jestem po lekturze trzech pierwszych części z cyklu Chicago Stars.. tak jak "To musiałeś być ty" mi się podobała, tak "Droga do nieba" była bardzo męcząca..ale zazwyczaj mam tak, że jak zaczynam czytać to kończą (czasem szybciej ,czasem późnej, tym razem szybciej bo po nocach spać nie mogę
) jakoś nie mogłam wykrzesać z siebie sympatii ani do Gracie ani do B.T. facet był mega denerwujący! i szara myszka też wkurzająca.. wątek Suzy Danton był ciekawszy.. ale pomimo mojej niechęci do głównych bohaterów, uśmiałam się przy "teście football'owym" o tak! to było fajniutkie
za to "Kandydat na ojca"...
m.. dziś prawie obiadu by nie było
tak się wkręciłam! o losie!
troszkę finał mnie rozczarował, choć przyznam szczerze, że nie jestem w stanie powiedzieć czego oczekiwałam..
nieważne.. babcia Annie..
miodzio kobieta
pani profesor mnie rozbroiła
i jej założenia na temat inteligencji
hihihi... a mówią, że dzieci dziedziczą ją po matkach..ale to taka dygresja, desperacja Jane pchnęła ją do zdecydowanego działania.. nie będę oszukiwać, to jak pojechała do hotelu, ( o jejku, jej!
) było niesamowite
szalone ale niesamowite.. a Cal.. chyba zostanę fanką footballu
hihihi no i najważniejsze...bardzo podobało mi się jak autorka wplatała w swoją historię dzieje rodziców Cala.. wzruszyłam się kilka razy.. dobra, koniec pisania głupotek, słowo na koniec.. "Kandydat.." znajdzie się na liście książek do których na pewno wrócę