Unsticky Sarra Manning http://www.goodreads.com/book/show/5981262-unstickyUnsticky jest drugą książką Sarry Manning, którą przeczytałam. Właściwie powinnam zacząć od niej, bo poprzedza
You don't have to say you love me, ale związek między obiema książkami jest bardzo luźny i kolejność czytania nie ma większego znaczenia.
Ponownie recenzja pozbawiona obiektywności jako że nadal unoszę się na falach zachwytu po lekturze, która to okazała się całkiem wyczerpującym przeżyciem. Jeśli
You don't... było poruszające, to tu autorka poszła na całość i urządziła bohaterom niezła emocjonalną jazdę bez trzymanki
No i generalnie ta książka to gratka dla łowców różny rzadkich motywów.
Podobnie jak w
You don't... miejscem akcji głównie jest Londyn, a tematem przewodnim związek zupełnie nie pasujących do siebie, bardzo trudnych ludzi.
Główna bohaterka, Grace, to niezły, popaprany numer i może nie przypaść do gustu czytelniczkom, które wolą bardziej
prawe postaci. Jest bardzo młoda, ale ma już na swoim koncie sporo emocjonalnych turbulencji, a na dodatek jest nie tylko totalnie spłukana za sprawą swojego zakupoholizmu, ale wręcz zadłużona i z każdym dniem długów przybywa. I znowu Manning stanęła na wysokości zadania przy opracowywaniu problem z którym zmaga się bohaterka. Świetnie pokazuje mechanizm działania jakiegoś uzależnienia czy skazy na charakterze (bo to nie jest do końca zdefiniowane) i nie przypomina to zrzynania z Wikipedii.
Grace pracuje w czasopiśmie
Skirt, jest asystentką najniższego szczebla, zarabia kiepsko, ale robi to co kocha.
I tu mały wtręt - do tej pory tematy modowe, zwłaszcza w chic-litach działały mi na uzębienie. Bohaterki świergotały jak oszalałe, pozbawione mózgu istoty niższego rzędu. Grace tego nie robi. Zna się na modzie, lubi vintage, ale nie wtrąca w każde zdanie jakiejś marki. Pożąda ekskluzywnych przedmiotów (to wykracza poza modę) i nie wstydzi się tego (miła odmiana, bo jak wiadomo, bohaterki a la Anastazja Steel modę mają w pogardzi, a drogie prezenty wprawiają je w zakłopotania, jak przystało na porządne, nie skażone konsumpcjonizmem anielskie istoty). Tak jak nie wstydzi się tego, że lubi pieniądze, jako że ich nie ma i nigdy nie miała, i podoba jej się to, że jej facet (gł. bohater, bo poprzedni byli bardziej spłukani od niej) ma te pieniądze. Jak mówi mu wprost, pieniądze to część jego osobowości. Tak więc lubi ekskluzywne rzeczy z jednej strony dlatego, że posiadanie ich podnosi jej poczucie wartości, które jest totalnie na dnie, a z drugiej, ponieważ jest estetką
Z resztą kwestia finansów w
Unsticky jest bardzo złożona i autorka poświęca jej bardzo dużo miejsca, co znowu jest bardzo odświeżające w porównaniu do przeciętnego romansu, gdzie finanse prawie w ogóle nie są omawiane. Trochę to dziwne biorąc pod uwagę jak finanse grają ważną rolę w życiu każdej pary. Ta książka zaspakaja ten niedobór (to jeden z tych rzadkich motywów).
Tak więc Grace jest zadłużona i w chwili rozpoczęcia akcji zostaje również porzucona przez swojego chłopaka i to na dodatek w swoim ulubionym sklepie. Na ratunek przychodzi dużo starszy (rzadki motyw z dużą różnicą wieku), świetnie ubrany i jak się okazuje bardzo bogaty handlarz dziełami sztuki, który wkrótce składa jej niemoralną, ale lukratywną propozycję. Vaughn proponuje Grace by została jego utrzymanką. Grace czuje do niego pociąg, a ponieważ jest w fatalnej sytuacji finansowej ostatecznie godzi się na propozycję i podpisują umowę (znów rz. m) . I tak zaczyna się ich trudny, wręcz wyboisty związek.
Dla fanek i antyfanek związków milioner/biedna dziewczyna uprzedzam, że to nie jest kolejny erotyk z gatunku post Grey. Nie mamy tu do czynienia z miłością od pierwszego wejrzenia, nawet nie z mokrymi majtkami od pierwszego wejrzenia. Bohaterowie czują do siebie pociąg, ale nie odejmuje im od tego rozumu. Vaughn w prawdzie ułatwia życie (no powiedzmy) Grace, ale nie wyścieła go różami. Ma konkretne oczekiwania, a że kawał z niego drania to egzekwuje je tak jak mu się podoba (no powiedzmy).
Z resztą Vaughn odbiega od standardowego romansowego wizerunku milionera. Jest atrakcyjny, ale bez przesady, wysportowany ale też bez przesady. Bogaty, ale to nie znaczy, że ma łatwą pracę albo że każe śledzić bohaterkę czy sprzątać pyłki spod jej nóg, czy też magicznie załatwiać jej awans w pracy. Raczej dostajemy dość realistyczną wizję milioner. To nie macho. Ba to nawet nie postać, którą nazwiemy samcem. Ma swoje wady, trochę zalet. Vaughn jest mało przyjemny, koszmarnie humorzasty i despotyczny, a najbardziej przewidywalną rzeczą jest to, że jest nieprzewidywalny. Z tego powodu przez długi czas z Grace mają kłopot się dotrzeć. Co do obowiązkowych traum przeszłości, to zastanawiam się czy tu autorka sobie nie zakpiła z motywu
Vaughn nie jest też jakimś bogiem seksu. Przez dłuższy czas nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że dziewczyna nie ma z nim orgazmów (ach te rzadkie motywy). Manning cudownie prowadzi wątek życia seksualnego bohaterów. Za dużo opisów nie ma, a jak coś się pojawia to ma znaczenie dla fabuły. Tak więc antyfanki scen seksu dla samych scen seksu mogą spokojnie czytać.
Brak soczystych scen seksu nie sprawia, że romans jest mniej emocjonujący. Wręcz przeciwnie. Jest emocjonująco i bardzo bardzo emocjonalnie. Vaughn, drań jeden, funduje Grace niezłe piekiełko emocjonalne, a końcówka jest taka że aż się bałam czy to się może skończyć dobrze.
Dodam jeszcze, że autorka ubarwiła
Unsticky cała plejadą kolorowych postaci i wykorzystała swoje doświadczenie z pracy dla magazynów mody, więc mamy okazję zajrzeć do fascynującego świata mody, sztuki i wyższych sfer.
Tak poza recenzją nadmienię, że podobają mi się jeszcze dwie rzeczy w pisarstwie Manning. Po pierwsze, że motto to u niej nie ozdobnik, ale jakby streszczenie najważniejszego wątku książki.
Po drugie podoba mi się jak przedstawia kobiety w swoich książkach i że nie mamy u niej do czynienia z tym co po angielsku określane jest terminem slut-shaming, a co wkradło się do romansów i rozpanoszyło tak, że aż boli. Zwłaszcza gdy to jedna kobieta deprecjonuje drugą by lepiej się poczuć. U Manning nawet jeśli jakaś bohaterka robi coś złego to tego nie ma. No i nie ma też rzucania dziwkami i szmatami, gdy jakaś kelnerka spojrzy na naszego milionera.
No. To się wypisałam. A teraz kobitki idźcie i czytajcie Sarrę Manning bo warto