Skończyłam dziś "
Jak poślubić wampira milionera".
Unikałam długo romansów paranormalnych, ale tak chwaliłyście, że w końcu się zdecydowałam.
Po pierwszych kilku stronach byłam trochę przerażona i zastanawiałam się, czy to jakiś żart. Wampir stracił kła, ponieważ wgryzł się w lalkę? To było szalenie zabawne.
Potem było coraz lepiej. Pojawia się Shanna, która ma poważne kłopoty, na dodatek z wampirami, a że jest dentystką, a Roman
na gwałt (dobra to złe słowo) potrzebuje dentystki, wspaniałomyślnie jej pomaga. Wiec bohaterka uciekając przed jednym krwiopijcą, trafia w ręce innego, który jak się okazuje krwi nie pija, to znaczy pija ale nie ludzką, a syntetyczną.
Zastowie może jednak z boku kwestie fabularną, bo nie chce spoilerować, ale muszę powiedzieć, że książkę czytało się bardzo lekko i szybko. Autorka musi mieć ogromne poczucie humoru, które do tego pokrywa się z moim.
Poza tym książka jest naprawdę wciągająca i pomysłowa.
Nie żałuje, że sięgnęłam po ten tytuł, choć po
Zmierzchu obawiałam się tych wampirów. Na szczęście krwiopijcy pani Sparks są całkowicie niezmierzchowi i to jest wielki plus. Nie ma żadnego błyszczenie się w słońcu i można ich wykończyć drewnianym kołkiem. I do tego szalenie przystojni, a część z nich chodzi szkockich kiltach.
Bardzo, bardzo mi się podobało i wprawiło mnie w dobry humor. Mimo nieskomplikowanej i dość przewidywalnej fabuły.
Mam już ochotę na następną część Miłości na kołku.