Odliczanie trwa. Jeszcze 8 dni przed nami. I jak nastroje? Mam nadzieję, że się niecierpliwicie, ale na wszelki wypadek troszkę podrażnię Wasze czytelnicze zmysły
"Przywołał wspomnienie szczeniaka, którego kilka miesięcy temu prawie zamęczyły na śmierć suki ze zbuntowanej watahy. Chciały wysłać mi jasny komunikat, więc porwały i torturowały młodego wilka, który był pod moją opieką. Schemat się powtarza. Czy te cholerne wilki nie słyszały o sms-ach? Albo – skoro lubią obszerniejsze wiadomości – listach? Co jest złego w rozmowie telefonicznej? Czy zawsze, gdy ktoś będzie chciał mi posłać mroczne pozdrowienia, ucierpi jeden z moich?"
Wiecie kogo Dora musi tym razem wyciągnąć z tarapatów? 5 tom na zakończenie dał Wam gigantyczną wskazówkę, ale ciekawa jestem czy macie już jakieś teorie spiskowe Kto był na Zlocie na Coperniconie ma większe pole do popisu w domysłach
" Mogła nie rozumieć, dlaczego jestem ważna dla Fany, ale nie mogła zaprzeczyć, że Fany jest ważna dla niej. Dość, by łamać boskie zasady i próbować dostosować się do moich żałosnych ludzkich kanonów konwersacji w miłym miejscu. Dość, by opanować naturalny odruch zastraszenia mnie, żebym zrobiła to, czego chce. Badb rzeczywiście się starała, czyniła kolosalne, jak na nią, wysiłki. Widziałam tylko jedno wyjaśnienie. Faoiliarna naprawdę była jej przyjaciółką. Może jedyną. I wrona kochała ją na tyle, by się starać. Ciekawiło mnie, czy Fany o tym wie, czy też pozostawały w relacji w typie „nie rozmawiamy o uczuciach, w końcu jesteśmy krwiożerczymi boginiami, chodźmy zapolować i wykąpmy się w krwi naszych wrogów".
"To było jak powtórka z rozrywki, poza tym kawałkiem o rozrywce, bo nie mogłam wykrzesać z siebie choćby ulotnej radości na wspomnienie tej kobiety. Czy tego miejsca. Miała fatalne wyczucie, jeśli chodzi o spotkania integracyjne. Znów znalazłam się na Krwawym Polu, wśród trupów w różnym stadium rozkładu, w zależności od rodzaju śmierci, jaka ich spotkała, i rasy, z jakiej się wywodziły. Byłam wystarczająco cielesna, by zapaść się po kolana w błocie nasiąkniętym krwią tak mocno, że nie miało szans kiedykolwiek wyschnąć. Powietrze zgęstniało od smrodu. Dym z pogrzebowych stosów pełzał nad glebą niczym mgła w dreszczowcach. I była tam ona. Przeklęta wrona ze swoimi czarnymi oczkami jak koraliki, wielkim dziobem, którym może roztrzaskać czaszkę jak łupinkę orzecha, piórami połyskującymi jak rozlana ropa naft owa. Stała na ciałach rzuconych na kupę kilka metrów ode mnie i jak na nią, wydawała się całkiem cicha. Przekrzywiała głowę w najbardziej ptasim geście, jaki u niej widziałam, przestępowała z nóżki na nóżkę, jakby zaniepokojona. Czekała. Cholera wie na co.
[...]
Zakrakała, ale nie było to krakanie w stylu „trąby jerychońskie to przy mnie pikuś, za chwilę wyszarpię ci serce”, raczej umiarkowane „kra, kra”, i gdybym jej nie znała, pomyślałabym, że to coś w rodzaju powściągliwego „przepraszam”. Choć musiałabym zwariować, żeby to kupić. Badb nie odebrała nawet jednej lekcji dobrego wychowania. Właściwie nie wiem, kto ją wychowywał, może wilki, choć to krzywdzące te zwierzęta podejrzenie.
[...]
– Rzygać mi się chce, jak widzę to wszystko, powinnaś popracować nad pierwszym wrażeniem. Czy drugim. Trzecie też by nie zaszkodziło!
Może był to sen, a ja miałam niekoniecznie cielesną formę, ale słowo daję, że z trudem walczyłam z torsjami, gdy wiatr zmienił kierunek i smród gnijących ciał uderzył mnie w nos. Odwróciłam się od Badb i zaczęłam iść, grzęznąc po kolana w błocie. Taki wysiłek zrobiłby pewnie nieźle smukłości moich ud, ale był bezcelowy. Nie wiedziałam, gdzie dokładnie jestem, w jakim wymiarze, w czyim śnie. Miała dość mocy, by przeciągnąć mnie z mojego w cudzy, niekoniecznie jej. Mogłam łazić do usranej śmierci, nie dochodząc nigdzie.
– Badb! Odnieś mnie z powrotem! – krzyknęłam, zbyt sfrustrowana, by się jej bać.
Poczułam podmuch magii, a po chwili usłyszałam:
– O co ci chodzi z tym, że to złe miejsce?
Zatrzymałam się, nie wierząc, że właśnie to powiedziała.
– Żartujesz? Zabierasz mnie na pole bitwy pełne gnijących trupów i pytasz, co jest z tym miejscem nie tak?
Spoglądała na mnie tymi czarnymi jak koraliki oczyma i dosłownie widziałam, że trybiki w jej głowie kręcą się jak karuzela chomika na speedzie, bo wciąż nie ogarniała, z czym mam problem.
[...]
Odwróciła się gwałtownie, a jej włosy z furkotem piór uniosły się wokół chudego ciała. Może zaczęłaby tupać, gdyby nie błoto, które zniweczyłoby cały efekt.
– A jeśli chcę z tobą porozmawiać? Chyba nie wymagasz porcelany i lnianych serwetek?
Było w jej głosie coś cholernie dziwnego. Jakieś wahanie, jakby nieco się obawiała, że jednak zależy mi na tych serwetkach, a ona chcąc nie chcąc będzie musiała coś z tym zrobić. Co, u diabła?
– Wystarczy, że nie będzie trupów i pogorzeliska, zacznijmy od rzeczy małych – powiedziałam.
Musiała czegoś chcieć, próbowała nie tyle być miła, bo tego raczej nie doświadczę, ale powstrzymywała się od bycia zastraszającą suką z piekła rodem (znów uwaga krzywdząca dla mieszkańców piekła). Albo, co chyba przerażało mnie nawet bardziej, nie tyle chciała czegoś ode mnie, co czuła się zmuszona ze mną rozmawiać. Zrobiło mi się zimno od potu spływającego wzdłuż kręgosłupa. Sekundę później byłyśmy gdzie indziej. Musiałam się podeprzeć o kamienną ścianę, która nagle wyrosła mi tuż pod bokiem, zanim błędnik skumał, że znów jest stabilnie. Podróże astralne są szybkie, ale mało komfortowe. Rozejrzałam się uważnie, niepewna, czy Badb nie uznała, że przeszkadzała mi ilość trupów, a nie trupy jako takie, ale nie zauważyłam nic martwego. Całkiem normalne wnętrze, które kojarzyło mi się ze skrzyżowaniem karczmy i jadalni w bardzo starym domu, z paleniskiem na środku, dość dużym, by zmieścić na rożnie krowę, glinianym klepiskiem, stołami i ławami wyciosanymi z drzew tak starych, że nie zdołałabym objąć ich pni ramionami. Sufit wisiał nisko, a okien nie było. Dopiero po chwili zauważyłam, że jeden kąt osłonięto zbitym z młodych brzozowych pni parawanem. Szłam o zakład, że za nim znajdowało się łóżko czy legowisko, jeśli Badb nie poznała luksusu porządnego materaca.
– Zabrałaś mnie do swojego domu? – zapytałam z niedowierzaniem.
– I co ci znowu nie odpowiada, na suki Odyna? – warknęła.
– Nic, wszystko jest super – powiedziałam uspokajająco, bo jej złość momentalnie nasycała powietrze energią gotową objawić się piorunami."
"Spojrzałam na niego przez łzy.
– Rozejm...
– Pieprzę rozejm. To sprawa rodzinna. Jesteś moją rodziną, kobietą, którą kocham. Dałem ci czas, żebyś załatwiła to wedle swoich reguł, ale nie pozwolę, żebyś dalej zmagała się z tym sama. Tylko głupiec myśli, że będę stał z boku, gdy ktoś cię krzywdzi. Sięgnę po każde środki, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo. Jeśli będzie trzeba wmieszać w to piekielników i Luca, zrobię to i nie pożałuję. Nie będę żałować cudzych decyzji, tylko odpowiem na nie adekwatnym pierdolnięciem.
– O Bogini, tak szybko dorastacie. – Pociągnęłam z emfazą nosem.
– Zamknij się, cholero. To moja wielka chwila. W hollywoodzkim filmie w tle leciałaby podniosła muzyka, coś jak „Rydwany ognia” skrzyżowane z „Odyseją kosmiczną”, twoje błaznowanie rujnuje mi cały efekt!"
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość