Grey Sommers, lord Wyndham, stracił wszelką nadzieję. Od dziesięciu lat tkwi w lochu francuskiego zamku uwięziony za szpiegostwo, choć jego jedyną winą było... że dał się przyłapać z żoną pewnego wpływowego Francuza. Dziś nikt już nie rozpoznałby w nim wytwornego kawalera, ozdoby londyńskich salonów, obiektu westchnień najpiękniejszych dam. Dziś nikt już nie wierzy, że Grey w ogóle jeszcze żyje... Już czytając „Dżentelmena nie w każdym calu”, zastanawiałam się, czy Cassie będzie miała własną historię. Tak się składa, że i owszem, czyli jest główną bohaterką
„Dżentelmena bez maski”. Akurat to mi się wydało nieszczególnie interesujące i przez chwilę zastanawiałam się, czy by tego nie odłożyć na później. Z drugiej strony miałam ogromną ochotę na spotkanie z Wyndhamem, ponieważ ciekawiła mnie jego historia i to przeważyło. I dobrze się stało, gdyż warto to było przeczytać. Ale po kolei, skoro już zaczęłam.
Jako że po dziesięciu latach Kirklandowi udaje się w końcu trafić na pewien trop, który zdaje się być wielce obiecujący, skłania to go do wysłania Cassie, aby sprawdziła tę ewentualność. Dzięki temu odkrywają, że nadzieja nie była bezpodstawna, czyli lord Wyndham faktycznie tkwi w lochu francuskiego zamku. Wykorzystawszy nadarzającą się możliwość, Cassie uwalnia go i razem uciekają przez Francję, starając się unikać pościgu. Mają nawet chwilkę, aby uratować życie psa, który później podziękuje w szczególny sposób.
Cassie Fox szybko się przekonuje, że Grey Sommers nie jest już złotym chłopcem, ani też nie przypomina zblazowanego i wesołego arystokraty, czyli takiego, jak pamiętają go przyjaciele. Dziesięć lat więzienia jednak odcisnęło na nim swoje piętno. Cała ta jego przemiana została odpowiednio zarysowana przez Putney. Z kolei Grey odkrywa, że staruszka, która uwolniła go z lochu, wcale nią nie jest i że ma za sobą również ponurą przeszłość. Zresztą w drodze do Anglii mają okazję lepiej się poznać, a także zrozumieć siebie nawzajem. Dodatkowo przy tym Cassie staje się prawdziwą opoką dla Greya, który po latach tkwienia w lochu, ma trudności w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości oraz obawia się powrotu do rodziny oraz towarzystwa. Trzyma się jej wręcz kurczowo. Podejrzewa nawet, że popada w obłęd, w szczególności że parę razy zdarza mu się stracić panowanie nad sobą. No cóż, przystosowanie się na nowo do społeczeństwa nie jest łatwe, zwłaszcza gdy istnieje obawa, że nie sprosta się oczekiwaniom, jakie pokładają w nim inni.
Dla Cassie Grey również okazuje się kimś wyjątkowym i coraz bardziej jej zaczyna na nim zależeć. Dzięki niemu ponownie zaczyna czuć i zdobywa się na odwagę, aby stawić czoło przeszłości, którą sądziła, że już dawno za sobą pogrzebała. Później ponadto Grey tak uroczo ją do siebie przekonywał, a gdy w pewnej chwili nakłonił ją do małżeństwa, na wszelki wypadek nie zwlekał, gdyż dobrze wiedział, że to ta jedyna. Dodatkowo przy tym Putney interesująco przedstawiła sceny, gdy marzyli o sobie nawzajem, zbyt niepewni siebie.
Tak swoją drogą Cassie niewątpliwie jest interesującą postacią, a nawet wyróżniającą się pod wieloma względami. Ma wyraźnie rozwinięty instynkt samozachowawczy, dzięki któremu potrafi przetrwać niejedno, a przy tym umie zbierać informacje. Posiada również umiejętność wtapiania się w tłum, nie wyróżniania się z niego. To wszystko przydaje się jej w pracy szpiega i to naturalnie między innymi umożliwiło jej uwolnienie Greya. Tak czy inaczej, Cassie okazuje się nietuzinkową postacią. Grey Sommers również na swój sposób się wyróżnia, gdyż długoletnie więzienie sprawia, że nie jest typowym arystokratą. Stąd też, Cassie i Grey tak bardzo do siebie pasują.
W końcówce bez wątpienia na uwagę zasługują granaty, a zatem Cassie po raz kolejny odkrywa swoje talenty. Ostatecznie nieźle to wyszło fabularnie.
W gruncie rzeczy nie od razu przekonała mnie do siebie ta opowieść, lecz potem nieoczekiwanie oczarowała, nawet nie zauważyłam, kiedy to nastąpiło. Uważam jednak, że w pewnej chwili znajomi przesadzili z tymi ostrzeżeniami wobec Cassie, że pomiędzy nią a Wyndhamem nic będzie, że to bez przyszłości. Mogliby okazać więcej taktu, a jeszcze lepiej nie wtrącać się w nie swoje sprawy. Poza tym było w porządku.
„Dżentelmen bez maski” to naprawdę ciekawa opowieść, której zdecydowanie warto poświęcić chwilkę. Na dodatek tutaj mamy do czynienia z niekonwencjonalnymi bohaterami, co także warto podkreślić.
PS. Irytuje mnie ta okładka, poprzednie z tego cyklu miały lepsze. Ni to przypiął, ni to odpiął. Ech.