Ja nie widziałam chemii, jeno zażenowanie. Proza życia, romantyzmu tyle, co za paznokciem. Widać, że producenci postawili na realizm. Przez większość czasu czułam się skrępowana. Dwoje ludzi znalazło się w szalenie trudnej i niezręcznej sytuacji, i próbują wybrnąć z niej najlepiej jak potrafią.
Nie lubię scen z wymuszonym seksem. Jedynie ostatnie zbliżenie pary miało w sobie odrobinę ciepła. Claire musiał sporo wypić whisky, aby zmusić się do matrimonium consumatum. Jak tak dalej pójdzie, to wpadnie w alkoholizm.
W powieści jest o tyle lepiej, że w chwili ślubu Jamie był już w Claire zakochany, natomiast w serialu spotyka się dwoje obojętnych sobie ludzi.
No ale tak było i moim zdaniem świetnie wyszło Przecież o miłości J do C w chwili ślubu nie wiemy. Mówi jej o tym dużo później i dla tych którzy nie czytali serial ma być zaskoczeniem.
Vi, wiem, że nasze oczekiwania wobec tej ekranizacji są rozbieżne i owszem Outlander jest bajką ale dorosłych, ale sfilmowany w cukierkowym klimacie ala "Once upon a time" obawiam się, że byłby niestrawny. W końcu to jest opowieść o podróżny 2 ludzi ku sobie i dojrzewaniu do bycia razem, a nie o miłości od pierwszego wejrzenia