sunshine napisał(a):Chyba ja to odbieram inaczej.
Może dlatego że to romans inny niż wszystkie i mnie się chyba dlatego podoba
Również lubię. Są tuziny romansów, gdzie ona swojego pierwszego męża:
- nie kochała
- lubiła, ale był gejem
- kochała, ale jak przyjaciela
- kochała, ale był od niej 30 lat starszy
- niby kochała, ale nigdy nie miała orgazmu
I dowolne kombinacje.
Grzesznik był miłą odmianą (choć nie jestem pewna co do ostatniego punktu, tzn nie pamiętam, co tam Francesca myślała o ich małżeńskim pożyciu). Do tego odmianą niespodziewaną, bo niekoniecznie po Quinn bym się tego spodziewała
Choć przed rozwiązaniem problemu niepłodności i tak się nie powstrzymała.
W każdym razie, nie miałam w ogóle wrażenia, że Michael jest substytutem, a to najważniejsze.
duzzza22 napisał(a):Podobała mi się dramatoza.
To jak ona nie mówiła ma o ciąży, ukrywała ją, bo wiedziała, że on będzie to strasznie przeżywał i się o nią bał, że umrze.
Ło matko, jak to przeczytałam, to pomyślałam, że Miranda bezapelacyjnie wygrywa tytuł męczennicy dekady, a w szerszej perspektywie może konkurować jedynie z tą nieszczęsną Sarah od Howard. Ale widzę, że jednak odwołane