"Pokusy i łakocie. Rodzina nie do końca idealna" Tara SivecNa wstępie chciałam zaznaczyć, że będę bluzgać oraz spoilerować więc proszę się dobrze zastanowić przed rozpoczęciem czytania Jak mówi nam podtytuł mamy w tej książce do czynienia z rodziną nie do końca idealną. Moim zdaniem jest to spore niedomówienie. Nie "nie do końca", ale całkowicie i totalnie nieidealną. Za sprawą głównej bohaterki, która mnie tutaj wyjątkowo irytowała i sprawiła, że książka podobała mi się dużo mniej niż poprzednia. Claire już w pierwszej części nie całkiem mi odpowiadała, ale było dużo humoru, tatuś i Gavin dawali czadu więc machnęłam ręką. Tym razem tak miło nie będzie, bo jak trafię na coś, co mi się nie spodoba łatwo nie popuszczam
Generalnie wyłazi teraz ze mnie zgorzkniały babsztyl, stara wapniara i troskliwa mamusia dziecięcia lat 5 i pół i ciężko mi swym umysłem objąć dlaczemu kobieta, która jest matką młodszego dziecięcia:
- zalewa się w trupa na imprezie przedślubnej u znajomych do tego stopnia, że urywa jej się film. Po odzyskaniu świadomości ma wątpliwości czy przypadkiem nie uprawiała seksu ze swoim facetem przy znajomych.
(Branie pod uwagę takiej ewentualności mówi samo za siebie.)
- udaje się z chłopakiem do autobusowego kibelka i w pijackim widzie ma zachciankę żeby włożył jej od tyłu. Powtarza to tyle razy, że słyszą o tym wszyscy. Zapewne nawet ci, którzy niekoniecznie chcą.
(Szkoda, że nie poprosiła o włożenie do ucha. Myślę, że taki rodzaj stymulacji mógłby nieco rozruszać narząd, który w przypadku naszej bohaterki od dłuższego czasu tkwi w stanie hibernacji. Żeby była jasność - mam na myśli mózg
)
- nie zaciemniają w kibelku okien więc każdy przechodzień nie obarczony poważniejszą wadą wzroku ma seans za darmo. Jednak nie wszyscy są wielbicielami kina 18+ i ktoś wzywa policjanta.
- na parkingu po pijaku drze japę na jakąś staruszkę, która rzekomo ukradła im taksówkę.
(Na szczęście nie bije babci torebką. Dobre chociaż to.)
- aby zakończyć nad wyraz udany wieczór włazi na facebookowe profile różnych osób w tym matki swojego chłopaka i wyzywa ich od lachociągów i rozłechtanych, genitalnych dziurw.
(Ciekawam kto by w ogóle dał radę po pijaku coś takiego napisać
)
- wychodzi przed rodzicami i babką swojego wybranka na prostaczkę, chamkę i robi mu straszną siarę.
(Niestety on jest tak głupi i zakochany, że nie zwraca na to uwagi. Czemu takie tępe strzały zgarniają normalnym kobietom sprzed nosa tych dobrych facetów?!
)
- zjada naszprycowane ciasteczko do końca choć już wie, że jest naszprycowane
?
Pierwsza część była zabawna i jak już pisałam odpowiadał mi zawarty w niej humor. Nie uważałam, że jest wulgarny. Część drugą nie wiem czy nazwałabym wulgarną, ale poniekąd żenującą i momentami obleśną.
Bohaterka zachowuje się jak pustakowata dziumdzia z waginą zamiast głowy. Wszyscy wokół pobredzają o cipkach, fiutkach, erotycznych oprzyrządowaniach, robieniu lodów jakby nie mieli w życiu żadnych innych zainteresowań. W pierwszej części było to przeplatane natłokiem różnych wydarzeń więc mnie nie raziło, a tutaj zaczęło już wnerwiać.
Przyjaciółka musi koniecznie wiedzieć kiedy ostatni raz uprawiałaś seks, gdzie, w jakiej pozycji, solo czy w duecie. Trzeba się tym sensacyjnym wydarzeniem światowym natychmiast podzielić. Szkoda, że zdjęć nie robiły.
To o czym w danej chwili myśli i co czuje twoja wagina jest bardzo istotne. Kiedy następnym razem udam się na zakupy, skonsultuję ze swoją waginą czy kupić ciemne czy białe pieczywo. A może jednak bezglutenowe.
Wagina rządzi, wagina radzi, wagina nigdy cię nie zdradzi!
Wielki szacun dla Gavina i jego parówki
On tutaj wszystko ratuje. A kiedy nazwał Drew "wielkim wujem" padłam mu do stóp
Szkoda, że jest go w tej części mniej niż w poprzedniej. Tak samo jak taty Claire i jego norrisowatości. Mamy za to sporo do czynienia z jej matką, której z przyjemnością zaaplikowałbym knebel i postarała się o natychmiastowe odizolowanie jej od wszystkich członków rodziny i zakaz zbliżania.
A z pozytywów jest jeszcze Carter, główny bohater. Naprawdę normalny, miły i opiekuńczy chłopak. On ma przynajmniej jakieś zainteresowania. Jego lubię i bardzo mi go szkoda dla tej paskudnej waginiary
Jego przyjaciel Drew także daje radę, ale tego faceta, w moim przypadku, zakaz zbliżania albo przynajmniej wykąpanie się w płynie antybakteryjnym przed spotkaniem zdecydowanie by nie ominęło
Mamy tutaj dodatkowo sporo zawirowań z oświadczynami w stylu on chce, ale nie wie jak, ona nie chce, potem ona chce, ale myśli, że on nie chce
Czyli generalnie problemy z ... waginy
Mimo zapałania straszliwą antypatią do bohaterki i mojego powyższego biadolenia czytało mi się całkiem dobrze. Szybko, sprawnie i trochę się pośmiałam, kiedy humor do mnie trafiał. Poziom, moim zdaniem, dużo niższy niż część pierwsza, autorce zabrakło pomysłu na śmieszne momenty i pewne sprawy zostały podane w sposób wyolbrzymiony i nieco niesmaczny.
W dodatku przyczepiło się do mnie słowo wagina i nie mogę go odgonić. Taki utwór hip-hopowy był i gościu tam rapował: "To moja kabina...". Ja wykonuję ten wers nieco inaczej
Tyle z mojej strony. Dziękuję i polecam się na przyszłość