Przed lekturą tej części polubiłam Iana. Był taki słodki i dzielny. Strasznie było mi go szkoda, gdy biedak cierpiał po spożyciu eliksiru Romana. Ale gdy zaczęłam piąty tom, to szczerze mówiąc, Ian mnie nie powalił, choć bardzo często wyobrażałam go sobie tylko w wstążce xD Podkreślał ciągle, że cały czas był dojrzałym mężczyzną z skórze dziecka, a eliksir wszystko wyrównał. Ja miałam wrażenie, że jest na odwrót, stał się dzieckiem w ciele dorosłego, trochę mnie tym drażnił. Zastanawiałam się wtedy, co ta nasza Sol w nim widzi. I jeszcze te wszystkie kobiety, które się wokół niego kręciły... Ale! Ale spokojnie, Sol! Później bardzo go polubiłam ^^ Chociaż nadal pozostaję przy Angusie
szczególnie pod koniec. Może dlatego, że był już bliżej Toni, a we mnie obudziła się romantyczka z lornetką przy twarzy, szukająca miłości między tą dwójką. No a potem jeszcze tak bał się o tę swoją dziewuchę, że serduszko mi pękało, a do oczu napływały łzy wzruszenia. I już wiem, o co chodzi Sol z Ianem: ona po prostu chce wsadzić palec w jego dołeczek!