„Romancing the Billionaire”, czyli coś, z czym zapoznałam z wielką radością. Między innymi dlatego, że tutaj znajduje się wszystko, co lubię oraz nie ma niczego, co by wzbudzało moją niechęć. Uwielbiam takie powieści
Sama historia jest prosta na swój sposób. Poznali się podczas wykopalisk w Grecji przed dziesięcioma laty. Jako że w ich znajomość wmieszały się osoby trzecie, skończyło się to niefortunnie. W innych okolicznościach to mogłoby się potoczyć inaczej. To naprawdę zostało dobrze ukazane. Przekonująco. I teraz śmierć ojca Violet w zasadzie wszystko zmienia. Okazuje się bowiem, że tuż przed swoją śmiercią ukradł cenną rzecz z wykopalisk prowadzonych przez Jonathana, który w celu odzyskania tego musi połączyć swoje siły z Violet, podążając tropem kopert z zagadkami. Przypomniało mi to powieść Dana Browna – ta pogoń po kolejne wskazówki, chociaż tutaj nie gonił ich żaden świr, a zatem nie musieli śpieszyć, co na pewno im się przydało.
Tak się składa, że na początku Violet nie chce mieć z tym nic wspólnego, jako że była zadowolona z obecnie prowadzonego życia. I nie ma co się dziwić. Z jednej strony była zawiedziona postawą ojca, który przez całe lata ją zaniedbywał, nie interesował się nią, ani nie dawał jej potrzebnego wsparcia. Natomiast z drugiej nie ma ochoty spotykać się ponownie z Jonathanem, który mocno ją zranił, porzucając bez słowa, gdy tak bardzo go potrzebowała. Niemniej jednak Jonathan jest wyjątkowo zdeterminowany, aby odzyskać ukradziony przedmiot oraz Violet, gdy dowiaduje się, że bynajmniej nie wyszła za mąż i w efekcie posuwa się do przekupstwa i szantażu. Niewątpliwie dobrze jest posiadać ku temu odpowiednie zasoby
I tak zaczyna się ich wspólna podróż po następne wskazówki. Powiedzmy: oficjalnie. Jednocześnie przy tym Jonathan planuje, jakby tu odzyskać Violet, o której nigdy nie zapomniał, ani nie przestał kochać. Jest tam rewelacyjna scena, gdy pilotuje samolot, a ona przez sen szepcze jego imię – tak to go nakręciło, że niemalże w owego samolotu nie wyskoczył. Naprawdę to świetnie wyszło! Znamienita scena. Aczkolwiek gdy wkrótce wyznaje jej miłość, przeżywa prawdziwy szok, przekonując się, jak bardzo go nienawidzi i popada w taką rozpacz, że konieczny stał się telefon do przyjaciela, gdyż przez kilka dni nie był w stanie sam się pozbierać. Okrutnie cierpiał, aż mu żyć się odechciało.
Tak czy inaczej, nadchodzi czas, aby wyjaśnić powstałe nieporozumienia, zrozumieć drugą osobę, zmierzyć się z przeszłością i postanowić, co z przyszłością. Ponadto Jonathan przekonuje się, jak ciężko jest być tylko przyjacielem, ale czego nie robi się dla ukochanej! Z kolei Violet ma okazję przekonać się, że tylko przyjaciel jej nie wystarcza. Tyle że obawy trudno pokonać.
Od samego początku widać, jak Jonathan bardzo kocha Violet, gotów dla niej zrobić dosłownie wszystko, aby tylko ją uszczęśliwić. Nie ma takiej rzeczy, której był nie poświęcił. A za to, że mógłby na nią popatrzeć, być przy niej choćby przez chwilę, przeniósłby nawet góry. Tylko myśl, że miałaby go opuścić, sprawiała, że… Dodatkowo przy tym recytował poezję i to w różnych interesujących momentach. Po prostu nie sposób wątpić w jego uczucie i z takim zaangażowaniem walczył choć o odrobinę jej uwagi, o chwilę bliskości. Aczkolwiek tak bardzo się starał właściwie postępować, aby jej do siebie nie zrazić, że nie dostrzegał tego, co działo się przed jego nosem. Poza tym rewelacyjne były ich rozmowy, sposób, w jaki je prowadzili.
Przyczyna-skutek ujęta w prosty sposób, aczkolwiek naturalny i przede wszystkim sensownie, przez co cała historia wydaje mi się wręcz genialna. Podsumowując pokrótce, na myśl mi przychodzą same superlatywy. Po prostu trzeba samemu przeczytać „Romancing the Billionaire” i zachwycić się , to znaczy: ocenić