Teraz jest 22 listopada 2024, o 06:13

Ulubione cytaty, fragmenty, sceny

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 2 czerwca 2015, o 23:19

pamiętam to :evillaugh:
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 4 czerwca 2015, o 10:55

dobre to jest, muszę chyba sobie skombinować :P
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 4 czerwca 2015, o 17:44

Czyli nie tylko ja to czytałam :wink:

Tak to się zaczyna:
Poprzedniego dnia smutny, szary pan w „Dzienniku Telewizyjnym” o 19.30 zapowiedział na środę niż znad Ukrainy i opady deszczu, więc wszyscy w Olszanicy i okolicznych wsiach spodziewali się pięknej pogody, bo przecież wiadomo, że telewizja kłamie. Tymczasem od samego rana na przemian mżyło, siąpiło i lało jak z cebra. Od czasu do czasu, jakby dla urozmaicenia nieciekawej aury, grzmiało, a niebo przecinały błyskawice. Droga prowadząca z Olszanicy do Strug i dalej do Borku zmieniła się w grząskie bajoro. Nic dziwnego, że dwie osoby, które po dwudziestej drugiej usiłowały tędy przejechać na rowerach, co i rusz musiały się zatrzymywać, przenosić pojazdy przez kałuże i wyrywać buty z kleistej mazi, która wcale nie miała ochoty ich oddać.
- Trzeba się było spotkać wczoraj - gderał jeden z rowerzystów, ocierając twarz z oblepiającego ją błota. - W telewizji zapowiadali na dziś ulewę.
- Trzeba, trzeba... - odburknął drugi. - Co ja na to poradzę, że im się w tym cholernym telewizorze akurat dzisiaj pogoda sprawdziła? Normalnie nigdy dobrze nie powiedzą. Pogoda pod psem.
- Odczep się od mojego psa! Wszyscy wiedzą, że telewizja kłamie. Ostrożnie przełaź. W sześćdziesiątym siódmym, jak przez miesiąc padało, to tu wszystko było zalane, od Strug aż do Borku! Ojciec opowiadał, że krowa Kurdybankowej, teściowej Mańki z piekarni, się utopiła.
- Cicho! Ktoś idzie!
Poprzez ciemność i (nomen omen) strugi deszczu przedarło się światło kieszonkowej latarki.
- Gdzie wy się podziewacie? Mieliśmy się spotkać już godzinę temu. - Rozległo się w ciemnościach.
Jeden z rowerzystów upuścił pojazd.
- Jasny gwint! Co wrzeszczysz i straszysz? Przecież jeszcze nic nie zrobiliśmy! -
krzyknął, usiłując wyciągnąć rower z błota. - Dopiero chcemy obrobić ten bank.
W tej samej chwili niebo przecięła błyskawica, a piorun uderzył w drzewo, obok którego przechodzili przed chwilą.
- Ty to taki głupi jesteś, taki głupi, że nawet Pan Bóg nie wytrzymał! Pewnie cię chciał tym piorunem w dupę trafić, tylko po ciemku nie dał rady! - Światło latarki omiotło przepołowiony czubek sosny. - Szkoda, że na rynku w Olszanicy nie krzyczysz o tym napadzie! Masz chociaż plany?
- Mam, ale kosztowały mnie litr bimbru. Jest tak...
- Cicho! Tu ktoś może podsłuchiwać!
- W taką pogodę? Chyba tylko ostatni kretyn by się po lesie włóczył.
- Trzech kretynów! Właźcie do chałupy. Tylko buty wytrzeć, bo nie będę po was sprzątać!
Cała trójka weszła do domu i usiadła wokół stołu przykrytego plastikowym obrusem.
- Wieczorem jest jeden strażnik. Siedzi obok drzwi wejściowych. Tutaj. A tu jest sejf. Pierwszego maja ma mieć dyżur Roman Balcerzak. Ten, co mieszka koło sklepu żelaznego...
Wszyscy przez chwilę wpatrywali się w szkic nakreślony ołówkiem na kawałku szarego papieru pakowego.
- No dobra! A strażnik ma broń? - Padło pytanie.
- No chyba ma... - Brzmiała niepewna odpowiedź.
- Jak to: chyba?
- No bo zanim o to zapytałem, to już wypiliśmy tyle tego bimbru, że mi się film urwał. Jeszcze teraz mnie głowa boli.
- A nie mogłeś udawać, że pijesz? Podobno w filmach zawsze tak robią. To znaczy w tych polskich. W amerykańskich podobno prawdziwą whisky żłopią.
- Nie przyszło mi do głowy, żeby udawać.
- Rany boskie, co za tłumoki! Jak ten cały napad się uda, to ja wypiję litr bimbru bez zagrychy.
- Lepiej nie. Strasznie potem boli głowa.
- No właśnie, głowa! Mamy jakieś przebrania, żeby nas nikt po mordach nie poznał?
- Będą później. Pończoch do GSu w Olszanicy nie dowieźli.
- A czy ja baba jestem, żeby pończochy nosić?
- Przecież nie na nogach je będziesz miał, cymbale jeden, tylko na twarzy! Zresztą zamiast pończoch możemy przecież założyć skarpety.
- A co ty będziesz widział przez skarpetę? Chyba że swoją, dziurawą. Tylko żebyś od
smrodu nie zemdlał!
- Swojej baby się czep, a nie moich skarpetek!
- Dobra, nie kłóćcie się. Nie wiadomo jeszcze, czy te pończochy albo skarpetki w ogóle dowiozą. Sklepowa mówiła, że podobno w magazynie w Fordońcu mają pomarańcze. Ale o skarpetkach ani pończochach nie wspominała.
- Pomarańcze? Przecież to nie Boże Narodzenie.
- No, ja tam nie wiem. Sklepowa mówiła i tyle. Jakby co, to mam inny pomysł. Tylko muszę się dogadać z kierownikiem domu kultury.


- Dziecko w falbaniastych majtkach? - zdziwiła się. - Na tych zdjęciach żadnego dziecka w falbaniastych majtkach nie było!
- No jak nie było, jak było! Sama zobacz! - Kalinowski podsunął jej starą fotografię.
Faktycznie. Na ostatnim stopniu werandy stało zasmarkane i zapłakane dziecko, na które wcześniej nie zwróciła uwagi.
- Jak mogłam wcześniej nie zwrócić na niego uwagi? - zastanawiała się Karolina. - Słodki maluch! A co dostanę, jeśli ci podpowiem, jak je znaleźć?
- Ożenię się z tobą. - Kandydat na męża przełknął wielki kęs schabu.
- Tylko nie to! - Aż się wzdrygnęła. - Ja już mam jednego męża i to mi zupełnie wystarcza.
- Ty masz męża? - zdziwił się Kalinowski i zrobił minę, jakby gorący kartofel utkwił mu w przełyku.
- A co w tym osobliwego? Uważasz, że na takiego paszczura nikt się nie mógł połaszczyć? - zapytała i odsunęła od niego półmisek z kotletami.
- Nie, no skąd! Ale... - Marek wskazał na jej ręce, trzymające talerz. - Ale tak myślałem, no bo ty obrączki nie masz.
- A ty operujesz stereotypem typowym dla ciemnogrodu. Jakbym z nim ślubu nie wzięła, to jak miałabym o nim mówić?
- Konkubent? - zgadywał.
- Sam jesteś konkubent! Konkubent to się kojarzy z patologią i przemocą w rodzinie. - Karolina pogardliwie wzruszyła ramionami. - A obrączki nie mam, bo ją utopiłam w serku z kminkiem.
- W czym? - zakrztusił się Marek.
- No przeca mówię. Słuchaj uważnie! W serku topionym domowej roboty. No, co masz taką minę? Nigdy tego nie jadłeś?
- Jeść to jadłem. Moja babcia robiła. Śmierdząca ohyda. Ale nie słyszałem, żeby ktoś czyścił w nim złote obrączki.
- Znowu stereotyp. Moja akurat była z oksydowanego srebra - Karolina oddała półmisek. - A jeśli chodzi o to dziecko, to daj ogłoszenie w gazecie i zamieść tę starą fotkę.
- Tylko co my zrobimy z tymi wszystkimi dziećmi, które się zgłoszą? - Marek wziął kolejny kotlet, a potem, na wszelki wypadek, jeszcze jeden. - Od razu mówię, że ja się do dzieci nie nadaję.
- Do jakich dzieci? - zainteresowała się Wiernikowa, która wróciła do kuchni z pustym talerzem po pączkach.
- No do tych, które przyjadą na długi weekend. Z ogłoszenia - wyjaśnił Kalinowski.
- A duże one? - zainteresowała się kucharka.
- Całkiem duże. Tak ze trzydzieści pięć lat - odpowiedziała za kolegę Karolina.


"Zdrada pachnie pomarańczami" Iwona Czarkowska
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31016
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: Iwona Banach

Post przez Lucy » 4 czerwca 2015, o 22:38

By prawidłowo wykonywać pracę, potrzebuję książek – i to sporo. Ustaw, kodeksów i rozporządzeń, zawierających szczegóły i informacji dotyczących dziedzin, którymi się zajmuję. Szczęśliwie dla mnie moja firma ma największy zbiór potrzebnych materiałów. No
może z wyjątkiem biblioteki miejskiej. Ale widziałyście kiedyś tę w mieście? Jest jak jakiś pieprzony zamek. Wieki zajmuje znalezienie w katalogu jakiegoś tytułu, a nawet jeśli się uda, to i tak okazuje się, że nie ma go na półce. Biblioteka mojej firmy jest o wiele wygodniejsza. Zatem, gdy we wtorkowe popołudnie siedzę przy biurku, pracując nad wiadomym zagadnieniem, kto zaszczyca mnie swoją obecnością?
Tak – urocza Kate Brooks. Wygląda dzisiaj wyjątkowo apetycznie.
Waha się przez chwilę.
– Drew? Szukam tegorocznej Technicznej analizy rynków finansowych, a nie ma jej w bibliotece. Jest szansa, że ją masz? – Słodko przygryza wargę, jak zawsze, gdy jest zdenerwowana.
Książka, o której mowa, leży na moim biurku. Nie jest mi już potrzebna. Mógłbym być dobrym człowiekiem – lepszą osobą – i po prosu jej ją dać. Ale chyba nie myślicie, że to zrobię, co? Niczego nie nauczyłyście się z naszych poprzednich rozmów?
– Tak, właściwie to ją mam – odpowiadam.
Kate się uśmiecha.
– Świetnie. A kiedy nie będzie ci już potrzebna?
Gapię się w sufit, udając głębokie zamyślenie.
– Nie wiem. Może za… cztery… do pięciu… tygodni.
– Tygodni? – pyta, patrząc na mnie z góry.
Widzicie jej irytację?
Wiem, co sobie myślicie. Jeśli kiedyś – po tej całej sprawie z Andersonem – będę chciał zatańczyć horyzontalne tango z Kate, dlaczego nie jestem dla niej choćby odrobinkę milszy? I macie rację. To ma sens.
Jednak sprawa Andersona jeszcze nie dobiegła końca i, jak już mówiłem – to, moje drogie, jest wojna. Pełna mobilizacja, walka na gołe pięści, kopanie leżącego. Nie dałybyście amunicji snajperowi, który przystawia wam lufę do głowy, prawda?
Poza tym Kate jest cholernie seksowna, gdy wkurza się na mnie, więc nie mogę przepuścić okazji, by ponownie ją rozgniewać, tylko dla własnej, pokręconej przyjemności. Nim się odzywam, taksuję ją spojrzeniem z góry na dół, po czym obdarowuję ją chłopięcym uśmiechem, wobec którego wszystkie kobiety są bezradne. Oczywiście Kate nie jest jedną z tych kobiet. Logiczne.
– Cóż, może gdybyś ładnie poprosiła i… poocierała się o moje ramię… zastanowiłbym się, czy ci jej nie dać od razu.
Tak naprawdę nigdy nie prosiłbym o przysługi seksualne w zamian za coś, co wiąże się z pracą. Stać mnie na wiele, ale nie jestem kanalią. Chociaż ostatnie zdanie z pewnością można podciągnąć pod staroświeckie molestowanie seksualne. A jeśli Kate kiedykolwiek powtórzy mojemu ojcu, że tak się do niej zwróciłem? Jezu Chryste, wywali mnie szybciej, niż zdążycie powiedzieć
„tonę w gównie po uszy”. Po czym prawdopodobnie na dokładkę nakopie mi do dupy. Balansuję na cholernie cienkiej linie. Mimo że istnieje taka możliwość, jestem przekonany niemal w stu procentach, że Kate nie pójdzie na skargę. Jest nazbyt do mnie podobna. Pragnie wygrać. Chce mnie pokonać. I marzy, by dokonać tego własnoręcznie.
Opiera dłonie na biodrach i otwiera usta, by mi odpyskować – najprawdopodobniej opisać miejsce, w które mogę sobie wsadzić tę książkę. Odchylam się w fotelu z uśmiechem rozbawienia, niecierpliwie oczekując wybuchu… który jednak nie nadchodzi.
Przechyla głowę na bok i mówi:
– Wiesz co? Nie było pytania.
Następnie wychodzi.
Aha.
Trochę nie w jej stylu, co? Też tak myślałem. Ale poczekajcie.
Kilka godzin później szukam w naszej bibliotece książki zatytułowanej Handel, bankowość inwestycyjna, międzynarodowe kredyty i rynki kapitałowe. Cały Harry Potter zmieściłby się w pierwszym rozdziale tego potwora. Rozglądam się po półkach, gdzie powinna leżeć, ale jej nie ma. Ktoś musiał ją pożyczyć. Zatem szukam mniejszej, ale nie mniej ważnej publikacji pod tytułem Rozporządzenia w zarządzaniu inwestycyjnym, wydanie siódme, jednak okazuje się, że jej też nie ma.
Co, u licha?
Nie wierzę w zbiegi okoliczności. Jadę windą z powrotem na czterdzieste piętro i maszeruję do celowo otwartych drzwi Kate.
Nie dostrzegam jej od razu. Ponieważ zasłaniają ją książki ułożone w schludne, wysokie jak wieżowiec kolumny. Ma ich ze trzydzieści.
Z rozdziawioną gębą i oczami jak spodki zamieram na moment w szoku. Mimowolnie zastanawiam się, jak to wszystko tu przytargała. Kate nie waży pięćdziesięciu kilo, a w tym pokoju musi leżeć tona papieru. Wtedy jej ciemnowłosa głowa pojawia się na horyzoncie. I ponownie się uśmiecha.
Jak kot, który zeżarł kanarka. Nienawidzę kotów. Źle im z oczu patrzy, nie sądzicie? Jakby tylko czekały, aż zaśniecie, by udusić was futrem lub naszczać wam do ucha.
– Cześć, Drew. Potrzebujesz czegoś? – pyta z udawaną życzliwością. Palcami rytmicznie stuka w okładki dwóch wielkich ksiąg. – Może potrzebujesz pomocy?
Rady? Wskazówki, jak dojść do biblioteki miejskiej? Przełykam odpowiedź. Krzywię się.
– Nie, nie trzeba.
– W porządku. Super. To powodzenia – mówi, po czym znika za górą książek.
Brooks – dwa
Evans – okrągłe zero.
Wtedy sprawy przebierają paskudny obrót. Wstyd mi mówić, ale oboje z Kate upadliśmy na samo dno profesjonalnej dywersji.
Właściwie nie przekroczyliśmy granicy prawa. Choć byliśmy blisko. Pewnego dnia zauważyłem, że mojemu komputerowi brakuje wszystkich kabli. Nie był uszkodzony, ale musiałem czekać półtorej godziny, aż przyjdzie nasz technik i podłączy wszystko na nowo.
Następnego dnia Kate odkryła, że „ktoś” pozamieniał nazwy jej plików i folderów. Chciałbym nadmienić, że nic nie zostało usunięte. Chociaż musiała przegrzebać wszystkie, żeby coś znaleźć. Kilka dni później, na firmowym zebraniu „niechcący” rozlewam wodę na
dokumenty, które Kate przygotowała dla mojego ojca. Zejdzie jej pewnie z pięć godzin, by je odtworzyć.
– Ups. Przepraszam – mówię, pozwalając, by uśmieszek na mojej twarzy powiedział jej, jak bardzo tego nie żałuję.
– Nic się nie stało, panie Evans – zapewnia ojca Kate, gdy zbiera bałagan. – Na biurku mam kopię.
Jak sprytnie, nie sądzicie?
Później – mniej więcej w połowie tego samego spotkania – wiecie, co robi? Kopie mnie w cholerną goleń! Pod stołem.
– Ugh… – jęczę, odruchowo zaciskając dłonie w pięści.
– Dobrze się czujesz, Drew? – pyta tata.
Mogę jedynie kiwnąć głową i jęknąć:
– Coś mi wpadło do gardła. – Kaszlę przesadnie.
Widzicie, ja też nie lecę z płaczem do tatusia. Ale, słodki Jezu, jak to boli. Kopnął was ktoś kiedyś dziesięciocentymetrową szpilką w goleń? Dla faceta istnieje tylko jedno bardziej bolesne miejsce.
Miejsce, którego nazwy nie ośmielę się wymówić. Ojciec nadal prowadzi zebranie, a kiedy ból w nodze nieco ustępuje, zakrywam
przed nim rękę jakimiś papierami i pokazuję Kate środkowy palec. Wiem, że to gówniarskie zachowanie, ale najwyraźniej zeszliśmy już do poziomu przedszkolaków, zatem zgaduję, że jest okej.
Uśmiecha się do mnie szyderczo. Po czym z ruchu jej warg odczytuję:
– Chciałbyś.
Cóż, i tu mnie ma, prawda?


"Zaplątani" - Chase Emma
Każdy powód jest dobry, żeby zjeść pączka. Poza tym pączek nie idzie w tyłek, tylko od razu do serduszka i otula je warstwą ochronną.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 5 czerwca 2015, o 10:42

z tego fragmentu wynika że bohaterka jest fajna, ale bohater...
Co za fujara! Cham i prostak, masakra :P
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 6 czerwca 2015, o 17:03

:evillaugh:
– Dobrze, to my jutro zajrzymy wieczorem, żeby się dowiedzieć, jakie
są efekty tego mamy śledztwa. No nie, Michał? – Szturchnęła męża, który
nad czymś intensywnie myślał.
– To chyba już sama przyjdziesz – stwierdził w odpowiedzi Michał. –
Ja dzisiaj w nocy mam samolot do Londynu. Chociaż teraz to się w ogóle
zaczynam zastanawiać, czy nie powinienem zostać?
– A mógłbyś? – ucieszyły się obydwie kobiety.
– A nie mógłbym. Jak się nie pojawię jutro rano w robocie, to mnie
chińska mafia zacznie ścigać. Mam u siebie na oddziale jakiegoś ichniego
bossa i on mnie bardzo polubił. Jak zniknę, to mnie po całym świecie każe
szukać.
– Chińska mafia w Londynie? – stwierdziła z niedowierzaniem Zu.
– Tak, tak – potwierdził jej mąż. – Taki skośnooki Wołomin. Z drugiej
strony, Chińczycy to mały pikuś w porównaniu z tym, co wy dwie możecie
tutaj nawywijać! Połamiecie resztę nóg, wylądujecie pod mostem albo Zu
mamę otruje swoją zupą.
– Czep się wątroby swojego mafiosa, a nie mojej zupy – odgryzła się
Zu.
– Wątrobę to on ma akurat zdrową – sprostował Michał. – Skarży się
na problemy z krążeniem.
– Nic dziwnego. – Pokiwała głową Zu. – Przy takiej stresującej
pracy... Ale jak chcesz zdążyć jeszcze zabrać bagaż z domu, to musimy
lecieć. Zajrzę jutro wieczorem sama albo z Baśką.
– Twoja siostra jeszcze jest? – ucieszyła się Roszkowska. – Myślałam,
że już wróciła do domu.
– Namówię ją, żeby została jak najdłużej i zaopiekowała się Zuzą –
stwierdził Michał.
– Nie jestem niepełnosprawna umysłowo, żeby ktoś musiał się mną
opiekować – zaprotestowała Zu.
– Jako lekarz i twój mąż polemizowałbym z tym, ale dobra. Za to
przyznasz mi rację, że jesteś niepełnosprawna kulinarnie i albo zdechniesz z
głodu jak mnie nie będzie, albo zamienisz się w faceta od tych hormonów,
co je zżerasz w kurczakach z grilla. A ja po powrocie chcę zastać w domu
żonę, a nie męża. A mama niech wreszcie założy ten gips.
– Już zakładam, bo idę na rentgen kontrolny. – Teściowa zniknęła na
chwilę w łazience. Gdy z niej wyszła, miała gips założony na... rajstopy.
– Chcesz tak wyjść? – zapytał Michał.
– No tak. A co?
– Nic, ciekawe tylko, jak wyjaśnisz lekarzowi, w jaki sposób udało ci
się wcisnąć te rajstopy pod gips.


„Słomiana wdowa” Iwona Czarkowska
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 6741
Dołączył(a): 13 lutego 2014, o 09:54
Ulubiona autorka/autor: Krentz

Post przez szuwarek » 8 czerwca 2015, o 19:55

"Nie zwracali na niego uwagi. Tłoczyli się coraz bliżej, coraz głośniej wykrzykując pochwały.
- Wykopał studnię.
- To naprawdę święty człowiek.
Ale moment kulminacyjny nadszedł, kiedy stary Robbie, dawny kołodziej, przyklęknął z wyraźnym wysiłkiem
i trzymając czapkę w ręce, ze łzami spływającymi mu na gęstą brodę, uniósł twarz ku Rowenie.
- To nasz anioł stróż, taka jest prawda. Lord Dunmoral ma tak czyste serce, że złożył nawet śluby czystości,
aż do chwili, gdy wszyscy będziemy tu bezpieczni.
- Co złożyłem...? - spytał przerażony Douglas."

"Zerknął w górę i z przerażeniem zauważył grube świece w sosnowym żyrandolu wiszącym nad stołem.
Jego kompani, chcąc zabić nudę, wyrzeźbili w nich nagie postacie kobiet we frywolnych pozach.
- O Boże... - wykrztusił, zrywając się z krzesła.
Gemma, pogrążona w lekturze francuskiej księgi o życiu dworskim, ze zdumieniem patrzyła na brata,
który odstawiał jakiś dziwny taniec na środku stołu.
- Co ty, na miłość boską, wyprawiasz?
- Księżniczka! Te nagie kobiety. Pomocy!
Było za późno. Zdążył upchnąć nieprzyzwoite świece do kieszeni, lecz nie zdążył zeskoczyć ze stołu. Rowena
i jej guwernantka już tu były.
Popatrzył na Rowenę z góry, uśmiechając się z zażenowaniem.
{...}
Zatopiony w tych rozkosznych myślach, z woskowymifigurkami sterczącymi z kieszeni, stał wciąż na stole,
na którym księżniczka miała za chwilę jeść śniadanie.
- Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tu stoję - stwierdził z rozbrajającym uśmiechem.
Usta Roweny drżały w kącikach.
- Jestem przekonana, że miałeś ku temu jakiś ważny powód, milordzie.
- W istocie. - Zerknął na siostrę. - Nieprawdaż, Gemmo ?
- To była mysz - bez zastanowienia odpowiedziała Gemma. - Przebiegła Douglasowi po nodze. Panicznie
boi się myszy od czasu, kiedy... kiedy przypadkowo ktoś zamknął go na całą noc w piwnicy, gdy miał trzy lata.
- Mysz?
Rowena wyglądała na poruszoną. Domyślił się jednak, że jej reakcja nie wynika z lęku przed myszami. Nie
spodziewała się po prostu, że dorosły mężczyzna może zachować się jak płochliwe dziewczę.
Zeskoczył na podłogę i półgłosem rzucił w stronę siostry:
- Dziękuję ci, Gemmo.
- Nie ma za co. - Niewzruszona jego zażenowaniem, z podziwem wpatrywała się w Rowenę. - Zajmę się
śniadaniem, wasza wysokość.
- Gdzie jest ta mysz?- spytała drżącym głosem Hildegarda, co poprawiło Douglasowi nieco nastrój.
- Przegoniłam ją - odparła Gemma. - Douglas był za bardzo wystraszony.
Rowena uniosła brew..."

Smok Jilian Hunter
ale skarżysz się czy chwalisz - bo nie wiem jak reagować

Avatar użytkownika
 
Posty: 11234
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16
Lokalizacja: Śląsk
Ulubiona autorka/autor: S. Brown, SEP, J. Quinn

Post przez sunshine » 8 czerwca 2015, o 21:59

chce to przeczytać :hyhy:
Każdy jest jaki jest.
Nigdy nie rezygnuj z własnych pragnień. Inaczej będziesz tego żałować.
Uwierz mi. Moim zdaniem brak Ci odwagi, by przeżywać własne życie. Chcesz rady? Ciesz się życiem, ile tylko możesz.


Prawdziwy facet kocha swoją kobietę w ubraniu, pożąda w bieliźnie, a ubóstwia w jego koszuli. ;)

Avatar użytkownika
 
Posty: 21199
Dołączył(a): 7 października 2013, o 18:13
Ulubiona autorka/autor: brak ulubionej

Post przez klarek » 8 czerwca 2015, o 22:04

cudne jest :rotfl:

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 8 czerwca 2015, o 22:46

:hahaha: Co złożyłem?. :hahaha:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 9 czerwca 2015, o 10:22

teraz się cieszę że zaczęłam zbierać Hunter :wesoły:
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 9 czerwca 2015, o 11:51

Meg?
Co się dzieje? spytał zaniepokojony Vlad.
Nie wchodź tutaj.
Nigdy nie zwracał wielkiej uwagi na wygląd
zewnętrzny ludzi, którzy pracowali na
Dziedzińcu. Wykonywali po prostu swoją pracę,
a on powstrzymywał się od ich zjedzenia i tyle.
Faktem było jednak, że na Dziedzińcu nigdy
wcześniej nie mieszkała wieszczka krwi. Więc
kto wie? Może to była normalna zmiana u jej
rodzaju, związana z porą roku?
Nie, chyba nie. Meg wydawała się
zdenerwowana, więc dla niej to też musiało być
coś nowego.
– Zrzuciłaś stare futro – stwierdził. Może nie do
końca była to prawda, ale na pewno coś z nim
zrobiła. Podejrzewał, że to jeden z tych
momentów, w których od samca oczekuje się
wybuchu entuzjazmu bez względu na to, co
myśli naprawdę – nawet jeśli nie ma pojęcia,
o co chodzi. Na szczęście ta zmiana budziła
w nim pozytywne uczucia oraz – zaciekawienie.
Dziwaczne, pomarańczowe włosy Meg
zniknęły. Obecnie jej głowę pokrywało
błyszczące gęste czarne futerko, tak krótkie, że
włosy sterczały zupełnie pionowo. Wyciągnął
rękę, żeby je pomacać i przekonać się, czy jest
tak miękkie, na jakie wyglądało.
– Zupełnie jak szczenięcy puch.
Zanim zdążył ją podrapać za uchem, uchyliła
się gwałtownie przed jego ręką.
– Nie chcę mieć szczenięcego puchu! –
wyjęczała.
– Dlaczego nie? Szczeniaki są słodkie.

:hahaha: Anne Bishop Srebrzyste wizje.
Ostatnio edytowano 9 czerwca 2015, o 11:53 przez LiaMort, łącznie edytowano 1 raz
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 9 czerwca 2015, o 11:53

co to jest?
“Man. God. Roarke. An interesting and flattering lineup.”
“Safe men are for marrying. Dangerous men are for pleasure.”

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 9 czerwca 2015, o 11:54

już dopisałam. ;) zapomniałam o tym. ;P
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 9 czerwca 2015, o 11:54

z wrażenia Lia, Ci się zapomniało nie? :P
fragment całkiem całkiem, ale jakoś nie przekonam się chyba do Bishop :ermm:
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 9 czerwca 2015, o 11:57

powinnaś dać jej szanse.. ;) zwłaszcza tej serii.. jest b. dobra i inna od Czarnych kamieni. ;)
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 9 czerwca 2015, o 11:59

jak widzę Bishop widzę też kastrację szczurem :zalamka:
nie brzęczę o tym często, bo po co, ale serio nie da się ;) ma u mnie taką plamę że nie da się jej zmazać ;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 9 czerwca 2015, o 12:00

no cóż.. ;) skoro tak to cię nie zmuszam. ;)
ale żadnej kastracji szczurem tu nie ma.. no chyba że zjadanie ludzi ale to inna bajka. :wink:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 2444
Dołączył(a): 23 kwietnia 2013, o 00:11
Lokalizacja: na wschód od Edenu w cieniu dobrego drzewa
Ulubiona autorka/autor: Sandra Brown

Post przez gonia » 9 czerwca 2015, o 12:25

a ja lubię tę scenę, cytat:




"To są tylne wejścia do Zabójczo Dobrych Lektur
i Czegoś na Ząb – powiedział, wskazując drzwi. – W ramach wynagrodzenia możesz
jadać obiady u Tess, więc w przerwie wejdziesz tymi drzwiami. – Meg kręciło się już
w głowie. Tyle obrazów w tak krótkim czasie. Tyle rzeczy do zapamiętania!
Rozpoznała jednak schody, którymi zeszli kilka minut temu, i poczuła się
spokojniejsza. Gdyby tylko wiedziała, dlaczego Simon jest na nią zły. Nie prosiła go
przecież o tę wycieczkę. To on trzymał ich na mrozie, choć sam co chwila pociągał
nosem. – Czwarty klucz jest do tylnego wejścia – oznajmił jeszcze mniej przyjaźnie
niż przed chwilą.
– Czwarty klucz – powtórzyła cicho, czując, że się zjeżył. Jakby zajmował
więcej miejsca, zużywał więcej powietrza.
– Cokolwiek zrobiłaś z włosami, nie rób tego więcej – warknął
niespodziewanie, gdy wyciągnęła klucze z kieszeni.
Twarz Simona znalazła się nagle tak blisko jej twarzy, że Meg aż upuściła
klucze. Sprzed drzwi odgarnięto śnieg, ale i tak musiała otrzepać je z jego
pozostałości.
– A co ci się nie podoba w moich włosach? – spytała obronnie.
– Śmierdzą.
– Umyłam je szamponem, który znalazłam w mieszkaniu, nic więcej. – Jeszcze
bardziej niż ten obronny ton denerwowała ją myśl, że znów będzie musiała
podporządkować się komuś, kto uważa, że ma prawo kontrolować jej życie.
– I tylko tego będziesz używać. Terra indigena sami wytwarzają kosmetyki
i sprzedają je w swoich sklepach, ponieważ nie zasmradzają powietrza. Ale nie
mówiłem ani o mydle, ani o szamponie. Nie wiem co zrobiłaś, żeby twoje włosy
wyglądały jak stara krew zmieszana z pomarańczową skórką, ale sprawiło to tylko,
że cuchną, więc nie rób tego więcej! – O rany… Chciała jakoś odmienić swój wygląd
i musiała coś pokręcić, kiedy nakładała na włosy tę czerwoną farbę. Najwyraźniej
kolor, jaki zobaczyła dziś rano w lustrze, nie wynikał jednak z marnego oświetlenia
w łazience. – Wbij to sobie do głowy, Meg Corbyn. Pozwalamy ludziom mieszkać
w naszej części świata nie dlatego, że was lubimy. Pozwalamy wam tu mieszkać,
ponieważ potraficie być użyteczni i wymyślacie rzeczy, które się nam podobają.
Gdyby nie to, bylibyście tylko zwyczajnym mięsem. Powinnaś o tym pamiętać.
– To niesprawiedliwe, że złościsz się na mnie za włosy – burknęła, usiłując
ukryć dreszcze. Telepanie się w tej sytuacji to nie był dobry pomysł.
– Nie muszę być sprawiedliwy – warknął Simon. – Jesteś na Dziedzińcu. Nie
obowiązują mnie zasady ograniczające ludzkich pracodawców. Mogę cię zatrudnić,
chociaż nie masz pojęcia o tej pracy, i mogę cię wyrzucić, bo śmierdzą ci włosy!
– Nic nie poradzę, że śmierdzą. Chyba że chcesz, żebym je obcięła! –
odwarknęła i w tej samej chwili przeraziła się, że właśnie tego od niej zażąda.
Warczenie. Ryk. Krzyk. Nie potrafiła opisać dźwięku, jaki wydał jej nowy
przełożony.
Nie mogła dłużej powstrzymać drżenia. Nadal wyglądał jak człowiek, ale dziki
i niebezpieczny.
Nagle za nimi zagrzmiał jakiś tubalny głos:
– Czy to zły moment, żeby się przedstawić? – Wielki mężczyzna z potarganą
grzywą brązowych włosów, które opadały mu aż na ramiona. Dżinsy i flanelowa
koszula, płaszcz rozpięty, jakby zupełnie nie przeszkadzała mu minusowa
temperatura. – Będziesz ją tak trzymał na mrozie, czy pokażesz jej miejsce pracy? –
spytał, patrząc na Simona. – A może ja…
Simon wyszczerzył zęby, wyciągnął z kieszeni pęk kluczy i otworzył drzwi.
– To jest Meg Corbyn. – Wskazał głową swoją towarzyszkę, po czym spojrzał
na mężczyznę zmrużonymi oczami. – A to Henry Niedźwiedzia Straż – dodał i bez
słowa wepchnął Meg do środka. Zatrzasnął drzwi, ale nawet przez nie usłyszała
tubalny śmiech Henry’ego. – Te kołki na ścianie są na płaszcze – wyjaśnił Simon. –
Buty zostawiamy na matach. Podłoga jest śliska, kiedy jest mokra. Nasze chodzące
ciała nie mają pojęcia o leczeniu ludzi, więc jeśli się poślizgniesz i złamiesz nogę,
zjemy cię jak jelenia. – Zdjął buty i włożył mokasyny, które stały na macie. –
Łazienka jest za tamtymi drzwiami. Obok magazyn. Ubrania w skrzyniach są dla
terra indigena, nie ruszaj ich. Pod blatem lodówka. Mikrofalówka i czajnik
elektryczny do gotowania wody. Szklanki, talerze i sztućce w szafce. Masz po sobie
zmywać. – Rzucił Meg ostre spojrzenie. – Zamierzasz tak stać?
– Nie.
Zdjęła płaszcz i botki, włożyła buty, które ze sobą przyniosła, a kiedy na nią
warknął, cofnęła się i zabrała swoje klucze z kieszeni palta. Zamierzała jak
najszybciej opanować swoje nowe obowiązki, żeby nie mieć dłużej do czynienia
z Simonem.
Otworzył kolejne drzwi, za którymi znajdowało się duże pomieszczenie.
– Sortownia – powiedział, podszedł do panelu na ścianie i przekręcił włącznik.
– Stąd otwiera się drzwi dostawcze. Mają pozostać zamknięte, chyba że akurat
przyjmujesz zaplanowaną dostawę albo wydajesz pocztę.
– Skąd mam wiedzieć, czy to zaplano…
– Przegródki na tej ścianie są przeznaczone na pocztę dla sklepów na rynku –
przerwał jej. – Te większe są na paczki i wszystko, co musi leżeć poziomo. Paczki
można trzymać też pod stołem do sortowania albo w tych szafkach. – Rzucił jej
wrogie spojrzenie, otworzył kolejne drzwi i wskazał przykręconą do nich tabliczkę. –
Widzisz? Tu jest napisane NIE WCHODZIĆ. Poza tobą do sortowni nie wchodzi
nikt, kto nie jest terra indigena. Czy to jasne?
– Jasne, ale… dlaczego? – spytała Meg.
– Ponieważ ja tak mówię. Ponieważ to, co się dzieje na Dziedzińcu, to
wyłącznie nasza sprawa. – Simon spojrzał na ścienny zegar i warknął. – Mam teraz
inne sprawy na głowie, więc reszty będziesz musiała domyślić się sama.
– Ale…
– Poranne dostawy przyjmujemy od dziewiątej do południa – znów wszedł jej
w słowo. – Popołudniowe zwykle od drugiej do czwartej. Ciężarówki terra indigena
przyjeżdżają w innych porach, ale to już nie twoja działka. W szufladzie jest lista
numerów telefonów. Jeśli będziesz miała pytania, możesz zadzwonić do Zabójczo
Dobrych Lektur albo do Czegoś na Ząb. Wszystkie worki z pocztą i paczki należy
posortować. Robiliśmy, co w naszej mocy, kiedy szukaliśmy łącznika, ale mamy
własną pracę i brakuje nam czasu na twoją.
– Ale…
– Otwierasz o dziewiątej – rzucił jeszcze Simon, po czym odwrócił się na
pięcie i ruszył przed siebie.
Meg odprowadziła go wzrokiem aż do drzwi prowadzących na zaplecze.
Podskoczyła, kiedy zamknęły się z trzaskiem.
Wstrzymywała oddech, póki nie zdobyła pewności, że jest sama. Dopiero
wtedy wypuściła powietrze.
– Zły Wilk – mruknęła.
Miała tylko nadzieję, że uda jej się jakoś sensownie rozpocząć pierwszy dzień
pracy."


Pisane szkarłatem Anne Bishop

a Soll nie wie co traci :P

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 9 czerwca 2015, o 12:39

LiaMort napisał(a):no cóż.. ;) skoro tak to cię nie zmuszam. ;)
ale żadnej kastracji szczurem tu nie ma.. no chyba że zjadanie ludzi ale to inna bajka. :wink:

no właśnie, zjadania ludzi też nie zdzierżę ;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 2444
Dołączył(a): 23 kwietnia 2013, o 00:11
Lokalizacja: na wschód od Edenu w cieniu dobrego drzewa
Ulubiona autorka/autor: Sandra Brown

Post przez gonia » 9 czerwca 2015, o 13:03

a mnie się bardzo w Innych podoba to wyważenie między bajkowością a realiami :P

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 9 czerwca 2015, o 22:42

wiedzmaSol napisał(a):
LiaMort napisał(a):no cóż.. ;) skoro tak to cię nie zmuszam. ;)
ale żadnej kastracji szczurem tu nie ma.. no chyba że zjadanie ludzi ale to inna bajka. :wink:

no właśnie, zjadania ludzi też nie zdzierżę ;)

tak myślałam. ;)
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 9 czerwca 2015, o 22:58

niestety w tym temacie jestem niereformowalna ;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 3014
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: T.A. White

Post przez nana_rlbi » 11 czerwca 2015, o 23:03

LiaMort napisał(a): :hahaha: Anne Bishop Srebrzyste wizje.


fajny fragment ^_^ ,
ja nadal czekam aż oryginał stanieje, wtedy kupię, a na razie zębami zgrzytam z tego powodu :P

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 11 czerwca 2015, o 23:06

mam jeszcze kilka..xD :D


[i]
Gestem głowy Monty wskazał Simonowi
drzwi.
– Odprowadzę pana.
– Mój trop jest świeży, sam odnajdę wyjście –
parsknął Simon, po czym przekrzywił głowę,
zaciekawiony. – Czy z tym odprowadzaniem jest
tak jak z samicami w książce, które twierdzą, że
idą przypudrować nos, chociaż tak naprawdę
zamierzają sikać?
Pete jakby się zakrztusił.
– Coś w tym rodzaju – odparł Monty
zduszonym głosem. Wyszedł z biura Burke’a,
a Simon za nim.


– Powinnam… – Meg zrobiła gest w stronę
drzwi.
– Warczysz, jak chcę pomacać twoje włosy, ale
jemu pozwalasz?
Zdecydowanie był pełen urazy.
– Przecież to szczeniak – zaprotestowała.
– I co z tego?
– No…
– Ja na ciebie nie warczę, jak chcesz głaskać
moje futro – stwierdził Simon.
– Ale to co innego!
– Dlaczego?[/i]


Ale
zauważył, że nikt nie pokazuje się nago
w obecności młodych – choć miał ochotę
zapytać, dlaczego mężczyznom wolno się
rozbierać do pasa, a kobietom nie. Wydawało
mu się to niesprawiedliwe.
:hyhy:

Stado
ludzkich samic i Wrony w hali pełnej rzeczy do
kupienia. Oparł się wygodnie w fotelu
i westchnął.
– A ludzie myślą, że to wampiry są straszne.


– Myślisz, że ludzie kiedyś zrozumieją, że
piersi tracą dla nas wszelki powab, gdy matka
przestaje nas karmić? – spytał Vlad, otwierając
książkę na chybił trafił.
– Nie sądzę – stwierdził Simon. – Nikogo z nas
nie interesują takie historie, więc ich nie
komentujemy, a wydawcy terra indigena wiedzą
przecież, że taka okładka nie zwróci niczyjej
uwagi. – Ciekawiło go, jakim cudem ta książka
w ogóle trafiła do ZDL.
Vlad przeczytał dwie strony, a potem odłożył
książkę na wózek.
– Och, sądzę, że moglibyśmy ją przeczytać,
gdybyś ją umieścił w dziale z humoreskami.
Simon spojrzał na Vlada, a potem na książkę.
– A może w dziale „kuchnia”?
– Wtedy zbyt dosłownie dałbyś do
zrozumienia, w jakim sensie są dla nas
atrakcyjne piersi.


Srebrzyste wizje Bishop. :P
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości