mad_line napisał(a):O proszę, za coś konkretnie? Przyznaję, że motyw cudu to lekka przeginka, ale reszta do schrupania
Nie, wcale nie za cuda.
To był jeden z pierwszych romansów w moim życiu, Harlequinów jeszcze nawet nie widziałam na oczy (wiedziałam, że istnieją od początku ich wydawania w Polsce, ale ignorowałam tę informację).
Mój poziom tolerancji dla wszelkich niesprawiedliwości, traum, nieszczęść, tragedii, dramatów i dramatoz był na bardzo niskim poziomie. Powiedziałabym, że nie byłam jeszcze szczepiona.
Czytając tę książkę, ryczałam jak szalona, zamoczyłam sobie nawet plecy i sufit w pokoju, a jednocześnie byłam straszliwie zła na SEP i myślałam sobie w te słowa: "Jak ktoś w ogóle śmiał coś takiego napisać!? Za takie nagromadzenie powodów do litości w stosunku do bohaterki powinno się wszystkich pseudo-pisarzy wsadzać do więzienia! Co za chamstwo!" itd. itp.
A dodam, że ogólnie jestem raczej tolerancyjna i za taką uchodzę w moim otoczeniu, a zdanie "jak on/ona śmie" użyłam na poważnie tylko raz w całym życiu, właśnie w stosunku do SEP i tej książki.
Uważam, ze to była bezczelna gra na uczuciach czytelnika i że tak się nie robi.
Potem, oczywiście, dowiedziałam się, że owszem, tak się robi, i to nawet często. Harlequiny bez takich podłych zagrań, nie mogłyby istnieć. Już to toleruję, ale niesmak pozostał.