„Odwieczna ciemność” urzekła mnie swoją absurdalnością, bo Styx był rzekomo bardzo groźnym przywódcą, którego wszyscy się bali, lecz jednocześnie niektórym nic nie stało na drodze, aby z nim się drażnić, wręcz poniekąd go lekceważyć, a właściwie jego rozkazy. Niby była dyscyplina, a panowała swoboda. I tak dalej. To było naprawdę ładnie zarysowane. Albo to, że porwał i uwięził Darcy, a dziwił się, że nie czuła wdzięczności z tego powodu
„Smak ciemności” zaczyna się naprawdę interesująco, a nawet tajemniczo, lecz gdy Cezar i Anna zaczynają się dogadywać, historia ewidentnie traci impet. Oprócz tego nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu wykończą Morganę, która była niczym natrętny komar i będzie więcej o tej Komisji. Długo to trwało. Ponadto miałam wrażenie, że ta część była przeidealizowana, a co za tym idzie, mogło być nieco mniej tego lukru.