Teraz jest 21 listopada 2024, o 13:48

Georgian (cykl) - Sylvia Day (Księżycowa Kawa)

Alfabetyczny spis recenzji ROMANSÓW HISTORYCZNYCH
Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Georgian (cykl) - Sylvia Day (Księżycowa Kawa)

Post przez Księżycowa Kawa » 1 marca 2015, o 18:53

Cykl: Georgian - Sylvia June Day

Obrazek

Jeszcze żadna kobieta tak go nie upokorzyła i żadnej nie pragnął bardziej…
Marcus pała żądzą zemsty na Elizabeth, która uciekła sprzed ołtarza i natychmiast wyszła za innego. Teraz nadarza się okazja, aby wyrównać rachunki. Jako agent korony ma prowadzić śledztwo w sprawie tajemniczego zabójstwa męża Elizabeth i zapewnić jej ochronę. W ten sposób chce wziąć to, co miało należeć do niego i raz na zawsze uwolnić się spod dręczącego go wspomnienia ukochanej. Jednak okazuje się, że płomień łączącego ich uczucia wcale nie wygasł, a raczej zamienił się w niepohamowany i niebezpieczny ogień pożądania...



Korzystając z przerwy, sięgnęłam po „Tylko mnie poproś” w zasadzie tylko na chwilkę, nie spodziewając się, że mnie wciągnie, lecz wyszło zupełnie inaczej. Historia zawarta w tej powieści zrobiła na mnie spore wrażenie, przykuła moją uwagę.

Wprawdzie w opisie książki zasugerowano, że Marcusem kieruje chęć zemsty, lecz osobiście uważam, że to jest wyjątkowo duże uproszczenie, ponieważ bynajmniej nie chodzi mu o to, aby wyłącznie mścić się z powodu urażonej dumy. Powiedziałabym, że bardziej mu zależy na przywróceniu sobie spokoju ducha, jaki go cechował, zanim poznał Elizabeth. Aczkolwiek to nie okazuje się tak proste, gdyż szybko się przekonuje, że romans mu nie wystarczy. Tak więc, Marcus od samego początku jest wyjątkowo zdeterminowany, aby zdobyć Elizabeth, zwłaszcza że ona zdecydowanie nie ułatwia mu zadania, wręcz przeciwnie, ciągle rzuca kłody pod nogi, a zatem naprawdę musi się natrudzić. Marcus się nie poddaje i ściga ją z prawdziwą pasją, pragnąc wierzyć, że gdzieś tam na końcu czeka go spokój. Jednocześnie przy tym jest bezczelny oraz arogancki, a nawet bezwzględny, lecz i potrafi być uroczy. Podejrzewam (właściwie mam pewność), że bohaterka typu Elizabeth niewymownie by mnie denerwowała u innej autorki, lecz tutaj – u Day – wydawała mi się po prostu ludzka, a także w jakiś sposób mogłam ją zrozumieć. Jakby nie było, jej zachowanie stało się katalizatorem fabuły i poniekąd Elizabeth wyznaczyła tempo, a także przebieg poszczególnych zdarzeń.

U Day cały ten konflikt pomiędzy bohaterami w gruncie rzeczy jest prosty, ale ma sens, przynajmniej w tym ujęciu, powiedziałabym, że jest nawet niezwykle interesujący. Po prostu to zostało tak opisane, że bohaterzy mają prawo do swoich wątpliwości, inaczej mówiąc, nieporozumienie nie bierze się z powietrza, lecz wynika z obaw, które kryją się głęboko w nich samych. A późniejsza świadomość tego, co naprawdę się wydarzyło, nie sprawia, że problem od razu znika, lecz muszą nad tym porządnie popracować. Nie wiem, jak to inaczej określić, ale jest w tym pewna naturalność, że to wydaje się prawdziwe.

Na ogół nie przepadam za scenami ze ślubów, ale tutaj to tak ładnie zostało opisane, że zrobiło na mnie wrażenie, chyba po raz pierwszy.

Obiło mi się o uszy, gdy słyszałam niezbyt pochlebne opinie o „Tylko mnie poproś”, że jest tu za dużo seksów itp., jakoś na to nie zwróciłam uwagi, bardziej mnie interesowały zmagania Marcusa z samym sobą, a także oczywiście z Elizabeth. Przemawia do mnie sposób, w jaki to zostało ukazane i to mnie najbardziej zaciekawiło.
Dodam przy tym jeszcze, że cała akcja skupia się przede wszystkim na parze głównych bohaterów, reszta w mniejszym bądź większym stopniu się rozmywa, tworząc niezbyt wyraziste tło. Tylko od czasu do czasu trochę odsłaniając to i owo. Niemniej jednak całość moim zdaniem wypada intrygująco oraz kompletnie. Umiejętnie to zostało wykonane. Tak nawiasem, coraz bardziej fascynuje mnie ten sposób ujęcia tematu.

Jako że „Tylko mnie poproś” nie zbiera zbyt pochlebnych opinii, ciekawi mnie, czy ktoś jeszcze zechce podzielić moje zdanie na ten temat?



Obrazek

Maria, zwana "zimną wdową" słynie z niezwykłej urody. Musi wykorzystać swój nieodparty urok, aby dowiedzieć się, dlaczego Christopher St. John, niepokorny pirat, został zwolniony z więzienia. Tymczasem jedyną szansą St. Johna na uniknięcie stryczka jest użycie swego legendarnego czaru uwodziciela, aby rozpuścić lód w sercu Marii i przejrzeć jej zamiary. Uwikłani w niebezpieczną ale jakże zmysłową intrygę, oboje chcą pokonać przeciwnika w tej grze uwodzenia i pożądania, w której wszystkie chwyty są dozwolone...


Po drugi tom tego cyklu sięgałam już z większym entuzjazmem, lecz nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak „Tylko mnie poproś”. Przede wszystkim dlatego, że „Tylko On” zdecydowanie się różni i jednocześnie przy tym do mnie nie trafił. Po prostu jakoś nie bardzo przemawia do mnie ten defensywny ton podszyty desperacją, jaki został zawarty w powieści „Tylko On” i jak dla mnie to zostało zbyt mocno podkreślone. Wyglądało to, jakby za chwilę miała nadejść apokalipsa, czyli bohaterzy rozpaczają, nie mając żadnej nadziei na przyszłość, a czarne charaktery wiecznie zacierają ręce z uciechy. Wolałabym jednak trochę więcej subtelności pod tym względem.

Ale trzeba przyznać, że tutaj fabuła już występuje w znaczącym stopniu i znacząco wpływa na relacje bohaterów, które są całkiem interesujące, a także w ciekawy sposób dochodzą do pewnych wniosków. Christopher zamiast skupiać się na zadaniu, które zostało na nim wymuszone, usiłuje przekonać Marię, aby mu zaufała, ta z kolei zastanawia się, czy to właśnie jednak nie byłoby dobre dla niej rozwiązanie. I tak ładnie to się komplikuje. Aczkolwiek niezbyt mi się podoba, że sporo tu tych kochanek i kochanków się przewija. I skoro Christopher jako pierwszy nieproszony wyszedł z propozycją wyłączności i to samo proponował Marii z własnej nieprzymuszonej woli, to jednak powinien tego się trzymać, a nie latać do burdelu w wiadomym celu. Właściwie nie wiem, po co to w ogóle było.

Wprawdzie scen seksu nie ma tak dużo jak w poprzedniej części, przynajmniej na początku, ale mam wrażenie, że wszystko kreci się wokół tej tematyki, to znaczy, jakby wszystko należało załatwiać wyłącznie poprzez łóżko, jakby inaczej się nie dało. Chociaż zmiana tłumacza wiąże się ze zmianą słownictwa w kwestii erotyki, mimo to ta część wydaje mi się bardziej wulgarna, co bardziej wynika z ogólnej sytuacji, gdyż wszyscy zdają się sprowadzać do jedynie pionków albo graczy, którzy kombinują tylko, jakby tu tego drugiego wykiwać, a także ustalają, kto z kim ma sypiać. Jak dla mnie to okazało się za bardzo przytłaczające. Brakowało mi jakiegoś lżejszego akcentu.

Tak na marginesie, podobała mi się prostota w rozwiązaniu patowej sytuacji. Ładnie to ze sobą się zgrało.

Krótko ujmując, „Tylko On” to nie mój klimat.



Obrazek

Nowa seria Sylvii Day przenosi czytelniczki w czasy, gdy namiętność była tematem tabu, a pożądanie krępowały gorsety konwenansów.
Kochała go i już raz straciła...
Ślub Amelii Benbridge i hrabiego Ware jest najgorętszym wydarzeniem sezonu. Hrabia jest ideałem: przystojny, bogaty i... doskonale rozumie, że serce Amelii zawsze będzie należało do jej ukochanego z młodości, Colina. Kiedy Colin zginął, Amelia sądziła, że już nigdy do nikogo nie poczuje takiej namiętności.
Podczas balu maskowego tajemniczy nieznajomy wabi Amelię do ogrodu i jednym, lekkomyślnym pocałunkiem wprowadza zamęt. Teraz ona ma obsesję na punkcie poznania jego tożsamości. Nie zatrzyma się, dopóki nie pozna tego sekretu…



Wobec tego po „Tylko mnie uwiedź” sięgałam już ostrożniej, aczkolwiek wciąż jeszcze ciekawa, jakie na mnie zrobi wrażenie. Nieoczekiwanie okazało się, że wzbudza zdumienie, ponieważ po raz pierwszy książka Sylvii Day zaczęła mnie z lekka nudzić. To mnie zaskoczyło. I bynajmniej nie chodzi mi o fabułę, jako że sporo się dzieje, więcej niż w poprzednich częściach z tego cyklu. Poniekąd ta powieść stanowi kontynuację „Tylko on”, gdyż opowiada o dalszych losach Colina i Amelii, siostry Marii, a także przewijają się inne znane postacie.

Po sześciu latach Colin uważa, że jest wystarczająco bogaty oraz obyty w świecie, aby powrócić do Anglii i powalczyć o Amelię. Niemniej jednak tej nocy, gdy planuje wyruszyć w drogę, na prośbę przyjaciela pomaga po raz ostatni. Niestety to ma wyjątkowo niefortunny przebieg dla zainteresowanego. I tym samym okazuje się, że nie może się pokazać Amelii, gdyż zwyczajnie nie chce jej narażać na niebezpieczeństwo. Tyle że nie potrafi się oprzeć nadarzającej okazji i na balu maskowym przygląda się uporczywie ukochanej. To wystarcza, by wzbudzić w niej zainteresowanie oraz pragnienie dowiedzenia się, z kim ma do czynienia. Tym bardziej że Amelii nie brakuje śmiałości oraz wytrwałości w dążeniu do celu. Po prostu wie, czego pragnie. I dzięki temu Colin nie ma szansy wymknąć z jej sieci, o czym świadczy pewne znamienite wydarzenie, a mianowicie gdy widzi jego powóz opuszczający miasto i postanawia go śledzić, za nią podąża jej siostra, potem jej mąż, Christopher, a potem jeszcze niedoszły narzeczony Amelii, Ware oraz rzecz jasna wróg Colina. A to jeszcze nie wszyscy. Ubawił mnie ten fragment.

Przez pierwszą połowę książki jest niespecjalnie romansowo, jako że bohaterzy mają co innego na głowie i zresztą ze sobą spotykają się jedynie przelotnie. W gruncie rzeczy rzecz cała rozbija się o to, że gdyby nie zewnętrzne czynniki oraz wątpliwości Colina, czy jest wystarczająco dobry dla ukochanej, to od razu byliby razem, w szczególności gdyby to Amelia wzięła sprawy w swoje ręce. Jej determinacja nie wywołuje wątpliwości co do jej uczuć, ale w przypadku Colina powstają pytania… Nie rozumiem go. Nie czuję się po prostu przekonana co do tej pary, czegoś mi w nich brakuje, ale nie potrafię tego jakoś precyzyjniej określić.

Z kolei sama intryga została dobrze rozpisana, w szczególności końcówka, tyle że nie za bardzo mnie zainteresowała – odnoszę wrażenie, że zbyt wiele na ten temat już przeczytałam. Osobiście wolałabym poczytać więcej o relacji bohaterów, a właściwie o ich motywach.

Najbardziej w tej historii zaciekawiła mnie wzmianka, że Maria i Christopher nie przestali być inaczej postrzegani przez społeczeństwo, to znaczy towarzystwo – nadal żyli na jego obrzeżach i tak sobie myślę, że mogłoby być więcej na ten temat. Po drugie, Colin z pochodzenia jest Cyganem oraz nie ma żadnych arystokratycznych korzeni i na całe szczęście na koniec nie okazuje się jakimś cudownie zaginionym krewnym czy też coś w tym stylu, lecz autorka inaczej obchodzi ten problem – szkoda jednak, że to nie zostało odpowiednio rozwinięte. Choćby o kilka zdań.

Jak dla mnie w „Tylko mnie uwiedź” pojawiło się zbyt wiele elementów rozpraszających uwagę i miałam ogólne wrażenie, że to nie do końca była Day przez to wejście w konwencję bardziej romansu historycznego niż zwykle. Oprócz tego było zbyt doskonale, a to mi nie odpowiadało.

I jedna rzecz niezmiernie mnie wkurzała, że chwilami wręcz nie wiadomo było, o kogo chodzi, czyli traktowanie tytułów w sposób zamienny (książę/ hrabia) i nie sądzę, aby to był wymysł Day. Tak czy inaczej, niewątpliwie „Tylko mnie uwiedź” nie przypominało „Tylko mnie poproś”, co napawa mnie smutkiem.



Obrazek

Simon Quinn może mieć każdą kobietę, jakiej zapragnie. Wybiera tylko te, które godzą się na jego zasady gry - żadnych zobowiązań. Ale Lysette Rousseau jest jedyną, której nie może rozgryźć. Piękna, zmysłowa - idealna zabawka w rękach uwodziciela. A jednak jest w niej coś, czym jeszcze żadna kobieta go nie kusiła. W jednej chwili wyzywająca, bierze to, czego chce, a zaraz potem obezwładnia słodką niewinnością. Jej tajemnica może ściągnąć na Simona tylko kłopoty, ale nie potrafi oprzeć się tej pokusie...

W końcu uznałam, że przyszedł czas, aby zapoznać się „Nie igraj ze mną”, czyli z czwartą częścią cyklu Georgian. Po dwóch ostatnich tomach niespecjalnie mi się śpieszyło, ale z drugiej strony nie chciałam zaczynać następnego cyklu bez zaliczenia tego.

Prolog zaczyna się od kotłowaniny nijakiej Marguerite Piccard i Philippe Saint-Martina, co okazało się nieco zaskakujące, gdyż spodziewałam się Simona Quinna. No cóż, jak to mówi się: nic nie dzieje się bez przyczyny. Rzecz w tym, że niejaki L’Esprit z powodu (ewentualnie wyniku) tego romansu zawiązuje spisek, który będzie zbierał swoje żniwo jeszcze dwadzieścia lat później, gdy na scenie pojawi się właśnie Simon Quinn. Niejako z tej przyczyny nie będzie mógł jeszcze porzucić swojej służby szpiegowskiej, choć o tym skrycie marzy.

I chyba po raz pierwszy w przypadku Sylvii Day zainteresowała mnie sama intryga, ponieważ nie tylko całkiem sporo się działo, ale również zostało przedstawione w ciekawy sposób, sugerując możliwość intrygującego zakończenia. W pewnej chwili wyszedł z tego naprawdę niezły galimatias, tym bardziej, że praktycznie nikt nie był tym, kim się wydawał. Poza tym niektórzy podszywali się pod fałszywą tożsamość bądź też zdarzało się pewnym osobom mylić czyjąś tożsamość. W zasadzie tyle się działo, że niewiele czasu mieli na romansowanie. Aczkolwiek nie było jeszcze tak źle, żeby w ogóle nic. Nie brakowało również pewnych rozterek sercowych i odpowiadało mi to, jak zostało ujęte.

Natomiast sam Simon Quinn okazał się postacią o wiele bardziej zajmującą, niż przypuszczałam, że to możliwe. Być może dlatego, że nie ruchał wszystkiego, co mu stanęło na drodze, nawet nie wykazywał w tym kierunku specjalnego zainteresowania. Po prostu wydawał się bardziej wyraźny i ludzki. Podobało mi się, jak został przedstawiony w książce „Nie igraj ze mną”.

Pojawia się również ciekawa postać Edwarda Jamesa, sekretarza Benjamina Franklina, na którą polowały nie tylko wywiady szpiegowskie. Trzeba przyznać, że naprawdę nieźle z tym sobie radził, ale mogłoby go być więcej, szczególnie na koniec, ewentualnie mógłby mieć własną oddzielną historię. Tego trochę jednak brakuje.

Tak się składa, że rola głównej bohaterki przypada dwóm postaciom, które nie dość, że tak samo wyglądają, to jeszcze noszą praktycznie to samo imię: Lysette i Lynette, co mnie irytowało, gdyż chwilami trzeba było się pilnować, aby wiedzieć, o kogo chodzi. Po prostu jakby nie było innych imion…

Całość wypada dobrze, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby niektóre wątki zostały dopowiedziane do końca, zamiast tak jakoś się rozmywać, gdy Day nagle skupiła się na Simonie i jego szczęściu, aczkolwiek ładnie to jej wyszło. Pozostało we mnie wrażenie, że to i owo nie zostało zakończone. Oprócz tego byłam jednak pozytywnie zaskoczona, ponieważ „Nie igraj ze mną” okazało się pozycją bardziej interesującą, niż to brałam pod uwagę. Dobre było to, jak szef Simona doszedł do wniosku, że lepiej wyjdzie na tym, jeśli od niego się odczepi. Albo to przyjęcie u hrabiny, gdy praktycznie wszyscy się mijali niemalże zauważalnie, przez co wyszło całkiem emocjonująco.

Gdyby ta historia nie urywała się w paru miejscach, „Nie igraj ze mną” byłoby naprawdę dobra. I tyle w tym temacie.

***

Podsumowując pokrótce, niewątpliwie moim faworytem jest „Tylko mnie poproś”, ponieważ zrobiło na mnie największe wrażenie. „Nie igraj ze mną” niemalże mogłoby z tym konkurować. W gruncie rzeczy każda z tych powieści jest inna. I niby powinno być tak dobrze, ale nie wszystko mi odpowiadało…

No dobra, swoje wypisałam, kto następny dołoży coś od siebie?
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 13117
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez Dorotka » 1 marca 2015, o 19:14

Nie czytałam żadnej z trzech części, ale przyznam, że mnie zaciekawiłaś swoją recenzją. Szczególnie pierwsza część wydaje mi się interesująca i być może po nią sięgnę. Nieprzychylne opinie o tej książce wcale mnie nie zniechęcają, bo często to, co innym się nie podoba, przypada mi do gustu i odwrotnie, powieści, nad którymi inni pieją z zachwytu odkładam z niesmakiem.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 1 marca 2015, o 19:25

Dzięki :smile:
Dla mnie „Tylko mnie poproś” było najlepsze z tych czterech. Chętnie poznam Twoją opinię. A jeśli chodzi o oceny i opinie, bywają rozmaite i chyba nie ma takiej książki, która by się podobała wszystkim...
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 13117
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez Dorotka » 1 marca 2015, o 19:41

No tak, cykl składa się z czterech, a nie z trzech części, jak wcześniej napisałam. Od razu widać, kto nie potrafi czytać ze zrozumieniem. :mrgreen: Ani liczyć do czterech. :wink:
A wracając do sedna - pierwszą część pewnie przeczytam, jak tylko wpadnie mi w ręce, ale co do następnych to już nie jestem pewna, bo ja ogólnie mam problem z seriami, cyklami i wszelkiego typu ciągnącymi się w nieskończoność opowieściami. Naprawdę rzadko kiedy czytam wszystkie części, bo po pewnym czasie czuję przesyt i mam dość, a potem nie zawsze chce mi się do tego wracać, gdyż po pewnym czasie kompletnie zapominam o czym to było. Coś musi mnie naprawdę mocno zainteresować, żebym sięgnęła po kontynuację.
Spodobał mi się opis trzeciej części :Tylko mnie uwiedź". Jak ona ci się podobała?
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 1548
Dołączył(a): 12 stycznia 2013, o 10:29
Ulubiona autorka/autor: SEP/Long/Stuart/Quinn/Enoch/Balogh

Post przez mad_line » 1 marca 2015, o 20:54

Kawo, świetna robota... po raz kolejny :padam: Ja nie jestem w stanie sklecić parę słów na temat ostatnio przeczytanej książki, a Ty zamieszczasz kolejną rozbudowaną recenzję :ohlala:

Obiło mi się o uszy, gdy słyszałam niezbyt pochlebne opinie o „Tylko mnie poproś”, że jest tu za dużo seksów


Serio? Przypominam, że mówimy o książkach Sylvii Day, a nie Julii Quinn. Widziały gały co brały :wink:

Nie czytałam żadnej z powyższych. Z historycznych mam za sobą Męża, którego nie znałam i Obudzone pragnienia. Książki te oceniam dość wysoko, przede wszystkim za bohaterki, dojrzałe, odważne, wyprzedzające epokę w której żyją. Plus dla Day również za poruszanie ważnych społecznie tematów: przemocy wobec kobiet, stereotypów w relacjach damsko-męskich, tematu prostytucji (w wydaniu męskim :ohlala: ), niepłodności... Same książki napisane są nieźle, choć rażą mnie sytuacje w których bohaterowie prowadzą jakąs ciekawą rozmowę a tu nagle bach! i bohaterka leży na plecach tudzież przechylona przez barierkę i... :twisted: Nie mam nic przeciwko większej dawce scen erotycznych w romansie, ale tutaj proporcje zdecydowanie są zaburzone co czasami zniechęca do kontynuowania lektury.

Zamierzam kontynuować moją przygodę z Day, a z racji tego, ze nie przepadam za jej dokonaniami w dziedzinie romansu współczesnego, to już wiem co teraz znajdzie się na moim czytniku :D
“Where is he? Bridgerton!" he bellowed. Three chestnut heads swiveled in his direction.
Simon stomped across the grass, murder in his eyes. "I meant the idiot Bridgerton."
"That, I believe," Anthony said mildly, tilting his chin toward Colin, "would refer to you.”

Julia Quinn, The Duke and I

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 1 marca 2015, o 23:08

Dzięki :smile: Również nie sądziłam, że potrafię napisać więcej niż kilka słów, ale ostatnio przy niektórych wypadkach trochę mnie nosi (możliwe, że to tylko taki okres – tak już mi się zdarzało).
W kwestii tych seksów, to faktycznie tego jest sporo, ale rzecz w tym, że ja na to nie zwracałam uwagi, bo co innego w tej historii mnie zainteresowało i to jakoś tak pomijałam, a zatem to mnie nie przytłoczyło :bezradny:
Te historyki są w pewien sposób podobne do tych pojedynczych, choć tu w tle przewijają się wątki szpiegowskie. hmmm Jeśli nie przypadasz nadmiarem scen erotycznych u Day, to może „Tylko mnie poproś” może nie do końca trafić w Twój gust, ale warto spróbować… W każdym razie jestem ciekawa Twoich wrażeń po lekturze. O współczesnym cyklu również zdarzyło mi się napisać kilka słów, a właściwie nawet więcej :hyhy:

Dorotka napisał(a):No tak, cykl składa się z czterech, a nie z trzech części, jak wcześniej napisałam. Od razu widać, kto nie potrafi czytać ze zrozumieniem. :mrgreen: Ani liczyć do czterech. :wink:

Ale wiadomo, o co chodzi :wink:

Dorotka napisał(a):Spodobał mi się opis trzeciej części :Tylko mnie uwiedź". Jak ona ci się podobała?

Właściwie pierwsza praktycznie mogłaby funkcjonować jako pojedyncza, bo z pozostałymi jest luźno powiązana. Trzy następne lepiej już po kolei, bo w pewien sposób się łączą, głównie poprzez samych bohaterów a nie fabułę.
„Tylko mnie uwiedź” podobało mi się na tyle, aby przeczytać, ale Colin mnie do siebie nie przekonał, Day jakoś nie końca udało się go uchwyć, czegoś w tym zabrakło. Poza tym to było o tyle ciekawe, że tym razem Day weszła konwencję bardziej romansu historycznego takiego, jak znam. Jako powieść było dobrze, oceniając w kategorii romansu, trochę jednak gorzej.
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 3357
Dołączył(a): 9 marca 2014, o 17:29
Ulubiona autorka/autor: brak.

Post przez obession » 13 marca 2015, o 09:14

Księżycowa, muszę Ci powiedzieć, że bardzo lubię czytać Twoje recenzje. :) A po tej chyba się muszę wziąć za ten cykl, bo mnie zaciekawiłaś. :)
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 13 marca 2015, o 17:54

Dzięki :smile:
Chętnie zapoznam się z Twoją opinią na ten temat. A tak w ogóle czytałaś coś tej autorki?
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

 
Posty: 1140
Dołączył(a): 15 lipca 2013, o 09:13
Ulubiona autorka/autor: Balogh, Proctor, McNaught, Long, Craven, Graham

Post przez aur_ro » 13 marca 2015, o 18:19

Muszę to w koncu przeczytać. Zatrzymalam się na tomie 1.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 13 marca 2015, o 18:28

Nie odpowiadał? Pozostałe są już inne :wink:
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

 
Posty: 1140
Dołączył(a): 15 lipca 2013, o 09:13
Ulubiona autorka/autor: Balogh, Proctor, McNaught, Long, Craven, Graham

Post przez aur_ro » 13 marca 2015, o 18:49

Nie nie, nawet była OK 1 częśc (jak na Day). Ale ponieważ polskie wydawnictwo pomieszało z tomami ( i ten który oryginalnie jest tomem 2-gim, wydali jako ostatni- 4 ty) wstrzymałam sie z czytaniem. No i tak zostalo.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 13 marca 2015, o 18:55

Sama zaczęłam czytać, jak już wszystkie były. I pierwsza najbardziej mi przypadła do gustu.
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 3357
Dołączył(a): 9 marca 2014, o 17:29
Ulubiona autorka/autor: brak.

Post przez obession » 13 marca 2015, o 20:19

Księżycowa Kawa napisał(a):Dzięki :smile:
Chętnie zapoznam się z Twoją opinią na ten temat. A tak w ogóle czytałaś coś tej autorki?


Jak już przeczytam, ale nie wiem kiedy to nastąpi ;) to na pewno dam znać czy mi się podobało. Czytałam Crossa i "Mąż, którego nie znałam".
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 13 marca 2015, o 21:20

Z czasem niekiedy to bywa skomplikowana sprawa.
Mam sentyment do „Męża, którego nie znałam”. I przypomniało mi się, że jeszcze czwórki nie zaliczyłam.
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 3357
Dołączył(a): 9 marca 2014, o 17:29
Ulubiona autorka/autor: brak.

Post przez obession » 14 marca 2015, o 13:34

Czwórka Crossa, jakoś mi się nie spodobała.
A ten cykl wydaje się interesujący, jak będzie w bibliotece, to wypożyczę i przybliżę się do przeczytania. :)
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 14 marca 2015, o 15:09

Po trójce nie nastawiam się na nic wielkiego.
Ech, w mojej Day nie dysponują.
A ten cykl ma interesujące momenty :lol:
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.


Powrót do Recenzje romansów historycznych

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 55 gości