ożenił się i wkrótce miał zostać ojcem… Tylko czy naprawdę był szczęśliwy? Zawodowo wszystko było tak jak trzeba, tylko z kobietą nie do końca mu się układało…
Kolejne dwie części to „Upadek” i „Powrót do domu”…
W tym czasie bohaterowie przechodzą długą drogę, by w końcu znaleźć ukojenie… Kiedy w końcu przestali się ukrywać, poddali uczuciu wszystko zaczęło mieć sens!… ale to naprawdę była długa droga, pełna bólu, cierpienia, strachu…
Nie chcę się za dużo rozpisywać, ale te dwie ostatnie części były dla mnie niezłym wyciskaczem łez…
Reasumując, podobała mi się ta książka jak K'olera! Słodko – gorzka historyjka… naprawdę nie mogłam się od niej oderwać! Zaczytywałam się i tak bardzo pragnęłam doczekać chwili kiedy Honey osiągnie spokój, kiedy w końcu będzie w pełni szczęśliwa! Jej związek z Dashem, mimo ogromnej różnicy wieku nie był niczym obrzydliwym! Połączyła ich przyjaźń i uczucie...Dlatego w pełni rozumiałam, jaką ciężką próbą dla Honey, było "rozstanie" z mężem, (tak mężem, bo w końcu ta dwójka się pobrała).
Jestem bardzo oczarowana głównymi bohaterami! Cała trójka zmieniała się i to było piękne…
Książka pokazała mi jak miłość może wiele zdziałać dla człowieka, ile daje radości i nadziei! I nie mam tu na myśli tylko miłości między kobietą a mężczyzną! Przemiana Erica…ach! Tylko go przytulić!
Na koniec idealnie nadaje się tekst, a po burzy zawsze wychodzi słońce!
Żałuję tylko, że książka tak szybko się skończyła….