To jedna z książek, od których nie można się oderwać. Jest dobra historia, ciekawe, wielowymiarowe postaci, chemia między bohaterami.
Historia zaczyna się w 1793 roku, od powieszenia człowieka najprawdopodobniej niesłusznie oskarżonego o kradzież klejnotów z majątku hrabiego Ashwooda. Pan Scott, stolarz, był widziany przez Lily, ośmioletnią wychowankę i siostrzenicę hrabiny, jak odjeżdżał konno z posiadłości w wieczór, gdy skradziono klejnoty. Klejnotów nigdy nie odnaleziono, pan Scott nie przyznał się do kradzieży, ale nie miał alibi ani świadków i nie potrafił wyjaśnić, co robił w czasie domniemanej kradzieży. Żona zeznała, że nie było go w domu. Mimo pozytywnych opinii znajomych i sąsiadów, opisujących pana Scotta jako człowieka przyzwoitego i uczynnego, po błyskawicznym procesie pana Scotta skazano i wkrótce po wyroku powieszono. Głównym świadkiem oskarżenia była Lily, którą niebawem odesłano do ciotki do Irlandii. Jakiś czas później hrabina utopiła się w stawie.
Po piętnastu latach okazuje się, że hrabia uczynił Lily swoją spadkobierczynią i przekazał jej tytuł (tu chyba mocne nagięcie realiów epoki, no ale to romans, a nie Encyklopedia Britannica, więc nie czepiajmy się). Traf chce, że Lily właśnie wybiera się do Italii, dokąd ma jechać w charakterze damy do towarzystwa pewnej pani. W podróży ma uczestniczyć także syn owej pani, do którego to syna Lily żywi pewne nadzieje i posiada małżeńskie plany. Prosi zatem kuzynkę Keirę, by ta pojechała do Ashwood za nią i wszystkim się zajęła w oczekiwaniu na jej przyjazd. Keira niechętnie, ale godzi się, bo kocha Lucy. W Ashwood niestety nic nie idzie tak, jak powinno, bo służba bierze ją za Lily, a w dodatku jest sprawa jednej z mieszkanek, która straci dom, w którym spędziła całe życie, jeśli hrabina nie podejmie decyzji. Keira podaje się więc za Lily. Zaczyna zajmować się posiadłością, remontuje młyn, angażuje się we wsparcie dla sierocińca, przygarnia małą dziewczynkę, Lucy, do której bardzo się przywiązuje.
Wszystko idzie dobrze do momentu spotkania z Declanem O’Connor, hrabią Donnelym i sąsiadem Keiry, który przyjechał w okolice Ashwood hodować konie. Declan zna Keirę od dziecka, zna także doskonale Lily i wie doskonale, że Lily to nie Keira... Jednakże godzi się na maskaradę. I znów skok w przeszłość.
Spoiler:
Tak więc historia Keiry i Declana jest silnie naznaczona smutnymi przeżyciami z przeszłości. Ponowne spotkanie wywołuje przykre wspomnienia, poczucie winy, wzajemne żale, ale także przyciąganie się i chemię między bohaterami. Keira postanawia oczyścić pamięć pana Scotta. Declan jej w tym pomaga. Współpracują, kłócą się, całują się, ewidentnie widać, że nie potrafią sobie poradzić z tym, co ich łączy.
Declan to wolny ptak, nadrzędnym celem jego życia jest wolność. Declan nie rozważa małżeństwa w ogóle. Chce podróżować, hodować konie, spotykać przyjaciół, uwodzić kobiety. Keira z kolei chce przeżyć coś, czego nie przeżyłaby, gdyby nie wcieliła się w postać hrabiny. Chce bywać w świecie, być otoczona adoratorami, brylować. Nic z tego nie przytrafiłoby się jej, gdyby była sobą - jej rodzina jest zamożna, ale nie utytułowana, w dodatku irlandzka i katolicka. Keira na początku dobrze się bawi, dopiero z czasem zaczyna zdawać sobie sprawę z konsekwencji maskarady. Kiedy ją odkryją (a przecież właśnie kiedy, a nie jeśli), Keira będzie musiała uciekać z Anglii. Rodzina ją przyjmie, ale skandal wybuchnie. W dodatku Keira niespecjalnie radzi sobie z zadłużoną i podupadłą posiadłością, na domiar złego pojawia się niejaki hrabia Eberlin, którego celem jest najwyraźniej zniszczenie Ashwood. Wszystko to razem powoduje, że Keira zaczyna tracić grunt pod nogami. I niespodziewanie Declan ją wspiera. Dalej jest klasycznie, miłość wybucha, ale zderza się z pragnieniem wolności.
Jest ciekawie, bo do końca nie wiemy, jak dojdziemy do HEA, był nawet taki moment, że miałam wątpliwość, czy HEA nastąpi już pod koniec pierwszego tomu. Nie jestem pewna, czy do końca kupuję katalizator szczęśliwego zakończenia, ale jestem go w stanie podarować. Ciekawie jest także dlatego, że nie wyjaśnia się historia pana Scotta. No ale seria ma kilka tomów, więc liczę, że w finale dowiemy się, kto ukradł klejnoty i gdzie je schował. A psychologicznie jest ciekawie, bo - jak dla mnie London utrzymała się po właściwej stronie cienkiej czerwonej linii. Oboje bohaterowie mają swoje wady, bywają denerwujący, ale bardziej dla siebie nawzajem niż dla czytelniczki. Nie są idealni, ale nie robią niczego niewybaczalnego. Są tacy słodko-kwaśni i taka jest też ta ich miłość.
W drugim tomie będzie hrabia Eberlin, czyli Toby Scott i Lily. Zapowiada się wielce ciekawie.
Jak dla mnie 9/10.
III tom- The Seduction of Lady X