Nie wszystkie młode damy myślą o balach, flirtach i zdobyciu męża. Minervę Highwood pochłania… dość osobliwa dziedzina nauki. Tę pasję przewyższa tylko miłość do siostry. Dlatego Minerva przerywa swe badania prowadzone w zaciszu Spindle Covei składa gwałtowną wizytę wicehrabiemu Payne. Jej siostrę ma połączyć z nim wkrótce zaaranżowane małżeństwo, a Payne słynie z miłosnych podbojów…
Minerva proponuje mu układ. On się nie oświadczy. W zamian otrzyma coś, na czym mu bardzo zależy. Po jednym wszakże tajemniczym warunkiem: będzie towarzyszyć Minervie w jej naukowej wyprawie do Edynburga.
Rozpoczyna się niebezpieczna podróż, gdzie czyhają nie tylko zasadzki bandytów, ale i serca…W gruncie rzeczy pierwszą myślą, jaka przychodzi mi do głowy to, że
„Tydzień na uwiedzenie” zdecydowanie robi większe wrażenie niż „Noc uległości”, a Colin Sandhurst i Minerva Highwood okazują znacznie ciekawszymi bohaterami niż Victor Bramwell i Susanna Finch (bardziej dopracowani), zaś ich historia wydaje się być bardziej spójna. Po prostu Colin i Minerva wzbudzają sympatię.
Już wcześniej można było dojrzeć pewne znaki, że wicehrabia Payne nie jest taki, jaki wydaje się na pierwszy rzut oka, że to jest trochę bardziej skomplikowane, niż dostrzegał Bramwell. Owszem, opinia, jaką cieszył się Colin, w zasadzie słusznie mu się należała, tyle że równocześnie za tym kryje się konkretna historia. I co ważniejsze, przynajmniej według mnie, Payne jako rozpustnik, hulaka, lekkoduch nie uważał się za nie wiadomo kogo, lecz wręcz przeciwnie, został przedstawiony w wyjątkowo ludzki sposób. To mnie przekonuje, a także pasuje. Ogólnie rzecz ujmując, Colin żyje dniem dzisiejszym, unikając zaangażowania, ponieważ nie najlepiej radzi sobie ze swoją przeszłością, głównie przed nią uciekając, tym bardziej że znacząco się pogubił i brakuje mu poczucia własnej wartości. To wszystko wpływa na decyzje przez niego podejmowane, a także fakt, że pomimo tak bardzo się stara uczynić coś dobrego, nie zawsze to mu wychodzi, często wręcz osiąga efekt przeciwny do zamierzonego. Innymi słowy, jest postacią wiarygodną.
Minerva Highwood również nie ma łatwo. Jej pewność siebie od wielu lat jest podkopywana przez matkę, która nie czyni tego przez złośliwość, lecz z powodu ograniczonego charakteru. Nikt jej nie wspiera, a nawet utwierdzają ją w myśli, że raczej nie ma co liczyć na zdobycie męża itp. Jakby to nie było, nie potrafi sama się odnaleźć w towarzystwie, nie mając żadnej pomocy. Minerva pomimo wielu kompleksów na pewno nie jest słaba z charakteru, a zatem nie rozpacza i nie zatruwa życia innym, lecz pogrąża się we własnym świecie, wybrawszy naukowe badania w dziedzinie geologii i na tym polu odnosi sukcesy. W pewnej chwili staje przed nią prawdziwa okazja, gdy dokonuje przełomowego odkrycia i tym samym pojawia się możliwość wystąpienia przed Królewskim Towarzystwie Geologicznym. Minerva dostrzega w tym dla siebie ogromną szansę, aby w końcu dokonać czegoś wyjątkowego, co pozwoli jej się wyróżnić, pozostawić po sobie znak. Jako że to wiąże się z podróżą do Edynburga, znajduje na to sposób. Jednocześnie przy tym chce to wykorzystać, aby pomóc siostrze, odciągając od niej uwagę lorda Payne’a (nie zdaje sobie sprawy, że to nie jest konieczne) i w efekcie proponuje mu swoisty układ.
Colin niewątpliwie od samego początku usiłuje zachować się właściwie w tych dość osobliwych okolicznościach i nie przekroczyć pewnych granic. Bardzo mu na tym zależy. Tyle że jego starania są skazane na klęskę w obliczu determinacji Minervy, gdyż zostaje wciągnięty w tę intrygę. I tak choć nie zamierza towarzyszyć w jej naukowej wyprawie, nie udaje mu się tego uniknąć. Sama zaś podróż okazuje pełna przygód oraz wielu trudnych wyzwań, chwilami wręcz bywa niebezpieczna. Muszą się zmierzyć nie tylko z trudnościami związanymi ze znalezieniem powozu, pogodą czy też z bandytami, lecz również z własnymi obawami i lękami oraz wątpliwościami. Po drodze przytrafią się niesamowite opowieści cejlońskie, które mają daleko idące konsekwencje, towarzyszy im Francine, którą spotyka tragiczny koniec, pojawi się książę Amonit oraz parę innych niezwykłych historii.
Bez wątpienia na uwagę zasługuje relacja Colina i Minervy, ponieważ Dare poprowadziła ją z wielkim wyczuciem, unikając niepotrzebnej przesady oraz wielu ryzykownych pułapek. Wobec tego Colin nie jest tylko rozpustnikiem z wielkim doświadczeniem, z kolei Minerva okazuje się czymś więcej niż naiwną sawantką i razem to tworzy wybuchową mieszankę. To zrobiło na mnie wrażenie. Inaczej mówiąc, niezwykle interesująco jest przedstawione, jak po drodze odkrywają siebie nawzajem, coraz bardziej pogrążając się w uczuciach, ucząc się, że są jednak warci miłości i że zwyczajnie powinni być razem. Dzięki tej podróży oboje dorastają, a zatem mogą zmierzyć się z własnymi lękami. Okazuje się przy tym, że nie tylko pocałunek można porównać do wykopalisk. Ponadto Colin naprawdę potrafi komplementować w wielkim stylu, a także jest zdolny do ogromnych poświęceń. Ach! I potrafił porządnie się oświadczyć, jak należy.
Nawet niedorzeczna reakcja matki Minervy na ich ucieczkę pasuje w tym przypadku, z kolei kapral Thorne słusznie węszy, nie wierząc w pozory i przez co równoważy reakcję Spindle Cove na to niezwykłe zdarzenie.
Lubię czytać takie historie, a
„Tydzień na uwiedzenie” zasługuje na uwagę, gdyż
Tessa Dare w tym przypadku znakomicie sobie poradziła.
PS. I nadal nie mam do czego się przyczepić, poza oczywiście koszmarną okładką. Trzeba naprawdę mieć zdrowo nierówno pod sufitem, aby romans ozdabiać pogrzebowymi motywami!