Teraz jest 1 października 2024, o 17:32

Ulubione cytaty, fragmenty, sceny

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
Avatar użytkownika
 
Posty: 21223
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15

Post przez Agrest » 3 listopada 2014, o 09:34

Ja mam słabość do wszelkich scen z Mary Vance :lol:
"I read a story to-night. It ended unhappily. I was wretched until I had invented a happy ending for it. I shall always end my stories happily. I don't care whether it's 'true to life' or not. It's true to life as it should be and that's a better truth than the other."

Emily Byrd Starr

Avatar użytkownika
 
Posty: 4713
Dołączył(a): 15 października 2013, o 11:50
Ulubiona autorka/autor: krentz harkness howard robb Singh

Post przez fanka76 » 3 listopada 2014, o 10:12

ewa.p napisał(a):uwielbiam Rillę,to moja ulubiona część serii o Ani.Walter i jego Kobziarz(równiez wiersz),emocje,które budziła jego śmierć,Rilla i Krzyś,wojenne dxziecko,Rilla,która z dziecka staje sie kobietą,zakup kapelusza i jej wizyta w kinie z Anią)...Ta książka jest bardzo emocjonalna,na przemian płaczę przy niej i się śmieję

Tak i wtorek jak Jim wraca do domu zawsze na tym placze
Mary vanc jest niezla : :P :zalamka:

Avatar użytkownika
 
Posty: 30752
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Kłyż
Ulubiona autorka/autor: Joanna Chmielewska/Ilona Andrews

Post przez ewa.p » 3 listopada 2014, o 18:52

Mary nigdy nie należała do moich ulubionych bohaterek,wolałam tragiczną Unę
________________***________________

Gotowałam się w środku i musiałam sięgnąć po wszystkie rezerwy opanowania,by utrzymać nerwy na wodzy.Uda mi się.Po prostu muszę być obojętna.Zen.Żadnego walenia po twarzy.Walenie po twarzy nie jest zen.

Avatar użytkownika
 
Posty: 3014
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: T.A. White

Post przez nana_rlbi » 16 listopada 2014, o 18:21

dziewczyny, a można wrzucić coś po angielsku? :niepewny:

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 16 listopada 2014, o 20:53

co masz na myśli?
“Man. God. Roarke. An interesting and flattering lineup.”
“Safe men are for marrying. Dangerous men are for pleasure.”

Avatar użytkownika
 
Posty: 3014
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: T.A. White

Post przez nana_rlbi » 16 listopada 2014, o 21:00

chodzi mi o fragment po angielsku, bo dziewczyny wrzucają teksty po polsku i nie wiem czy mogę, bo przecież nie wszystkie znają język?

Avatar użytkownika
 
Posty: 45389
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: Czytam, więc jestem.
Ulubiona autorka/autor: N.R./JD.Robb/Krentz/Quick/Castle/L.Kleypas/Ch.Dodd

Post przez Lilia ❀ » 16 listopada 2014, o 22:12

Możesz. Od czego jest Google Tłumacz?
“Man. God. Roarke. An interesting and flattering lineup.”
“Safe men are for marrying. Dangerous men are for pleasure.”

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 16 listopada 2014, o 22:35

Morderstwo wron.
– Dzień dobry, poruczniku – odparła grzecznie Heather.
Była wyraźnie przestraszona. Lekkim ruchem głowy wskazała na Simona, jakby
chciała powiedzieć „Uważaj na niego, coś się dzieje”. Monty zaczął podejrzewać, że
mieszkańcy Dziedzińca znają już nowiny.
Przez chwilę przyglądał się Simonowi.
– Skręcił pan nogę? – zagadnął wreszcie niezobowiązująco.
Simon cisnął książkę na stół.
– Skopała mnie z łóżka – parsknął. – Śnił jej się koszmar, więc chciałem ją obudzić,
a ona skopała mnie z łóżka. – Monty nie musiał pytać, o kim mówi. Heather, która
wpatrywała się w Wilczą Straż szeroko otwartymi oczami, również o to nie spytała.
– A potem zaczęła wydzielać ten zapach i dziwnie się zachowywać, niby dlatego że
byłem w ludzkiej formie. – Simon ciskał na stół kolejne książki. Jedna spadła na
podłogę, ale nie zwrócił na to uwagi. – Co to za różnica, czy mam futro, czy nie
mam? – zwrócił się nagle do Heather, a wyraz jego oczu mówił jasno, że spodziewa
się odpowiedzi.
– Mmmmmmm… – zaczęła niepewnie, rzucając Monty’emu zrozpaczone
spojrzenie. – Noooo… Mój tata nie ma nic przeciwko temu, żeby kot spał koło mojej
mamy, ale gdyby kot zmienił się w człowieka, pewnie by mu to przeszkadzało.
– Dlaczego? – dopytywał Simon. – To przecież nadal byłby kot, tylko w innej
formie!
Heather wydała dziwny dźwięk i zamilkła na dobre.
Monty odchrząknął lekko.
– W takiej formie mógłby uprawiać seks z ludzką kobietą – zaryzykował.
– Ale ja nie chciałem uprawiać seksu! – wykrzyknął Simon. – Chciałem się tylko
schować pod kołdrę! – Obrzucił Heather wrogim spojrzeniem. – Kobiety są dziwne.

biedny... zabrała mu kołdrę. :hahaha:

– Co się stało? – spytała.
Meg! Skoczył ku niej, ale gdy poczuł zapach krwi, wycofał się, skomląc. Czuł tę
cudowną woń i to było w porządku, ale smak w jego ustach już nie.
– Co się z tobą dzieje? – wyglądała na zmęczoną. – Jesteś ranny? Chory?
To niesprawiedliwe! Kazała mu przyrzec, że się nie przemieni, a teraz zadaje
pytania, na które nie mógł jej odpowiedzieć, ponieważ nie potrafiła komunikować
się na sposób terra indigena.
Pokręcił głową. Tylko tyle mógł zrobić w tej sytuacji.
Na chwilę oparła się o futrynę.
– No dobrze. Skoro nic ci nie jest, muszę… spuścić wodę i umyć ręce. Myślałam, że
coś się stało i nie dokończyłam.
Wróciła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi, mocniej niż zwykle.
Wtedy frontowe drzwi do jej mieszkania otworzyły się i zamknęły z trzaskiem.
– Meg! – zawołał Vlad. Simon natychmiast się przemienił, złapał dżinsy, które
zostawił na podłodze koło łóżka, i założył je, zanim Vlad dotarł do sypialni. – Co się
dzieje? – spytał wampir.
– Nie jestem pewien.
– Jesteś chory?
– Nie. – Prawdę powiedziawszy, kiedy się całkiem rozbudził, poczuł się zupełnie
dobrze. Oszołomiony, owszem, ale wypoczęty i pełen energii.
Meg wróciła z łazienki i zmierzyła wzrokiem ich obu.
– Co się z wami dziś dzieje?
– Poczułem krew – wyjaśnił Simon. – I zdenerwowałem się. – Popatrzył na jej
piersi. Czy rana się otworzyła? Jeśli się otworzyła i zaczęła krwawić, to czy Meg
znów wypowie proroctwo? A może się cięła? Czy to dlatego poszła do łazienki? –
Mam coś zapisać?
– Nie. – Meg była wyraźnie spięta. – Tej krwi nie towarzyszy wizja ani proroctwo.
Przechylił głowę na bok.
– To są jakieś inne rodzaje krwi?
Vlad, który stał bliżej Meg, zajrzał jej w twarz i cofnął się o krok. A Wilk pożałował,
że założył dżinsy i nie może przemienić ogona, żeby zakryć nim genitalia.
– Jestem kobietą! – krzyknęła. – To jest normalne! – Simon spojrzał pytająco na
Vlada, który wydawał się równie zaskoczony jak on. – Uważacie, że chociaż innym
dziewczynom to się zdarza, mnie nie powinno?
Zapewne najlepiej będzie nie wspominać, że choć mieszka na Dziedzińcu od
trzech miesięcy, po raz pierwszy zrobiła tę kobiecą rzecz. Może wieszczki krwi mają
cieczkę raz na kwartał? Skąd Inni mają to wiedzieć? Ich ludzkie pracownice zwykle
brały sobie wtedy wolne, żeby nie podniecać drapieżników zapachem krwi, więc tak
naprawdę po raz pierwszy miał do czynienia z kobietą, która robiła coś takiego, a
nie była terra indigena – zresztą u większości rodzajów terra indigena samica
miewała cieczkę tylko raz albo dwa razy w roku.
– Meg… – zaczął słabo Vlad, ale zmiażdżyła go wzrokiem
– Skoro nie mogę wrócić do łóżka, idę zaparzyć sobie rumianku.
Jak na tak niską i szczupłą osobę, potrafiła okazać siłę bizona.
Vlad spojrzał niepewnie na Simona.
– Co się dzieje?
– Myślę, że Meg ma cieczkę. – Wiedział, że ludzie tak tego nie nazywają, ale był
zbyt oszołomiony, żeby przypomnieć sobie teraz właściwe słowo. – Śniło mi się coś.
Musiałem wyczuć zapach krwi, bo…
Vlad odchylił kołdrę, ale gdy zobaczył rozmazaną na prześcieradle krew, przykrył
je z powrotem.
– Nie chcę, żeby Meg wściekła się na mnie za wtykanie nosa w jej prywatne
sprawy, więc nie widziałem tego. – Poprawił poduszkę i zmarszczył brwi. – Dlaczego
zjadłeś róg poduszki?
To by wyjaśniało ten dziwny smak w jego ustach. Zamiast odpowiedzieć, Simon
założył sweter.
– Ty zajmij się Henrym i Tess, a ja zajmę się Meg, dobrze? – Zatrzymał się na
chwilę w progu. – Ludzkie kobiety. One wtedy wariują, prawda?
– Jeśli wierzyć temu, co piszą mężczyźni – odparł Vlad.
Usłyszeli w kuchni brzęk, a potem pełen złości okrzyk Meg.
Simon westchnął.
– Chyba się nie mylą.

– Daj mi brzytwę – warknął.
Już o tym kiedyś rozmawiali.
– Jest moja.
– Może rzeczywiście powinnaś być na tym spotkaniu, ale nie pójdziesz na nie z
brzytwą w kieszeni. Nie w dniu, kiedy masz te kobiece fochy.
Przez chwilę żałowała, że nie jest tak silna jak niektóre bohaterki w książkach.
Naprawdę miała teraz ochotę chwycić PNK i rozbić na głowie Simona.
Kobiece fochy! Jak on śmie!
– To nie ja wyłam dziś rano na całe gardło – teraz ona warknęła. – Co takiego ci się
śniło, że zżarłeś moją poduszkę?
Pochylił się ku niej i naparł na nią całym ciałem.
– Śniło mi się, że cię gryzę.

oni są boscy. :hahaha:
Ostatnio edytowano 17 listopada 2014, o 00:52 przez LiaMort, łącznie edytowano 1 raz
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 3014
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: T.A. White

Post przez nana_rlbi » 17 listopada 2014, o 00:14

ok, dzięki :)

"Don't let my brothers walk over you," he said. "If one of them gives you any trouble, lay into him with the first hard object you can get your hands on."
"They seem very nice," she said.
"They like you," he replied. "But they have plans.
"Plans?"
"Not to hurt you," he assured her. "You should never told them you could cook."
"I don't understand."
"Mrs.Culbertson wants to quit. They can't make biscuits. It's what they live for, a plateful of homemade buttered biscuits with half a dozen jars of jam and jelly."
"How does that concern me?"
"Don't you know?" He perched himself against the desk. "They decided that we should marry you."
"We?"
"We're a family. Mostly we share things. No women, but we do share cooks." He cocked his head and grinned at her shocked face. "If I marry you, they don't have to worry about where their next fresh biscuit is coming from."
"You don't want to marry me."
"Well, they'll probably find some way around that," he said pointedly.
"They can't force you to marry me."
"I wouldn't make any bets on that," he said. "You don't know them yet."
"You're their brother. They'd want you to be happy."
"They think you'll make me happy."
She lowered her eyes. "You should talk to them."
"And say what? That I don't want you? I don't think they'd believe me."
"I meant, you should tell them that you don't want to get married."
"They've already had a meeting and decided that I do. They've picked out minister and a dress that they think you'll look lovely in. They've done a rough draft of a wedding invitation..."
"You're out of your mind!"
"No I'm not." He went to the middle desk drawer, fumbled through it, pulled it farther out and reached for something pushed to the back of the desk. He produced it, scanned it, nodded and handed it tho her. "Read this."
It was a wedding invitation, her middle name was misspelled. "It's Ellen, not Ellis."
He reached behind him for a pen, took the invitation back, made the change and handed it back to her."
"Why did you do that?" She asked curiously.
"Oh, they like everything neat and correct."
"Don't correct it! Tear it up!"
"They'll just do another one. The papers will print what's on there, too. You don't want your middle name misspelled several times. do you?
She was all but gasping for breath. "I don't understand."
"I know. Don't worry about it right now. There's plenty of time. They haven't decided on a definite date yet, anyway."
She stood up, wild-eyed. "You can't let your brothers decide when and who you're going to marry!"
"Well, you go stop them, then," he said easily. "But don't say I didn't tell you so."


(...)

"Next time, you've got to make two pans," Corrigan told her. "One doesn't fill Leo's hollow tooth."
"I noticed," she said, surprisingly touched by the way they'd eaten her biscuits with such enjoyment. "I'll make you a pan of rolls to go with them next time."
"Rolls?" Leo looked faint. "You can make homemade rolls?"
"I'll see about the wedding rings right now," Rey said, wiping his mouth and pushing away from table.
"I've got the corrected invitation in my pocket," Cag murmured as he got up, too.
Leo joined the other two at the door. "They said they can get the dress here from Paris in two weeks," Leo said.
Dorie gaped at them. But before she could say a word, all three of them had rushed out thedoor and closed it, talking animatedly among themselves.
"But, I didn't say...!" she exclaimed.
"There, there," Corrigan said, deftly adding another spoonful of gravy to his own remaining half of a biscuit. "It's all right. They forgot to call the minister and book him."
Just at the moment, the door opened and Leo stuck his head in. " Are you Methodist, Baptist or Presbyterian?" he asked her.
"I'm...Presbyterian," she faltered.
He scowled. "Nearest Presbyterian minister is in Victoria," he murmured thoughtfully, "but don't worry, I'll get him here." He closed the door.
"Just a minute!" she called.
The doors of the pickup closed three times. The engine roared. "To late," Corrigan said imperturbably.


(...)

He got up and went out into the hall. His brothers looked flushed and flustered and a little mussed. They looked at him, wide-eyed. Leo was breathing hard, leaning against the living-room door.
"What are you three up to now? he demanded.
"We put your Christmas present in there," Leo said, indicating the living room. "We're going to let you open it early."
"It's something nice," Cag told him.
"And very useful," Leo agreed.
Rey heard muffled noises getting louder. "Better let him get in there. I don't want tohave to run it down again."
"Run it down again?" Corrigan cocked his head. "What the hell have you got in there? Not another rattler...!"
"Oh, it's not that dangerous," Cag assured him. He frowned. "Well, not quite that dangerous." He moved forward, extricated Leo from the door and opened it, pushing Carrigan inside. "Marry Christmas", he added, and locked the door.
Corrigan noticed two things at once - that the door was locked, and that a gunnysack tied with a ribbon was sitting in a chair struggling like crazy.
Outside the door, there were muffled voices.
"Oh, God," he said apprehensively.
He untied the red ribbon that had the top securely tied, and out popped a raging mad Dorothy Wayne.
"I'll kill them!" she yelled.
Big booted feet ran for safety out in the hall.
Corrigan started laughing and couldn't stop. Honest to God, his well-meaning brothers were going to be death of him.
"i hate them, I hate this ranch, i hate Jacobsville, I hate you...mmmfff!"
He stopped the furious tirade with his mouth.

(...)
The door opened and three pair of shocked, delighted eyes peered in.
"You monsters!" she said with the last breath she had. She was in such a state of disarray that she couldn't manage anything else. Their position was so blatant that there was little use in pretending that they ware just talking.
"That's no way to talk to your brothers-in-law," Leo stated. "The wedding's next Saturday, by the way." He smiled apologetically. "We couldn't get the San Antonio symphony orchestra to come, because they have engagements, but we did get the governor to give you away. He'll be along just before the ceremony." He waved a hand at them and grinned. "Carry on, don't mind us."
Corrigan fumbled for a cushion and flung it with all his might at the door. It closed. Outside, deep chuckles could be heard.


sorry, że takie długie, ale właśnie skończyłam książkę i nie mogłam się powstrzymać :D
"Christmas Cowboy" Diana Palmer :wink:

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 22 listopada 2014, o 12:45

Już jakiś czas temu zauważył, że kobiety uwielbiają facetów, którzy potrafią zatrzymać
taksówkę, kiedy wydaje się, że nie ma na to najmniejszych szans. Dlatego do perfekcji
wyćwiczył tę umiejętność.
- To wspaniałe. - Trudy rozejrzała się dookoła.
- Uwielbiam uliczne korki.
Uśmiechnął się, ponieważ on też je lubił.
- W Nowym Jorku ci ich nie zabraknie - zapewnił.
- Stań na chwilę tutaj, gdzie mniej wieje, a ja złapię taksówkę.
Mógłby po prostu po nią zadzwonić, ale to byłoby oszustwo. Chciał powiedzieć swojej
wybrance: „Ja Tarzan, ty Jane... jechać taksówka". :mrgreen:
- Ja to zrobię. - Trudy podskoczyła w kierunku ulicy.
- Posłuchaj, nie wiesz, co mówisz. O tej porze...
- Umiem to zrobić. Ćwiczyłam - pochwaliła się.
- Posłuchaj, nawet jeśli w Virtue są jakieś taksówki, to...
- Ćwiczyłam gwizdanie - przerwała mu po raz drugi.
Zanim zdążył ją powstrzymać, wsadziła palce do ust i gwizdnęła przeraźliwie.
Taksówka zatrzymała się z piskiem opon przy krawężniku.
- Widzisz. - Popatrzyła na niego z triumfem. - Udało mi się!
- Nieźle ci poszło - mruknął, próbując ukryć rozczarowanie.


***

Trudy leżała na łóżku i jęczała, ukazując minispódniczkę i czarne, koronkowe majtki,
doskonale pasujące do siatkowych pończoch. Mimo że nie był to jęk rozkoszy, Linc poczuł,
że jego członek stał się jeszcze większy. Osiągnął wręcz astronomiczne rozmiary. Niedługo
nie będzie mężczyzną z prąciem, ale prąciem z doczepionym do niego mężczyzną.
:evillaugh:

Seks w Nowym Jorku Thompson Vicky Lewis
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 3014
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Ulubiona autorka/autor: T.A. White

Post przez nana_rlbi » 22 listopada 2014, o 21:06

fajne, muszę sobie zapisać i poszukać :rotfl:

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 22 listopada 2014, o 21:12

niezłe. :hahaha:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 23 listopada 2014, o 19:29

To nie jest literatura wysokich lotów, ale całkiem przyjemna w czytaniu książeczka, z serii HQ Pokusa. Jak na te wydawnictwo to naprawdę fajna lekturka. Jedna scena w ubikacji trochę mnie zniesmaczyła, ale poza tym było tak miło, że wybaczyłam. :)
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 6741
Dołączył(a): 13 lutego 2014, o 09:54
Ulubiona autorka/autor: Krentz

Post przez szuwarek » 23 listopada 2014, o 19:38

pamiętam, nawet mnie momentami rozśmieszało. ale scena w ubikacji rzeczywiście pamiętna...
ale skarżysz się czy chwalisz - bo nie wiem jak reagować

Avatar użytkownika
 
Posty: 15591
Dołączył(a): 10 lutego 2013, o 12:44
Lokalizacja: za górami...za lasami...morzami
Ulubiona autorka/autor: l.carlyle, a.quick, m. brook, j r. ward, SEP, Eco

Post przez Desdemona » 23 listopada 2014, o 22:26

fajne.... :evillaugh:
Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu, by dać Nam lekcję,
a niektórzy po tą lekcję właśnie przyjdą do Nas...

ObrazekJestem niewiastą, która fantazjuje o byciu przypadkowo zamkniętą na noc w bibliotece...


http://dlaschroniska.pl/ ...pomaganie zwierzakom jest fajne...

Avatar użytkownika
 
Posty: 10210
Dołączył(a): 25 listopada 2014, o 21:14
Lokalizacja: biblioteka
Ulubiona autorka/autor: hm...

Post przez KatiaBlue » 1 grudnia 2014, o 17:11

Tajemna, zostałam rozwalona drugim cytatem ! :D

Avatar użytkownika
 
Posty: 10852
Dołączył(a): 18 października 2011, o 17:09
Ulubiona autorka/autor: Dżuli Stefa Dżulja MeryDżoł Gejlen Maja Kristin...

Post przez tajemna » 1 grudnia 2014, o 18:15

Ja też :D Dlatego nie oparłam się i wkleiłam tutaj :P
"uderz w Garwood a Tajemna się odezwie"
Sol


"Cierpię na wrodzoną wadę dysfunkcji systemu motywacji."
Wilczyca Karolina Kaim

Avatar użytkownika
 
Posty: 10210
Dołączył(a): 25 listopada 2014, o 21:14
Lokalizacja: biblioteka
Ulubiona autorka/autor: hm...

Post przez KatiaBlue » 1 grudnia 2014, o 18:23

Chyba chcę ten cytat zobaczyć na własne oczy xD

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 14 grudnia 2014, o 20:26

Bała się, że zobaczy ją w tym stanie któryś z gości pensjonatu.
- Jak tu ciemno. - Spojrzała w okna. - Która godzina?
- Późna. Zdecydowanie późna - odparł, wprowadzając ją
do środka. - Mów ciszej, wszyscy już śpią.
- Ach, ciszej - zniżyła głos do szeptu, kiedy wchodzili na
górę. - Czy pocałujesz mnie na dobranoc?
Skręcił w stronę ich pokojów.
-Nie.
- Ale ja lubię, jak mnie całujesz - upierała się.
- Szkoda. Staram się nie zadawać z kobietami, które są na
tyle pijane, że nie wiedzą, co robią.
Wyrwała mu się i próbowała iść samodzielnie, podpierając
się co jakiś czas o jedną albo drugą ścianę. Kiedy uderzyła
w jedną z nich, powiedziała:
- Tak, ciszej. Żeby nikogo nie zbudzić.
- Właśnie - mruknął i zatrzymał się przed drzwiami do
jej pokoju. Okazało się jednak, że są zamknięte. - Masz
klucz? - spytał.
- Jaki klucz?
Przez chwilę się wahał, ale potem wpuścił ją do swego
pokoju.
Popatrzyła na niego mało przytomnie.
- Ty też kiedyś byłeś dziewicą - zauważyła nagle.
Zignorował tę uwagę i wszedł do łazienki. Odkręcił na
chwilę zimną wodę, która wydała mu się wręcz lodowata,
i włożył pod nią głowę.
- Byłeś, byłeś, przyznaj się - powtarzała.
Wszystko, co się wydarzyło w ciągu ostatnich godzin, wydawało
mu się nierealne. Nie miał pojęcia, jak to się stało, że
Hadley trafiła do Tipped Barrel. Teraz na pewno będzie się
tego wstydzić. Oczywiście, jeśli zapamięta cokolwiek z wydarzeń
dzisiejszego wieczoru.
Kiedy wrócił do pokoju, siedziała na podłodze, opierając
się plecami o jego łóżko.
- Byłeś, byłeś - powtarzała jak dziecko.
- To chyba jasne, nie? - przyznał w końcu.

Leigh Allison Prawdy i kłamstwa :hahaha:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 1 stycznia 2015, o 18:16

Pierwszy starający się o rękę Marsali jest już tutaj, milordzie!
- zawołał Johnnie od drzwi.
Po jego słowach na sali zapanowała głucha cisza. Cook omal
nie upuściła półmiska z truflami, który niosła na stół. Wszystkie
głowy zwróciły się w stronę korytarza, skąd dochodził dziwny
klekot.
- Co to jest, u diabła? - Duncan wyprostował się w krześle,
na wszelki wypadek kładąc dłoń na rękojeści szabli. W drzwiach
pojawiło się coś okrągłego. Johnnie cofnął się, by nie zostać
zmiażdżonym przez ogromną beczkę na śledzie, z której wystawały
włochate nogi.
Duncan zerwał się z krzesła. Jego głos rozległ się w ciszy jak
grzmot.
- A cóż to ma znaczyć?!
Z beczki na śledzie wysunęła się głowa i nagie ramiona.
- Mógłbym zapytać o to samo, milordzie - prychnął rozsier
dzony przybysz. - Czy to jest przykład gościnności MacElginów...
gonienie człowieka przez góry i wrzosowisko, żeby go rozebrać
i... i...
Wysunął się z beczki, by ukazać zgromadzonym tłusty zadek
oblepiony błotem i pierzem. Marsali zakryła oczy dłonią, lecz nie
udało jej się powstrzymać śmiechu. Kilku mężczyzn także aż
trzęsło się z radości, lecz śmiech zamarł im na ustach, gdy
naczelnik spiorunował ich wzrokiem.
Duncan kolejno spoglądał na głównych podejrzanych. Na
Marsali, Johnniego, Lachlana, Owena, Donovana. Przy stole nie
brakowało żadnego ze znanych mu napastników. Ale przecież, na
litość boską, ktoś musiał być sprawcą.
- Kim jesteś, sir? - zapytał, przenosząc wzrok na groteskową
postać w beczce.
- Jestem Dougal MacDougall z Glen Beag, milordzie. Przybyłem
tu na twoje łaskawe zaproszenie i zostałem zaatakowany
przez członków twojego klanu.
- Czy w tej sali znajduje się ktoś, w kim rozpoznajesz
napastnika, Dougalu MacDougall z Glen Beag?
Dougal skrył się w beczce i kołysząc się jak kaczka, podszedł
do stołu. Jego pospolita twarz aż kipiała złością, kiedy po kolei
przyglądał się wszystkim zgromadzonym. Dopiero gdy zobaczył
Marsali, złagodniał.
- Nikogo tu nie rozpoznaję, milordzie - powiedział zduszonym
głosem.
- Może zostałeś zaatakowany przez wrogi klan - zasugerował
Lachlan.
Donovan brząknął na harfie.
- Tak. to na pewno znów ci MacKelburne'owie. Zawsze sieją
zamęt.
Duncan zmrużył oczy. Długimi palcami niespokojnie bębnił
w oparcie krzesła. Wrogi klan, akurat. Od razu wiedział, że to
robota MacElginów, jednakże nie mógł przecież powiedzieć, że
„nagrodą", którą starał się komuś podsunąć jest przywódczyni
napastników. Obrzucił ją spojrzeniem wyrażającym szacunek,
zaprawiony niechęcią. Jej oczy błysnęły wesoło.
Moi ludzie przeczeszą wrzosowisko w poszukiwaniu winnych
i dopilnują, żeby została im wymierzona kara - powiedział
spokojnym tonem. - Proszę opisać napastników.
Dougal spojrzał z wdzięcznością na Duncana, wyraźnie już
udobruchany. Z łomotem przesuwając beczkę, próbował sięgnąć
po kielich z winem, który podawał mu Lachlan.
- To była kobieta, chuda kobieta w okularach, i jej prosiaki.
Kątem oka Duncan dostrzegł, jak Marsali podnosi kielich do
ust, by ukryć uśmiech.
- Zostałeś zaatakowany przez kobietę... i jej prosiaki?
Dougal uniósł drżący podbródek.
- Nie była sama. Była ich cała gromada. - Uniósł beczkę wyżej,
jakby chciał się bronić. - Zostałem przewrócony, pokonany...
- Przez gromadę prosiąt? - zapytała Marsali, stawiając kielich
na stole.
Lachlan wydął wargi.
- Chyba miał na myśli grupę kobiet. Są bardziej podstępne niż
prosiaki.
- Przecież powiedział, że była tylko jedna kobieta - rzekł
Owen.
Marsali pokiwała głową.
- Tak. W okularach.
- A może coś źle zrozumieliśmy - odezwał się z kąta sali
Donovan. - Może został zaatakowany przez gromadę prosiąt
w okularach?
Marsali zmarszczyła czoło.
- Czy prosięta noszą dzisiaj okulary?
- Oczywiście, że tak - rzekł poważnie Owen. - Kiedy
w zeszłym roku byłem w Inverness, widziałem tam dentystę
jadącego na koniu, który miał sztuczne zęby.
- To się nie mieści w głowie - szepnęła Marsali.
Dougal wyglądał tak, jakby miał zaraz się rozpłakać.
- To była gromada dzieciaków, milordzie! Okropnych, krwiożerczych
dzieciaków z łukami i strzałami, wymierzonymi prosto
w najważniejsze części mojego ciała! Nie miałem wyjścia,
musiałem się poddać!
- Wielki Boże - westchnął Duncan, przykładając dłoń do
czoła. - Pomocy!
Marsali położyła rękę na jego ramieniu.
- Boli cię głowa, milordzie? - zapytała słodkim, niewinnym
głosikiem. - Może pomasować ci skronie? Zaparzyć rumianku...
zaśpiewać kołysankę?

Dzikuska Hunter. :hahaha: oni są boscy. :rotfl:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 3074
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:16
Lokalizacja: Warszawa
Ulubiona autorka/autor: J.Ward, L.Howard, K.Ashley, Krentz/Quick, S.Brown

Post przez aleqsia » 4 stycznia 2015, o 21:05

Dobre Lia :evillaugh: chyba po to sięgnę

Avatar użytkownika
 
Posty: 29641
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:17
Lokalizacja: Pozostanę tam, gdzie jestem.
Ulubiona autorka/autor: Margit Sandemo

Post przez LiaMort » 4 stycznia 2015, o 21:12

tak jest przez prawie całą książkę..xD :hahaha:
chociaż najlepsze jest wtedy gdy
Spoiler:
RM 

"But at the same time we still know the shit happens everytime, so I think c'est la vie, that's life. "

Avatar użytkownika
 
Posty: 15591
Dołączył(a): 10 lutego 2013, o 12:44
Lokalizacja: za górami...za lasami...morzami
Ulubiona autorka/autor: l.carlyle, a.quick, m. brook, j r. ward, SEP, Eco

Post przez Desdemona » 4 stycznia 2015, o 21:55

super fragment... :rotfl:
Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu, by dać Nam lekcję,
a niektórzy po tą lekcję właśnie przyjdą do Nas...

ObrazekJestem niewiastą, która fantazjuje o byciu przypadkowo zamkniętą na noc w bibliotece...


http://dlaschroniska.pl/ ...pomaganie zwierzakom jest fajne...

Avatar użytkownika
 
Posty: 50
Dołączył(a): 20 września 2012, o 00:07
Ulubiona autorka/autor: Susan Elizabeth Phillips

Post przez AnilEWE » 9 stycznia 2015, o 12:15

świetny fragment :rotfl: . Następna książka do poczytania :)
Go to hell.
I'm reading.

Avatar użytkownika
 
Posty: 31295
Dołączył(a): 8 listopada 2012, o 22:17
Ulubiona autorka/autor: Różnie to bywa

Post przez Księżycowa Kawa » 11 stycznia 2015, o 15:26

:lol: Nie mogłam się powstrzymać:
“You seem in a pretty good mood.”
“Da, I run over motorist on the way here. Very satisfying.”
“Nick,” she exclaims, batting at my arm.
“Little hitman humor,” I joke.

"Last Gift" Clare Jessica, Jen Frederick
:evillaugh:
Nie ma dobrych książek dla głupca, możliwe, że nie ma złych dla człowieka rozumu.
Denis Diderot


"If you want it enough, you can always get a second chance." MM
*
“I might be accused of social maladjustment,” said Daniel. “But not a psychopath. Please. Give me some credit.” MM
*
Zamienię sen na czytanie.

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości