Romanse kończą się ślubem. Tak to na ogół wygląda i tak się przyjęło. Ale nie tu tutaj ślub jest sceną otwierającą historię i to o zgrozo, ślub tylko głównej bohaterki! Główny bohater pędzi na złamanie karku by przeszkodzić w tej uroczystości bo przecież on ją kocha!
Ale wróćmy kilka chwil wstecz. Bohaterowie się jeszcze nie znają, Gregory przybywa do wiejskiego domu brata, oczywiście spóźniony. Wchodzi w tłum gości w poszukiwaniu bratowej aby godnie przywitać gospodynię przyjęcia i bum! Nagle widzi JĄ. A dokładnie tył jej głowy, dokładniej fragment tyłu jej głowy. No i wie że ta kobieta to jest kobieta dla niego, z jego snów, marzeń, jednym słowem ta jedyna. Hermiona Watson. Panna Watson ma jeszcze przyjaciółkę, Lucy, mniej ciekawą, mniej piękną i w ogóle mniej. Przyjaciółka chce koniecznie wyswatać Hermionę, może być z Bridgertonem, w sumie żadna różnica, byle tylko ta nie poszła na zmarnowanie wychodząc za księgowego ojca w którym jest szaleńczo zakochana. Lucy udziela Gregory’emu rad jak wkraść się w łaski swej siostry z wyboru, coraz bardziej zaprzyjaźniając się z tym najmłodszym z braci B.
Która z dziewczyn jest tą stojącą przed ołtarzem? Pewnie się domyślacie ale i tak nie powiem, trzeba samemu przeczytać żeby dowiedzieć się jak do tego doszło. I co najważniejsze jak ten paniczny bieg, wyznanie miłości i oświadczyny Gregory’ego się skończyły
Na drugim planie mamy cudną rodzinkę Bridgertownów. Kate marzącą o balu przebierańców bo ona musi być Meduzą, Anthony’ego wspominającego pewien feralny kostium, przewijającą się w tle resztę rodzeństwa i Violet.
Uwielbiam ich, czytając o ich rozterkach można się obśmiać po pachy. Ale, jest to już ostatni tom o szalonym rodzeństwie. I niestety Gregory podpadł mi jedną rzeczą. On taki wierzący w miłość, taki… Uparcie twierdzący że wie czym ona jest, że wie jak to wszystko wygląda… Tak się zachował. Skąd u niego niestałość? Wiem że jak mu się odmieniło to już na zawsze, wiem też że przy innym obrocie spraw nie mogłaby powstać taka treść ale jednak taki niesmak pozostał.
Lucy. Fajna bohaterka żywa, troszkę poharatana w przeszłości, bo rodziców nie za długo miała, wuj się nie interesował a brat spędzał większość czasu w szkole. Starszy brat oczywiście.
Lucy ma narzeczonego, jest świadoma że za chwilę moment będzie musiała za niego wyjść a nawet go dobrze nie obejrzała nie mówiąc o znaniu. Sam narzeczony nie jest zły, nawet poczciwy chłop, ale ojczulek, pan hrabia… O matko. Zabiłabym chyba. Biedna Lucy przez niego nawet nie mogła mieć jednego sezonu, jednego balu w Londynie. Jedyne co to te pięciodniowe party u Bridgertonów.
Pan hrabia to świnia, ale jest w tej książce jeszcze większy wieprz. Kto? Przeczytajcie
Poza tym jest niezła intryga, strzelanina, przywiązywanie bohaterki do kibla, porwanie i seks przedmałżeński
Czy warto? Bardzo ale zdecydowanie po lekturze poprzednich tomów. Jednak chronologiczna lektura ma tu znaczenie dość kluczowe
odkopałam tę recenzję i stwierdziłam, że niech sobie będzie w recenzjach Mam nadzieję że nie popełniam strasznego grzechu