Na specjalną prośbę przeklejam swoją starą recenzję historii opowiedzianej przez Kaoru Mori. Emma to nie tylko nietuzinkowy romans, to również mało znana u nas forma jego przekazu – komiks.
Warto przypomnieć historię młodej służącej, tym bardziej, że dostępny jest już 7 tom, który kończy główną historię.
Agrest napisał – może by jeszcze raz wepchnąć Emmę przed forumowe oczy, a nuż ktoś jeszcze z forum się zainteresuje...
A więc życzę zainteresowania.
Naprawdę warto
Emma
Kaoru Mori
Czego tutaj nie ma
Niejedna książka mogłaby pozazdrościć takiej różnorodności tematów, wątków i umiejętności szkicowania bohaterów za pomocą kilku kresek i kilku słów.
Różnorodność treści, wątków, bohaterów.
Są wspomnienia i retrospekcje. Są nawet fragmenty czytanych powieści mieszające się z życiem bohaterów. Jest śliczny i pełen emocji rozdział korespondencyjny.
Rzut oka na angielskie społeczeństwo na różnych poziomach, z różną zasobnością portfela oraz pochodzeniem. Życie nie tylko arystokracji i służby, ale i zwykłych ludzi. Guwernantek, robotników, chłopców roznoszących pocztę.
Niemiecka rodzina i jej inność. Wolny wieczór i zabawy służby, które kończą się porannym kacem, narzekaniami, ale i radością zabawy i życia. Sama rodzina szalenie ciekawa, wybijająca się wśród angielskiej powściągliwości, radością rodzinnego przebywania, szacunkiem dla dzieci, radością małżeńskich pocałunków, czy zainteresowaniem bijącym z oczu. Szalenie normalni według naszych reguł wydają się w tamtych czasach. Bez zadęcia, cieszący się sobą, swoją rodziną, dbający o przyszłość, ale żyjący i dający żyć innym. Wydaje się, że tylko u nich dziecko może pozwolić sobie na nocne zalanie łóżka i wyjść z tego z podniesioną głową.
Angielska arystokracja zarysowana bardzo mocno i wyraziście. Uparcie dążąca do celu, odsuwająca lub usuwająca niepodporządkowanych, rządząca się swoimi prawami, według swojego systemu wartości. Na granicy obłędu, ze zdradą na ustach, pseudo małżeństwami, kłamstwami i dbaniem o czystość rasy i pełen portfel.
Na granicy tych światów spotyka się dwoje młodych ludzi, których dzieli wszystko, a zaczyna łączyć wzajemna fascynacja.
On jest młodzieńcem, który ma przejąć zarządzanie rodzinnym interesem, a jego celem jest podniesienie pozycji społecznej rodziny, przez właściwy związek małżeński.
Ona to sierota, która trafia przypadkiem pod opiekę guwernantki na emeryturze, która zajmuje się dziewczyną, uczy pisać, czytać i przygotowuje do pracy służącej.
Początek znajomości dają zbyt szybko otwarte drzwi, które uderzają Williama w nos. Razem z tym przychodzi zainteresowanie, potem więź i powstaje związek z góry skazany na niepowodzenie, odrzucenie, ostracyzm. Na drodze do finału pojawia się masa przeszkód, włącznie z narzeczeństwem Williama, wyjazdem Emmy, porwaniem dziewczyny i kategorycznym odrzuceniem przez rodzinę Jounes wszystkiego co jest związane ze wspólną przyszłością młodych.
Jest HEA. Choć może nie taka do jakich jesteśmy w romansach przyzwyczajone. Nie ma podwójnych epilogów i masy dzieci biegających wokół. Rodzinnego przebaczenia i miłości łączącej serce wcześniej niechętnych. W finale jest dwójka ludzi, która wychodzi razem w świat.
Jak dla mnie bomba. Powiem szczerze, że dawno nic mnie tak nie wzruszyło i nie poruszyło. Lubię komiksy, ze względu na mój udział w tworzeniu opowiadanych historii. Historia w formie rysunków, trochę w słowach, ale całkiem sporo musi powstać w głowie odbiorcy. Ja bym powiedziała, że tą historią trzeba było się zżyć, dopisać ją, uzupełnić. Ja przynajmniej nie mogłam się przed tym ustrzec. To nie słowa, które zdarza mi się równie szybko czytać co i zapominać.
Kiedy ja czytałam, miałam jedynie monitor. Teraz dostępna jest wersja papierowa. Do sięgnięcia po którą bardzo zachęcam i namawiam.