wiedzmaSol napisał(a):Ewo, a ten drobiazg o Gavinie doczytałaś?
Ale Książę Harland...
- Kto?
- Kochanek babci. Książę Harland mówi...
- Jej kto?
Jej kochanek. Ma również Faworyta. W każdym razie Książę
Harland mówi, że Królowa jest Królową bez względu na strój, jaki
nosi...
- Lub nie nosi - dodał Jared pod nosem, nie bardzo mogąc
sobie wyobrazić Szarą Panią kotłującą się na łożu w splątanych
prześcieradłach i choć potrafił to sobie wyobrazić całkiem
dokładnie, kiedy spodziewał się, że sam będzie jej kochankiem.
Była w tej kwestii jakaś różnica. Dziwne.
- ...i że ważniejsze jest, by było jej wygodnie. I że nie musi
stosować się do cudzych wyobrażeń o właściwym stroju, skoro on
nie ma żadnych zastrzeżeń. I że tatuś też nie powinien ich mieć.
- Twój ojciec powinien słuchać opinii starszego.
- Harland nie jest starszy od tatusia. Szkolili się razem.
Jared sapnął.
Lia pochyliła się ku niemu.
- O coś ci chodzi?
Krytyczny przypadek ciekawości.
- Jak...? - Jared ugryzł się w język. Mężczyzna nie pyta
dwudziestojednoletnich czarownic o pewne sprawy dotyczące ich
babć.
Lia pokręciła głową i syknęła ze smutkiem.
- Ktoś w twoim wieku naprawdę powinien się znać na tych
sprawach. Twój tata nigdy z tobą o tym nie rozmawiał?
- Rozmawiał ze mną wiele na najróżniejsze tematy. Łącznie z
tym. - Pociągnął nosem i dodał: - Nawet mi raz zademonstrował.
Lia omal nie wylała na siebie soku.
- Nie w ten sposób - zawarczał Jared. Ułożył palce lewej ręki w
okrąg, po czym zbliżył do niego wskazujący palec prawej ręki.
Kiedy jego dłonie znajdowały się tylko kilka centymetrów od
siebie, zauważył, jak wielkie zrobiły się oczy Lii, i szybko opuścił
ręce.
Lia napiła się pospiesznie.
- Co to?
- Sedno sprawy. - Jeśli będzie jej musiał wyjaśniać to bliżej, na
pewno nie rzuci dziś rozgrzewającego zaklęcia na wodę do kąpieli.
Na szczęście przypomniało mu się, dlaczego nie powinien musieć
jej tego wyjaśniać. - Czy mama nigdy z tobą o tym nie
rozmawiała?
- Oczywiście, że rozmawiała - parsknęła Lia. - Ale nigdy nie
wspominała o niczym, co by tak wyglądało - dodała, taksując go
spojrzeniem.
W tym momencie rozległ się dzwonek, a chwilę później obok
stołu zawisła w powietrzu taca. Brudne naczynia zniknęły.
Daemon przeniósł dzbanek z kawą, kubki, śmietankę i cukier na
stół, po czym zniknął tacę. Nalał kawę, a po pierwszym łyku
chrząknął cicho z aprobatą.
- Jednakże - ciągnął, kiedy Jared zaczął wsypywać cukier do
swojego kubka - to również pierwszej klasy zabójczyni. Jest tak
uroczo zabójcza, kiedy trzyma w dłoni nóż. - Zmrużył oczy. -
Mały, masz pojęcie, ile cukru wsypałeś już do tej kawy?
Umysł Jareda utknął beznadziejnie na słowie „zabójczyni". Na
wszelki wypadek kolejną łyżeczkę cukru wsypał z powrotem do
cukiernicy i zamieszał ostrożnie kawę, usiłując nie wzburzyć
centymetrowej warstwy cukru na dnie. Uniósł kubek do ust i
zawahał się.
Daemon odkaszlnął grzecznie. Kilka razy.
Jared pociągnął łyk, Wzdrygnął się. Odstawił kubek.
Ramiona Daemona zadrżały w niemym śmiechu. Przycisnął
pięść I ust.
- Świetna kawa - wymamrotał Jared. Na ognie piekielne, zęby
go od niej rozbolały,
Daemon poderwał się i uciekł do łazienki.
Słuchając stłumionych wybuchów śmiechu, dobiegających zza
zamkniętych drzwi, Jared miał szczerą ochotę zamienić kubki, ale
nie był pewny, jak Daemon zareagowałby na taki żart.
Komoda eksplodowała. Nie potrafiła powiedzieć, czy Daemon spodziewał się tego, czy po prostu miał tak szybki refleks, ale Czarna osłona, która podniosła się między nimi a komodą, zapobiegła skaleczeniom i zminimalizowała zniszczenia w pozostałej części pokoju.
- To arogancki fiut, który sądzi, że nie można go zranić! - krzyknęła. - Jedyny powód, jaki znajduję, żeby się z nim teraz zobaczyć, to możliwość urwania mu jaj i wepchnięcia ich do nosa!
Daemon zamrugał.
Popatrzyła na szczątki komody, rozrzucone po podłodze.
- I popatrz, co narobił! - wrzasnęła, - Miałam tam ubrania!
- To nie jego wina, że zabiłaś komodę - powiedział łagodnie Daemon,
- Och, przestań się mnie czepiać. Nawet nie próbuj.
Daemon znowu zamrugał - i postąpił krok w stronę drzwi.
- Świetnie. Powiem Lucivarowi, że porozmawiasz z nim za kilka tygodni.
- Właśnie. I możesz mu jeszcze powiedzieć, że jak tylko stwierdzę, co się tu zniszczyło, odkupię sobie dwie takie rzeczy i wyślę mu rachunek!
Daemon błyskawicznie znalazł się za drzwiami, ale zanim je za sobą
zamknął, usłyszała stłumiony śmiech, którego nie zdołał powstrzymać.
Cóż za wolność i siła! Z uśmiechem zrzuciła koszulkę i rzuciła ją na
bok. Wylądowała u stóp Russella.
Zerknął na nią, wciąż stojąc do niej tyłem.
– Chcesz inne ubranie? Na suszarce wiszą jakieś czyste rzeczy. Mogę…
Jego głos zrobił się niewyraźny i poczuła dudnienie w uszach, a w jej
głowie eksplodował ogień. Stanęła na czworakach, wbijając palce w koc.
Wydała z siebie ryk, a jej ciało uległo przemianie.
– Co się dzieje? – Russell odwrócił się w jej stronę. – Do diabła!
Kości jej trzaskały, przybierając nowy kształt. Na skórze pojawiła się
sierść. Czaszka się powiększyła, zęby wydłużyły i wyostrzyły. Na końcu
palców pojawiły się pazury, a dłonie zamieniły się w łapy.
– Cholera. – Odsunął się. – Nie wiedziałem, że będziesz…
Odrzuciła w tył głowę i zaryczała. Czuła rosnącą siłę, napędzaną
wewnętrznym ogniem. Nigdy w życiu nie czuła się tak ożywiona.
– No dobrze – powiedział niepewnie. – Zdaje się, że w tej chwili nie
potrzebujesz żadnych ubrań. Może coś do jedzenia?
Jej mięśnie błagały, by ich użyła. Z gracją zeskoczyła z łóżka i
wylądowała na ziemi, potrącając Russella przednimi łapami. Usadowiła
się na nim, przyciskając go do ziemi.
Skrzywił się.
– To było imponujące.
Napięła łapę, którą trzymała na jego piersi, wysunęła pazur i rozcięła
mu koszulę.
Zrobił wielkie oczy.
– Niezłe pazury. – Podniósł rękę, żeby pogłaskać ją po głowie, ale
kiedy się uśmiechnęła, momentalnie cofnął rękę. – Ładne zęby.
Wydała z siebie ciche mruknięcie.
Russell przełknął ślinę.
– Wiesz, kiedy wspominałem o jedzeniu, nie miałem na myśli siebie. –
Wskazał na stół. – Może kanapeczkę?
Powrót do Czytamy i rozmawiamy
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości