No dobrze, przeczytałam
Tydzień na uwiedzenie I jak widać jestem zadowolona, uśmiechnięta i choć obiekcji miałam sporo, jak się okazało były niepotrzebne. Fakt, że Payne nie wzbudził mojej sympatii w części pierwszej, a i pewnie na początku tej książki mnie denerwował, ale potem było inaczej. Niemal z kartki na kartkę zyskiwał moje zainteresowanie, a potem moją sympatię. Jedno trzeba mu przyznać, kiedy zrzuci z siebie alkohol i wdowy okazuje się całkiem troskliwym, opiekuńczym młodym mężczyzną. Całkiem inteligentnym, o być może specyficznym, ale niezłym humorze. Sceny udawania które fundują nam bohaterowie są cudne, zabawne i przynajmniej w moim przypadku sprawiały, że miło mi się na sercu robiło
Podobnie jak w pierwszej części pochwaliłabym bohatera jakim są otaczający bohaterów ludzie. Trzymają mocno tę opowieść w realiach, stają na drodze bohaterom, są przystankiem w ich drodze do celu. Niektórzy pojawiają się na moment, ale dzięki nim bohaterowie zyskują na wymiarze.
Seks jest, ale podobnie jak poprzednio nie jest monotonny, jednostajny, służy czemuś. Czy za dużo? Dla mnie w górnej granicy przystępności, ale bez przekroczenia.
Myślę, że w jakimś sensie kluczem do przeczytania tej książki i zadowolenia z niej jest dotarcie do pewnego momentu i zawierzenie bohaterowi. Skoro Minerva to zrobiła, dlaczego i my tego nie mamy spróbować