Bogowie zła ( Mroczne tajemnice) Mroczna strona Nory Roberts. Tak bym opisała w skrócie tą książkę.
Poznajemy Clare Kimball- młodą dobrze zapowiadająca się, a nawet już odnosząca sukcesy rzeźbiarkę. Postanawia ona wrócić do rodzinnego domu, z którego wyjechała lata temu, po tragicznej śmierci ojca. Dom stoi w małym miasteczku, w którym każdy każdego zna. Zaraz po powrocie spotyka nowego szeryfa, kiedyś znanego w miasteczku złego chłopaka. Cameron uciekł z miasteczka z myślą, żeby nigdy nie wracać. Uciekał od brutalnego ojca, mopowatej matki i braku perspektyw. Od razu znajdują nic porozumienia - Cameron przyjaźnił sie z bratem Clare i ona sama, pomimo, że była młodsza i chudsza , zwracała jego uwagę. Ona sama kochała się w nim. Był jej owocem zakazanym. Clare była prymuską, grzeczną córką jednego z zasłużonych i szanowanych obywateli. Potem coś zaczęło się psuć, ojciec zaczął pić i doszło do tragedii. To nastoletnia Clare znalazła ciało ojca. Uciekła jak Cameron - żeby nie wracać. Sama nie wie dlaczego wraca. Czuje potrzebę, niezrozumiała nawet dla jej brata. Od razu wzbudza ciekawość mieszkańców - dzięki temu poznajemy relacje w takiej społeczności, wiem która z mieszkanek snobuje, która zazdrości, która zdradza... Bo IMHO, mężczyźni tutaj zajmują stanowiska, są siłą i opoką, ale z czasem odkrywamy kto naprawdę rządzi...
I to tyle jeśli chodzi o wstęp do romansu. Bo romans tutaj jest jakby poboczny.
Sama książka zaczyna się od opisu krwawego i okrutnego rytualnego morderstwa w lesie. Co chwilę otrzymujemy kolejne relacje z okultystycznych, brutalnych, seksistowskich praktyk, które odprawiają w lesie zamaskowani mieszkańcy miasteczka. Bo pomimo anonimowości wiemy, że to mieszkańcy miasteczka. Nie wiemy tylko kto i dlaczego.
Ginie autostopowiczka, brutalnie skatowany ginie ojciec Camerona.
Clare zaczyna sobie przypominać tamten czas, zainteresowani nie chcą aby sobie przypomniała. Cameron jako szeryf zaczyna mieć w spokojnym i cichym mieście coraz brutalniejsze sprawy. Do tego martwi sie o Clare. Romans między nimi rozkwita powoli i tak płynnie - bez dodatkowych atrakcji. Obydwoje swoje przeżyli, obydwoje wiedzą czego chcą i nie udają, że sa sobie obojętni. Powiedziałabym, że poszło nawet za łatwo.
Razem z nasza parą rozwiązujemy powoli mocno poplątane nici i kłębki. Razem z nimi powoli widzimy jak łatwo manipulować ludźmi poprzez pierwotne instynkty, jak ludzie obnoszący swoją dumę i zasady nie mają kręgosłupa moralnego. Nikomu nie mogą ufać ; nawet ci, których kochali i którzy stanowili przez lata wzorzec, powód do dumy okazują się słabi i beznadziejni. Widzimy jak anonimowość w tłumie i poczucie wspólnoty mogą obudzić w ludziach okrucieństwo i bezwzględność. Poznajemy nastoletniego sąsiada Clare, który zaczyna swoja przygodę z satanizmem, w ramach buntu i bez opieki rodziców. Nawet taki ktoś potrafi zmrozić krew, kiedy zapragnie byc wielki ... Cały czas towarzyszymy mistycznym i okrutnym praktykom, jest tego naprawdę dużooo i krwawo. Ludzkie pragnienia potrafią sie wypaczyć, potrafią nabrać zupełnie innego odcienia kiedy ktoś pokieruje nami jak owcami na rzeź. Koniec zaskakujący chociaż...
Jest to bardziej mroczny kryminałek z małym thrillerkiem, pobocznie romans. Bardzo lubię Camerona ( Nora umie napisać porządnego faceta bez kompleksów i zasadniczego
no i szeryf), lubię Clare choć nie rozumiem czasami - no ale artystka. Nie lubię miasteczka i jego mieszkańców. Ale chyba o to chodziło: o udawanie, o sztuczny uśmiech i pozory.
Świetna lektura, lecz nie na samotne wieczory w małym miasteczku.