nie wiem czy tutaj czy bardziej w fantasy.. ale wychodzi na jedno i to samo.
Czerwona królowa Victoria Aveyard
Niby to kolejna opowieść o dziewczynie ratującej świat. Niby zaczyna się jak zawsze.
Świat podzielony na dwie frakcję: Czerwonych czyli zwykłych ludzi, biednych, pod kontrolą Srebrnych - bogatych, mają różne umiejętności np. kontrolę nad ogniem, wolą, żelazem i nagle w nim pojawia się ona - mająca niespotykane zdolności (potrafi kontrolować błyskawicę i nie tylko). Właściwie powinni ją zabić, ale nie mogą, bo zbyt dużo widziało jej zdolności. Opowiadają więc historyjkę, zmieniają jej tożsamość, "uczą" ją jak żyć między nimi. Jest też bohater - Cal, książę - przyszły król - kontrolujący płomienie, właściwie generał, zadający śmierć i nie tylko. To on nią w to wpakował ale nie mogą być razem. Ona jest zaręczona z jego bratem, on właściwie wybrał już swoją "księżniczkę". Właśnie Maven - jej przyszły mąż, dobry, uczynny, pomagający jej w spisku, jest cieniem swego brata.
I niby wszystko ładnie ze sobą zgrane, ona kontrolowana przez innych, królowa potrafiąca wnikać w myśli innych, spisek, gwardia, szydzący z niej ludzie i pomiędzy tym miłość do Cal'a, później nawet nienawiść i dobry Maven ale jest jakieś "ale" i tego powinniście dowiedzieć się sami. To "ale" zaskoczyło mnie to, może po trochu się tego spodziewałam ale i tak to był szok. Wszystko jest ładnie zobrazowane, ten świat ciekawie pokazany, jest inny niż wszystkie dotychczasowe. Może schemat jest ten sam, lecz nie przeszkadza tutaj tak za bardzo. Jak dla mnie na 4+.
No cóż, ciekawostka na koniec. Krew Srebrnych jest srebrna i tak właściwie są nie do zdarcia. Dla nich rany nie są kluczową sprawą, bo mają swoich Uzdrowicieli. Jednak można ich zabić.
Powiem jeszcze jedno, zaufanie nieodpowiedniemu człowiekowi będę przyczyną upadku jej i Cala ale w pewien sposób wygrają. Odnajdzie się to, co niby "zgubione".
Właściwie to jest bardziej skomplikowane a nie chciałam za dużo zdradzać. To mała część tego wszystkiego.
On naprawdę chce zobaczyć krew, krew Srebrnych, srebrzystą posokę na arenie. Nie szkodzi, że to właśnie ta krew decyduje
o tym, kim nie jesteśmy, kim nie możemy się stać i kim tak bardzo pragniemy być. Kilorn po prostu chce ją zobaczyć i dalej oszukiwać się myślą, że oni są ludźmi, że
można ich zranić i pokonać. Ale ja wiem swoje. Ich krew to groźba, ostrzeżenie i obietnica. „Nie jesteśmy tacy sami i nigdy nie będziemy".