Księżycowa Kawa napisał(a):Kolejne kuriozalne pomysły Harlequina, czyli „Zaręczyny w Paryżu” Julia James:
Po pierwsze zaręczyn nie było, tylko mamusia powiedziała, że ślub będzie. I tyle.
Po drugie, nie działo się to w Paryżu, aczkolwiek kraj się zgadzał.
Wobec tego cały ten tytuł jest chybiony totalnie. W zasadzie nic nowego, lecz tutaj to się rzuca w oczy.
Niemniej jednak postać de Rochemonta jest warta uwagi, szczególnie w chwili gdy wychodzi na ostatniego drania – autorce udało się to rewelacyjnie przedstawić i obeszło bez wyżywania się na bohaterce, obrażania jej, mszczenia się na niej oraz bez innych głupot. To było naprawdę dobre i urocze! A potem jak cierpiał!!! Nawet w epilogu dobrze wypadł.
Chciałabym jeszcze o kimś takim poczytać, ale pewnie drugiego de Rochemonta nie będzie już. Szkoda.
Okładkowy model od początku mi nie pasował – wymoczek, ale gdy de Rochemont został przedstawiony i opisany, tym bardziej raził, bo gdzie mu do de Rochemonta.
szuwarek napisał(a):czy ja dobrze rozumiem, że bohater dostaje, cierpi i sie czołga? czy to nie bohater?
Janka napisał(a):Oprócz dwóch ostatnich, które jej trochę nie wyszły, wszystkie wcześniejsze są bombowe.
kejti napisał(a):Ja po pierwszego harlequina też sięgnęłam jakieś 5 lat temu i się momentalnie uzależniłam
Dobija mnie to jak ktoś pyta "a co czytasz" "romanse, harlequiny" - od razu brecht, że nic mi to nie wniesie do życia, że poczytałabym coś inteligentnego co mnie rozwija... a niech się...
Marcin123 napisał(a):Jeżeli chodzi o autorki czy tytuły to nie. Uwielbiam harlequiny ogólnie. Fajnie się je czyta. Nawet jeśli często są oderwane od rzeczywistości. Ale właśnie o to w nich chodzi.
Księżycowa Kawa napisał(a):Ze starszych podobają mi się np.: „Spotkanie po latach” Lynne Graham – z powodu wybiorczej amnezji; wiele Emmy Darcy, Barbary Boswell, Leigh Michaels, Liz Fielding i inne.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość