Teraz jest 1 października 2024, o 19:25

Ulubione cytaty, fragmenty, sceny

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 4 lutego 2015, o 21:07

świetna jest,nie było bata żeby mi się nie spodobała
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 4 lutego 2015, o 21:20

Ewo, a ten drobiazg o Gavinie doczytałaś? :evillaugh:
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 15591
Dołączył(a): 10 lutego 2013, o 12:44
Lokalizacja: za górami...za lasami...morzami
Ulubiona autorka/autor: l.carlyle, a.quick, m. brook, j r. ward, SEP, Eco

Post przez Desdemona » 4 lutego 2015, o 23:36

obłędny ten fragment... :evillaugh:
Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu, by dać Nam lekcję,
a niektórzy po tą lekcję właśnie przyjdą do Nas...

ObrazekJestem niewiastą, która fantazjuje o byciu przypadkowo zamkniętą na noc w bibliotece...


http://dlaschroniska.pl/ ...pomaganie zwierzakom jest fajne...

Avatar użytkownika
 
Posty: 15546
Dołączył(a): 17 maja 2013, o 02:05
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez Papaveryna » 5 lutego 2015, o 08:29

ewa.p napisał(a):świetna jest,nie było bata żeby mi się nie spodobała

No i super :cheer:
Desdemona napisał(a):obłędny ten fragment... :evillaugh:

Tam pełno takich komicznych sytuacji. Książkę już masz więc prędko do roboty się zabieraj :hyhy:

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 5 lutego 2015, o 20:24

wiedzmaSol napisał(a):Ewo, a ten drobiazg o Gavinie doczytałaś? :evillaugh:

tak,świetnie się przy tym bawiłam,choć przekład nie jest taki dobry jak w pierwszej części.Brakowało tu tej lekkości,która nadała Pokusom tłumaczka .Niektóre rzeczy humorystyczne ciężko było wyczuć,widać to chociażby w przejęzyczeniach Jenny.Podobnie było z odniesieniami do różnego rodzaju filmów,powiedzonek czy sytuacji.W Pokusach wszystko jest fanie podane,tak,że nie trzeba się długo zastanawiać o co chodzi,tym bardziej że tłumaczka wprowadziła do książki różne takie typowo polskie powiedzonka czy cytaty.W części o Gavinie brakowalo mi tego,choc nieźle sie uśmiałam przy listach,które pomogli bohaterom ułożyć przyjaciele
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 5 lutego 2015, o 21:42

to prawda. Mimo przypisów tłumaczących pochodzenie to jednak nie to samo.
Niektóre zdania były dość toporne i zbudowane w angielski sposób. Tłumaczone zbyt dosłownie.
No ale cieszmy się tym co mamy ;) przy części Gavina się uśmiałam nieziemsko, ten jego kumpel :evillaugh:
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 6 lutego 2015, o 18:19

Fragment z kupą w nocniku genialny, uśmiałam się do łez :smile:

A ja chichram się przy Chmielewskiej:

Podręcznik mimochodem zawiadamiał, że istnieją jachty na przykład policyjne, które
rozwijają maksymalną szybkość nawet do czterdziestu węzłów. Od tych węzłów od razu
zrobiło mi się niedobrze, bo nigdy w życiu nie mogłam dokładnie zrozumieć, co to jest.
Słownik uprzejmie wyjaśniał, że jest to mila morska na godzinę, kalendarzyk Domu Książki z
kolei poinformował mnie, że mila morska równa się tysiącu ośmiuset pięćdziesięciu dwóm
metrom z groszami i uwierzyłam im na słowo. Tabliczkę mnożenia na ogół umiałam, udało
mi się więc wyliczyć, że owe jachty ciągną siedemdziesiąt cztery kilometry na godzinę. Bez
chwili wahania założyłam, że to musi być właśnie taki ekstra jacht. Potwierdzały to zresztą
podsłuchane w czasie konferencji słowa rozczochranego.
Dalej wydusiłam z podręcznika następną idiotyczną wiadomość, mianowicie, że takie
największe silniki zużywają od trzydziestu do pięćdziesięciu litrów paliwa na godzinę. Głupio
to było jak dla mnie, bo przywykłam raczej do wyliczania zużycia paliwa na sto kilometrów,
ale przystąpiłam do dalszych działań arytmetycznych. Zakładając te siedemdziesiąt na
godzinę i sześć tysięcy kilometrów odległości, płynęłabym do Afryki przeszło osiemdziesiąt
pięć godzin. Niech będzie dziewięćdziesiąt. Wobec tego powinnam mieć cztery tysiące
pięćset litrów ropy.
Zamyśliłam się i spróbowałam ujrzeć tę ilość oczyma duszy. Normalna wanna zawiera
w sobie około trzystu litrów wody, jak jest bardzo pełna, to nawet trzysta pięćdziesiąt. Czyli
musiałabym mieć w zapasie około dwunastu wanien ropy. Dwanaście wanien zmieści się na
tym jachcie bez trudu!
Możliwe, że wyliczanie zużycia ropy na wanny jest metodą nieco oryginalną i rzadko
stosowaną, ale w tym natłoku całkowicie niezrozumiałych pojęć i określeń musiałam sobie
znaleźć coś znanego i bliskiego, bo inaczej zgubiłabym się doszczętnie. Jak się w ogóle
tankuje taki jacht? Ten z pewnością musi być zatankowany, skoro jest przygotowany do
drogi, ale czy aby ma w sobie dwanaście wanien?
Jak żyję, nie tylko nie prowadziłam czegoś takiego, ale nawet nie pływałam tym w
charakterze pasażera. Przedsięwzięcie wydawało się całkowicie kretyńskie i niewykonalne i
na tym właśnie opierałam przekonanie o jego powodzeniu.

:rotfl:
Całe zdanie nieboszczyka Joanna Chmielewska.
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 6741
Dołączył(a): 13 lutego 2014, o 09:54
Ulubiona autorka/autor: Krentz

Post przez szuwarek » 6 lutego 2015, o 18:27

uwielbiam te głupoty Chmielewskiej... :evillaugh:
ale skarżysz się czy chwalisz - bo nie wiem jak reagować

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 6 lutego 2015, o 19:08

Ja też :smile:

Jeszcze jeden fragment, nie mogłam się oprzeć:

Uzyskawszy pożądany kierunek i opanowawszy nowy sposób skakania na fali, którą
miałam teraz bardziej pod kątem, zaczęłam się zastanawiać, co dalej. Podręcznik wspominał
coś o autopilocie. Jest takie urządzenie w samolotach, bywa i na statkach, powinno być i tu.
Ciekawe, gdzie i jak się do tego dostać. Luzem koła sterowego nie mogłam zostawić, bo jacht
zaczynał skręcać. Na rozum rzecz biorąc autopilot powinien być pod ręką, łatwy do włączenia
i wyłączenia. Musiała to być któraś z tych wszystkich rzeczy na tablicy rozdzielczej i
zapewne mogłabym do tego dojść drogą eliminacji.
Wyeliminowałam kolejno wskaźniki elektryczne, różne światła, wskaźniki
temperatury, barometr, popielniczkę i ekran radaru. Ekran radaru wyeliminowałam za pomocą
włączenia. Wcisnęłam jakiś guzik i natychmiast coś zielonego zaczęło mi latać w kółko po
tarczy. Przestraszyłam się, usiłując to wyłączyć wcisnęłam drugi guzik i do latania dołączyły
się piski. Zdenerwowało mnie to bardzo, wcisnęłam trzeci obok tych dwóch i wszystko
zgasło. Radar był z głowy.
Co do pozostałych rzeczy nadal nie miałam pojęcia, co czym jest. Postanowiłam
wciskać i zapalać wszystko po kolei, obserwując wyniki. Nic nie wskazywało na to, żeby
jacht miał być zarazem łodzią podwodną, nie groziło mi więc chyba nagłe zanurzenie. Na
wszelki wypadek zmniejszyłam tylko szybkość, przestawiając obie wajchy o jeden ząbek ku
tyłowi.
Niektóre przyciski pozornie nie wywoływały żadnych reakcji i te natychmiast
wyłączałam, nie wiedząc, czy nie otwieram na przykład klapy w dnie, przez którą napływa
woda, albo czy nie odcinam dopływu czegoś do silników lub obok. Wolałam nie ryzykować.
Włączanie innych natomiast dawało oszałamiające rezultaty.
Najpierw włączyłam radio, które zaczęło popiskiwać nie gorzej niż radar. Wyłączyłam
je czym prędzej w obawie, że może wysyłam w eter jakieś sygnały, pozwalające mnie szybko
zlokalizować. Następnie zapłonął mi mały ekranik, na którym rysowała się zielona, falista
linia, przy czym również rozległy się dźwięki, nieco inne, zmieniające ton i natężenie.
Ekranik wyglądał jakoś łagodnie, przyglądałam mu się przez chwilę i uznałam, że zapewne
jest to echo-sonda lub coś w tym rodzaju. Nie przeszkadzał mi, mógł się świecić. W chwili
kiedy przyciskałam następny guzik, ujrzałam pod nim napis „alarm”, ale nie zdążyłam cofnąć
palca. Cały jacht od rufy po dziób i od dna aż po antenę radarową nade mną wypełnił
potworny, przeraźliwy dźwięk, przeciągłe wycie, połączone z dzwonieniem, słyszalne moim
zdaniem aż na biegunie południowym.
Za żadne skarby świata przeklęty guzik nie dawał się wyłączyć. Wyło i dzwoniło jak
wściekłe! Pomyślałam, że może się wyłącza czymś innym, w popłochu przycisnęłam guzik
poniżej i straszliwy jazgot z tyłu przyprawił mnie o palpitację serca! Odwracając się
gwałtownie puściłam wszystko, koło sterowe i guzik, jacht skoczył nieco w przód, zdążyłam
ujrzeć za sobą coś jakby świetlne smugi i dopiero kiedy umilkł tak jazgot, jak i alarmowe
wycie, które wyłączyło się chyba automatycznie, pojęłam, że strzeliłam do tyłu z dwóch
karabinów maszynowych. Rany boskie! Siedziałam zmartwiała, z rozpaczliwą nadzieją, że w
nic nie trafiłam.
Po niejakim czasie ochłonęłam, wróciłam na właściwy kurs, zapamiętałam oba użyte
przed chwilą przyciski, postanawiając ich więcej za nic w świecie nie dotykać, i zaczęłam
próbować dalej. Następną, niesłychanie ostrożnie przyciśniętą dźwigienką uruchomiłam
klimatyzację i dopiero świeży, chłodny powiew uprzytomnił mi, jak okropnie spociłam się ze
zdenerwowania.
Nieco śmielej przekręciłam coś, na czym kierunek kręcenia wskazywała strzałka. W
pierwszej chwili wydawało mi się, że nie uzyskałam żadnego efektu i już chciałam to
przekręcić z powrotem, kiedy nagle ujrzałam coś dziwnego. Pokład przede mną poruszył się.
Część desek zaczęła się przesuwać, odsłaniając dziurę pod spodem, patrzyłam na to ciekawie,
wyzuta z podejrzeń i oto ku swojemu najwyższemu przerażeniu ujrzałam, jak z dziury
wysuwa się pomościk, a na pomościku coś jakby bardzo duży karabin maszynowy albo mała
armata. Tylko tego mi jeszcze brakowało!!!
Siedziałam zdrętwiała kompletnie, wpatrzona w osłupieniu w armatę, bojąc się zrobić
cokolwiek, żeby z niej przypadkiem nie wystrzelić. W panice pomyślałam, że pewnie strzela
automatycznie. Nade wszystko na świecie chciałam ją schować z powrotem, ale nie miałam
pojęcia jak! „Może zamoknie” - pomyślałam w rozpaczy i ruszyłam znów szybciej. Ręce mi
się trzęsły, kiedy przekręcałam coś obok z nadzieją, że należy to do armaty, ale nie strzela i z
dzikim sykiem i hukiem z zegara słonecznego przede mną strzeliły w niebo kolorowe rakiety.
Zgłupiałam do reszty, ślepo przycisnęłam byle co innego i na to skądś z góry runęła mi na
głowę cała orkiestra symfoniczna! To było tak nieoczekiwane, że straciłam zdolność ruchu,
sparaliżowało mnie, ogłuszyło i oto prułam fale oceanu jak uosobienie szaleństwa, w
grzmocie dźwięków rozdzierających uszy, w orgii szalejących fajerwerków, z armatą na
pokładzie!
Wielu rzeczy mogłam się po sobie spodziewać, ale to już przechodziło wszystko!
Uciekłabym z całą pewnością, gdyby nie to, że nie miałam dokąd. W ostatecznej rozpaczy,
otumaniona rykiem orkiestry i piekielnym sykiem rakiet, odzyskałam nagle energię.
Zamknęłam muzykę. Z determinacją pomyślałam, że jeśli nawet ta armata strzeli, to w
każdym razie nie we mnie. Lufę ma wyraźnie obróconą ku przodowi, a chociaż się na tym nie
znam, to jednak jestem pewna, że armata strzela lufą. Wola boska, co będzie, to będzie!
Upiorne kółko nie dawało się przekręcić z powrotem, przekręciłam je więc dalej w tym
samym kierunku. Zegar słoneczny, jak nożem uciął, przestał nagle pluć rakietami,
zapanowała błoga cisza i w tej ciszy usłyszałam, jak coś brzęknęło, prztyknęło i z cichym
szmerem przeklęta armata zaczęła zjeżdżać w dół. Odetchnęłam lżej i otarłam pot z czoła.
Parę minut płynęłam spokojnie, wypoczywając po emocjach i ze wstrętem patrząc na
tablicę rozdzielczą. Widocznie jednak jeszcze mi było za mało, bo przystąpiłam do dalszych
badań. Dopiero kiedy ze złowrogim pufnięciem wyrosła mi za rufą zasłona dymna,
opamiętałam się nieco. Przypomniałam sobie, że przez cały czas szukam autopilota i zupełnie
nie wiadomo, po co to czynię, bo nawet gdybym go znalazła, to też nie wiedziałabym, że to
jest właśnie to. Możliwe, że w którymś momencie już go nawet włączyłam, po czym
wyłączyłam na powrót, nie widząc efektu. Bóg jeden raczy wiedzieć, jak się objawia
włączenie autopilota!
Zrezygnowałam z techniki i postanowiłam posłużyć się metodą chałupniczą. Spać mi
się wprawdzie odechciało całkowicie, ale za to zaczęłam być śmiertelnie głodna i spragniona.
Oczyma duszy widziałam barek w saloniku, wypełniony wodą mineralną. Rozejrzałam się
wokół w poszukiwaniu jakiegoś drąga, którym mogłabym unieruchomić kierownicę.
Puściłam ją na długą chwilę, chcąc sprawdzić skutek i okazało się, ze natychmiast zmienia
kierunek. Fala, do której ciągle byłam ustawiona pod kątem, obracała jacht. Bez drąga nie da
rady.
Drąga jednakże nie było. Atlas, upchnięty w fotelu, nie sięgał koła. Z westchnieniem
wyciągnęłam z siatki nie dokończony szal wraz z motkiem białego acrylu i jęłam pleść coś w
rodzaju sieci, obejmującej razem koło sterowe i fotel, przechodzącej przez szprychy,
stanowiącej jakąś okropną pajęczynę nie do rozplatania. Unieruchomiłam całość na amen,
sprawdziłam, czy chałupniczy autopilot działa, poprzyglądałam się przez chwilę jego pracy,
po czym z bezgraniczną ulgą oddaliłam się z tego straszliwie skomplikowanego miejsca.
Oddalając się, pomyślałam jeszcze melancholijnie i chyba w złą godzinę, do czego też może
mi się przydać szydełko? Jak dotąd wszystko, co wywiozłam z Kopenhagi, okazało się nad
wyraz użyteczne. Jedyny przedmiot, jakiego nie zdążyłam do niczego zużytkować, to było
niewinne, plastykowe szydełko. Gdybym wówczas wiedziała, w jakich okolicznościach będę
zmuszona się nim posłużyć, włosy stanęłyby mi dęba na głowie i kto wie, czy nie rzuciłabym
się w fale oceanu…


:evillaugh: Kocham tę książkę miłością wieczną :lol:

Całe zdanie nieboszczyka Joanna Chmielewska.
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 6 lutego 2015, o 20:32

Dla mnie sceną, a raczej zbiorem scen dla których mogłabym książkę czytać co drugi dzień jest zamknięcie Joanny w kazamatach, potem jej rozmowy z cieciem, ucieczka i wnioski szefa że to nie był młot pneumatyczny tylko dziewczyna :rotfl:
Potem jeszcze Taormina i Ulizaniec...
Dobra, mogłabym tak długo. Wycieczka w Palmiry i akcje w Polsce gdy Autorka przy Przystojnym Panu chce siadać na twarzy bo ta do niczego innego się nie nadaje też cudem są.
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 21199
Dołączył(a): 7 października 2013, o 18:13
Ulubiona autorka/autor: brak ulubionej

Post przez klarek » 6 lutego 2015, o 20:34

Nadal wczesną kocham Chmielewską :)

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 6 lutego 2015, o 20:36

dobre to..xD :P może przeczytam. :mysli:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 6 lutego 2015, o 20:41

Chmielewska to ja całościowo wielbię.Owszem,miała kilka gorszych książek ale i tak jest dla mnie mistrzynią.A Całe zdanie nieboszczyka długo było moja ulubioną książką tej pani
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 6 lutego 2015, o 20:59

Moją nadal jest ;)
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 6741
Dołączył(a): 13 lutego 2014, o 09:54
Ulubiona autorka/autor: Krentz

Post przez szuwarek » 6 lutego 2015, o 22:24

Moją faworytką Wszystko czerwone, a Lesio i wszyscy jesteśmy podejrzani z racji miejsca pracy :hyhy:
ale skarżysz się czy chwalisz - bo nie wiem jak reagować

Avatar użytkownika
 
Posty: 21199
Dołączył(a): 7 października 2013, o 18:13
Ulubiona autorka/autor: brak ulubionej

Post przez klarek » 6 lutego 2015, o 22:31

Ja uwielbiam miłością głupią z racji zawodowego sentymentu Lądowanie w Garwolinie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 8 lutego 2015, o 17:37

Ale Książę Harland...
- Kto?
- Kochanek babci. Książę Harland mówi...
- Jej kto?
Jej kochanek. Ma również Faworyta. W każdym razie Książę
Harland mówi, że Królowa jest Królową bez względu na strój, jaki
nosi...
- Lub nie nosi - dodał Jared pod nosem, nie bardzo mogąc
sobie wyobrazić Szarą Panią kotłującą się na łożu w splątanych
prześcieradłach i choć potrafił to sobie wyobrazić całkiem
dokładnie, kiedy spodziewał się, że sam będzie jej kochankiem.
Była w tej kwestii jakaś różnica. Dziwne.
- ...i że ważniejsze jest, by było jej wygodnie. I że nie musi
stosować się do cudzych wyobrażeń o właściwym stroju, skoro on
nie ma żadnych zastrzeżeń. I że tatuś też nie powinien ich mieć.
- Twój ojciec powinien słuchać opinii starszego.
- Harland nie jest starszy od tatusia. Szkolili się razem.
Jared sapnął.
Lia pochyliła się ku niemu.
- O coś ci chodzi?
Krytyczny przypadek ciekawości.
- Jak...? - Jared ugryzł się w język. Mężczyzna nie pyta
dwudziestojednoletnich czarownic o pewne sprawy dotyczące ich
babć.
Lia pokręciła głową i syknęła ze smutkiem.
- Ktoś w twoim wieku naprawdę powinien się znać na tych
sprawach. Twój tata nigdy z tobą o tym nie rozmawiał?
- Rozmawiał ze mną wiele na najróżniejsze tematy. Łącznie z
tym. - Pociągnął nosem i dodał: - Nawet mi raz zademonstrował.
Lia omal nie wylała na siebie soku.
- Nie w ten sposób - zawarczał Jared. Ułożył palce lewej ręki w
okrąg, po czym zbliżył do niego wskazujący palec prawej ręki.
Kiedy jego dłonie znajdowały się tylko kilka centymetrów od
siebie, zauważył, jak wielkie zrobiły się oczy Lii, i szybko opuścił
ręce.
Lia napiła się pospiesznie.
- Co to?
- Sedno sprawy. - Jeśli będzie jej musiał wyjaśniać to bliżej, na
pewno nie rzuci dziś rozgrzewającego zaklęcia na wodę do kąpieli.
Na szczęście przypomniało mu się, dlaczego nie powinien musieć
jej tego wyjaśniać. - Czy mama nigdy z tobą o tym nie
rozmawiała?
- Oczywiście, że rozmawiała - parsknęła Lia. - Ale nigdy nie
wspominała o niczym, co by tak wyglądało - dodała, taksując go
spojrzeniem.

:hahaha:
W tym momencie rozległ się dzwonek, a chwilę później obok
stołu zawisła w powietrzu taca. Brudne naczynia zniknęły.
Daemon przeniósł dzbanek z kawą, kubki, śmietankę i cukier na
stół, po czym zniknął tacę. Nalał kawę, a po pierwszym łyku
chrząknął cicho z aprobatą.
- Jednakże - ciągnął, kiedy Jared zaczął wsypywać cukier do
swojego kubka - to również pierwszej klasy zabójczyni. Jest tak
uroczo zabójcza, kiedy trzyma w dłoni nóż. - Zmrużył oczy. -
Mały, masz pojęcie, ile cukru wsypałeś już do tej kawy?
Umysł Jareda utknął beznadziejnie na słowie „zabójczyni". Na
wszelki wypadek kolejną łyżeczkę cukru wsypał z powrotem do
cukiernicy i zamieszał ostrożnie kawę, usiłując nie wzburzyć
centymetrowej warstwy cukru na dnie. Uniósł kubek do ust i
zawahał się.
Daemon odkaszlnął grzecznie. Kilka razy.
Jared pociągnął łyk, Wzdrygnął się. Odstawił kubek.
Ramiona Daemona zadrżały w niemym śmiechu. Przycisnął
pięść I ust.
- Świetna kawa - wymamrotał Jared. Na ognie piekielne, zęby
go od niej rozbolały,
Daemon poderwał się i uciekł do łazienki.
Słuchając stłumionych wybuchów śmiechu, dobiegających zza
zamkniętych drzwi, Jared miał szczerą ochotę zamienić kubki, ale
nie był pewny, jak Daemon zareagowałby na taki żart.

:P Niewidzialny pierścień Bishop.
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 6316
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:18
Lokalizacja: Szczecin
Ulubiona autorka/autor: Anne Bishop

Post przez Tsuki » 8 lutego 2015, o 20:28

Czytanie niektórych fragmentów "Czarnych Kamieni" chyba nigdy mi się nie znudzi. :rotfl:
Aby poznać wartość jednego roku, zapytaj studentów, którzy oblali egzamin wstępny.
Aby poznać wartość jednego miesiąca, zapytaj matki, która urodziła wcześniaka.
Aby poznać wartość jednego tygodnia, zapytaj wydawcę tygodnika.
Aby poznać wartość jednej godziny, zapytaj zakochanych, którzy czekają na to, aby się zobaczyć.
Aby poznać wartość jednej minuty, zapytaj ludzi, którzy przegapili swoją stację jadąc pociągiem.
Aby poznać wartość jednej sekundy, zapytaj kogoś, komu udało się uniknąć wypadku.
Aby poznać wartość jednej milisekundy, zapytaj kogoś, kto podczas Igrzysk Olimpijskich zdobył srebrny medal.
Wskazówki zegara będą wciąż odmierzać czas, dlatego też ceń każdą chwilę.
I traktuj dzień dzisiejszy jak największy dar, który został Ci ofiarowany.

"Yuuki"

Obrazek Obrazek Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 9 lutego 2015, o 18:10

Komoda eksplodowała. Nie potrafiła powiedzieć, czy Daemon spodziewał się tego, czy po prostu miał tak szybki refleks, ale Czarna osłona, która podniosła się między nimi a komodą, zapobiegła skaleczeniom i zminimalizowała zniszczenia w pozostałej części pokoju.
- To arogancki fiut, który sądzi, że nie można go zranić! - krzyknęła. - Jedyny powód, jaki znajduję, żeby się z nim teraz zobaczyć, to możliwość urwania mu jaj i wepchnięcia ich do nosa!
Daemon zamrugał.
Popatrzyła na szczątki komody, rozrzucone po podłodze.
- I popatrz, co narobił! - wrzasnęła, - Miałam tam ubrania!
- To nie jego wina, że zabiłaś komodę - powiedział łagodnie Daemon,
- Och, przestań się mnie czepiać. Nawet nie próbuj.
Daemon znowu zamrugał - i postąpił krok w stronę drzwi.
- Świetnie. Powiem Lucivarowi, że porozmawiasz z nim za kilka tygodni.
- Właśnie. I możesz mu jeszcze powiedzieć, że jak tylko stwierdzę, co się tu zniszczyło, odkupię sobie dwie takie rzeczy i wyślę mu rachunek!
Daemon błyskawicznie znalazł się za drzwiami, ale zanim je za sobą
zamknął, usłyszała stłumiony śmiech, którego nie zdołał powstrzymać.

:rotfl: nie ma to jak zabić komodę. :hahaha:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 9 lutego 2015, o 19:55

:evillaugh: oj,niezłe
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 6316
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:18
Lokalizacja: Szczecin
Ulubiona autorka/autor: Anne Bishop

Post przez Tsuki » 9 lutego 2015, o 22:01

Powtórzę się, ale uwielbiam. :rotfl:
Aby poznać wartość jednego roku, zapytaj studentów, którzy oblali egzamin wstępny.
Aby poznać wartość jednego miesiąca, zapytaj matki, która urodziła wcześniaka.
Aby poznać wartość jednego tygodnia, zapytaj wydawcę tygodnika.
Aby poznać wartość jednej godziny, zapytaj zakochanych, którzy czekają na to, aby się zobaczyć.
Aby poznać wartość jednej minuty, zapytaj ludzi, którzy przegapili swoją stację jadąc pociągiem.
Aby poznać wartość jednej sekundy, zapytaj kogoś, komu udało się uniknąć wypadku.
Aby poznać wartość jednej milisekundy, zapytaj kogoś, kto podczas Igrzysk Olimpijskich zdobył srebrny medal.
Wskazówki zegara będą wciąż odmierzać czas, dlatego też ceń każdą chwilę.
I traktuj dzień dzisiejszy jak największy dar, który został Ci ofiarowany.

"Yuuki"

Obrazek Obrazek Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 12 lutego 2015, o 02:06

Chmielewska :smile: Lubię szczególnie rozmowy z tym pilnującym lochu i szefem, choć to wyliczanie danych (jak kopać też) również było niesamowite :hahaha: :evillaugh:
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 1 marca 2015, o 21:20

Cóż za wolność i siła! Z uśmiechem zrzuciła koszulkę i rzuciła ją na
bok. Wylądowała u stóp Russella.
Zerknął na nią, wciąż stojąc do niej tyłem.
– Chcesz inne ubranie? Na suszarce wiszą jakieś czyste rzeczy. Mogę…
Jego głos zrobił się niewyraźny i poczuła dudnienie w uszach, a w jej
głowie eksplodował ogień. Stanęła na czworakach, wbijając palce w koc.
Wydała z siebie ryk, a jej ciało uległo przemianie.
– Co się dzieje? – Russell odwrócił się w jej stronę. – Do diabła!
Kości jej trzaskały, przybierając nowy kształt. Na skórze pojawiła się
sierść. Czaszka się powiększyła, zęby wydłużyły i wyostrzyły. Na końcu
palców pojawiły się pazury, a dłonie zamieniły się w łapy.
– Cholera. – Odsunął się. – Nie wiedziałem, że będziesz…
Odrzuciła w tył głowę i zaryczała. Czuła rosnącą siłę, napędzaną
wewnętrznym ogniem. Nigdy w życiu nie czuła się tak ożywiona.
– No dobrze – powiedział niepewnie. – Zdaje się, że w tej chwili nie
potrzebujesz żadnych ubrań. Może coś do jedzenia?
Jej mięśnie błagały, by ich użyła. Z gracją zeskoczyła z łóżka i
wylądowała na ziemi, potrącając Russella przednimi łapami. Usadowiła
się na nim, przyciskając go do ziemi.
Skrzywił się.
– To było imponujące.
Napięła łapę, którą trzymała na jego piersi, wysunęła pazur i rozcięła
mu koszulę.
Zrobił wielkie oczy.
– Niezłe pazury. – Podniósł rękę, żeby pogłaskać ją po głowie, ale
kiedy się uśmiechnęła, momentalnie cofnął rękę. – Ładne zęby.
Wydała z siebie ciche mruknięcie.
Russell przełknął ślinę.
– Wiesz, kiedy wspominałem o jedzeniu, nie miałem na myśli siebie. –
Wskazał na stół. – Może kanapeczkę?


:rotfl: Sparks Przyczajona tygrysica... :hahaha: nie mogę.
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 2 marca 2015, o 13:33

Lia! To jeszcze przede mną i książka nawet do mnie nie doszła więc bez kuszenia :P
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 3 marca 2015, o 12:16

ktoś musi kusić.. ;) a to i tak jedyna taka zabawna scena. ;)
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość