Dobiegały do mnie opinie, że nowa książka SEP jest napisana w całkiem innym stylu, ale nie wszyscy się tym zachwycali. Podchodziłam do niej jak pies do jeża, ale po lekturze "Panna młoda ucieka" sama nie wiedziałam czego się mogę spodziewać. Miałam wrażenie, że autorce wyczerpały się już pomysły i książka będzie zwyczajnie nudna. Na szczęście SEP zaskoczyła mnie pozytywnie. Książka mnie wciągnęła i ani trochę nie wynudziła
Główna bohaterka Annie przybywa na odciętą od świata wyspę w poszukiwaniu tajemniczego spadku, o którym na łożu śmierci wspomina jej matka. Ma on znajdować się w domku, który matka pod pewnym warunkiem otrzymała od byłego męża. Na wyspie panuje sroga zima, a bohaterka akurat zmaga się z wycieńczającym organizm zapaleniem płuc.
W pobliżu domku leży dom Harpów, z którym wiążą się złe wspomnienia bohaterki. Jej matka i Elliott Harp wzięli ślub i Annie jako 15 latka spędziła tam jedne wakacje. Czas upływał jej w towarzystwie bliźniąt Regan i Theo - dzieci Elliotta oraz miejscowej dziewczyny - Jaycie.
Annie była bardzo zafascynowana Theo i wszystko wskazywało na to, że chłopak podzielał jej sympatię. Poświęcał jej dużo uwagi, mieli podobne zainteresowania, a tym samym wiele tematów do rozmowy. Razem zdobywali swoje pierwsze doświadczenia seksualne.
W pewnym momencie sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Theo stał się w stosunku do Annie arogancki i opryskliwy. Wyśmiewał się z niej, popychał, zamknął w windzie i podrzucił martwą rybę do łóżka. Pewnego dnia posunął się do strasznej rzeczy i dziewczyna cudem nie zginęła. Jaycie uratowała jej życie.
Kiedy Annie powraca w miejsce przykrych wydarzeń z przeszłości, okazuje że dom Harpów wcale nie stoi opustoszały. Przebywa w nim Theo, który para się pisaniem książek o psychicznym doktorku - sadyście i szuka tam odosobnienia. Wita bohaterkę z rewolwerem w dłoni, w stroju z epoki i każe jej się wynosić. Generalnie przyjemniaczek z niego. Annie się go panicznie boi.
Ciężko mi napisać co sądzę o bohaterce Jest brzuchomówcą, dorabia dając pokazy kukiełkowe w szkołach i bibliotekach i na wyspę również zabiera ze sobą swoje lalki. Rozmawia z nimi w myślach i słyszy ich "głosy". Mnie to akurat nie przeszkadzało, ale na pewno niektóre osoby będzie drażnić Ma 33 lata i jest totalnie spłukana, ponieważ wydała oszczędności i zaciągnęła kredyty aby spełnić życzenia śmiertelnie chorej matki. Z treści wynika, że bohaterka była nieco zahukana, zawsze bujała w obłokach, matka nie akceptowała jej sposobu bycia i braku przebojowości, a ona bardzo pragnęła jej miłości i uznania. Annie miała aspiracje aktorskie, ale nic jej z tego nie wychodziło. Imała się różnych prac dorywczych, wyprowadzała psy, pilnowała domów, pracowała w kawiarni i nocowała na materacu na zapleczu. Zastanawia mnie czemu nie znalazła sobie jakiegoś pewnego, dającego stały i konkretny dochód zajęcia. Rozumiem, artystyczna dusza i tak dalej, ale dziwi mnie to. Meg z "Nikt mi się nie oprze" miała bogatych rodziców więc póki się nie zbuntowali mogła podróżować i uciekać od odpowiedzialności, a tutaj nie do końca pojmuję.
Wewnętrzne monologi z kukiełkami pomagają bohaterce opanować strach przed Theo. Okazuje się, że jest całkiem wyszczekana, ma ironiczne poczucie humoru i jest miszczem ciętej riposty. Potrafi też bardzo profesjonalnie wydawać upiorne jęki i lubi piżamy w Mikołaje
Rzuciło mi się w oczy, że jest, mimo tego co ją spotkało, bardzo naiwna i ufna. Dość szybko pozwala by jej relacje z Theo wkroczyły na wyższy stopień wtajemniczenia Przecież ona cały czas wierzyła, że Theo kiedyś chciał ją zabić. Niby tłumaczył się, że miał zaburzenia jak nastolatek, ale lata terapii zrobiły z niego innego człowieka. Ale dyskomfort jednak pozostaje
Główny bohater - Theo I znowu wylazło, że mam pociąg do psycholi
Kiedy Dziewczyny o nim pisały w głowie miałam obraz tego pana:
Na szczęście okazało się, że z Hannibala ma tylko kota Początkowo wrogi, srogi, mroczny i ponury. W pogardzie mając tnące szpony mrozu lata po dworze z gołą klatą i ogólnie pasuje do pomyleńca ze wspomnień Annie. Mimo to od początku mi się spodobał. No bo, kurczę, przecież główny bohater romansu nie może być jakimś dewiantem
Ubawiły mnie komentarze bohaterki, kiedy na każdą prośbę Theo odpowiadała, że nie umie ćwiartować zwłok i szukała w jego lodówce słoi z częściami ludzkich ciał i oczu ropuchy. Ganiała jego prywatnego kota i przetrzymywała u siebie w domku żeby nie stała mu się krzywda i wsadziła baterie do starego zegara prababki żeby go o północy wystraszył
Okazuje się, że Theo kiedy przestaje straszyć jest całkiem przyjazny, troskliwy i dotrzymuje bohaterce kroku w słownej szermierce.
O jego przeszłości nie będę się rozpisywać coby za dużo nie zdradzić. Powiem tylko, że na złe kobiety trafiał. Nie chce mi się też rozkładać go na czynniki pierwsze, bo wyjątkowo przypadł mi do gustu
"Kocham bohaterów" ma moim zdaniem trochę niedociągnięć, ale i tak jestem zadowolona z lektury i polubiłam tę książkę. Nie wynudziłam się jak przy "Panna młoda ucieka". Było inaczej niż zazwyczaj, ale wcale nie oznacza to, że gorzej Podobał mi się mroczny klimat domu Harpów, bawiły makabryczne wizje i żarty bohaterki. Bardziej przypadł mi do gustu Theo, ale Annie również dała się polubić. Dialogi i humor, jak to zwykle u SEP, są na wysokim poziomie. Nie mamy w tej książce drugoplanowej pary romansującej. Za to sporo uwagi SEP poświęciła zajmującej się domostwem Theo Jaycie i jej małej, niemej córeczce. Rozczarowujące było dla mnie wyjaśnienie zagadki kto prześladował Annie. Myślałam, że będzie ono bardziej straszliwe. Powrót dawnego prześladowcy albo coś w tym stylu, ale niestety nie.
PS. Zapomniałam się doczepić, że w książce jest sporo literówek i błędów, ale to nie wina SEP więc się na tym nie skupiałam. A! I dopiero teraz zobaczyłam, że albo ja czegoś nie doczytałam, albo w blurbie jest dość poważny błąd