Skończyłam Księcia-węża Hoyt (trzecia część książęcej trylogii). Swoją drogą, Dziewczęta, czemu nie mamy wątku autorskiego o Hoyt? To jedna z najbardziej popularnych autorek historyków, może by założyć taki wątek, co?
Ale wracając do adremu, otóż nie napiszę recenzji, bo nie mam jasności co do tej książki. Co oznacza, że mam dość zmieszane uczucia. A mianowicie: na pewno podoba mi się dywersyfikacja bohaterów i fabuły w trylogii. Każda część jest inna, bohaterowie są zróżnicowani, a ich historie, i to zarówno pod względem samej fabuły, jak i pod względem ich wzajemnych relacji, oczekiwań, dynamiki rozwoju uczuć. To jest ciekawe. Trzecia część jest dość dziwna. Bohaterowie są bardzo nietypowi w swojej typowości. Otóż on mianowicie jest hulaką, libertynem, bawidamkiem i strojnisiem, który odziedziczył tytuł po bracie, który zginął w pojedynku. Pojedynek okazuje się być zmanipulowany, sprowokowany wręcz celem zabicia go. I nasz bohater, młodszy brat zamordowanego, ogarnięty zemstą za śmierć brata, wyzywa na pojedynki po kolei wszystkich ludzi, którzy mieli udział w spisku. Ona natomiast jest córką kapitana żeglugi, dziewczyną mieszkającą na wsi, szlachetną, uczciwą, bezinteresowną, a przy tym inteligentną, choć niewątpliwie prowincjonalną. Co jest w nich nietypowego? On, który podaje się za człowieka bez honoru, walczy o to, by pomścić brata. Owszem, używając przy tym chwytów poniżej pasa (kapitalna scena, w której wyzywa lorda Walkera). Niby jest pozbawiony uczuć i emocji, ale ewidentnie każdy pojedynek kosztuje go masę zdrowia i jest po nim strzępem człowieka, także fizycznie, gdyż najwyraźniej wychodzi z młodzieńczych lat.
Kolejne zaskoczenie w postaci Simona to dość skromne osiągnięcia w ars amandi, część trylogii poświęcona największemu libertynowi i słynnemu kochankowi, jest jednocześnie najgrzeczniejszą częścią cyklu. Ale to może dlatego, że Simon jest ewidentnie zakochany w Lucy jeszcze przed ślubem. Swoją drogą, duży plus za scenę oświadczyn. Simon był w niej wzruszająco nieporadny, nieśmiały wręcz, jakby stracił całą swoją pewność siebie i dowcip. Bardzo ładna scena (druga ładna scena oświadczyn u Hoyt jest w Duke of Midnight).
Lucy z kolei bardzo późno orientuje się, że go kocha. Co jest dość dziwne, gdyż dziewczyna jest inteligentna, błyskotliwa i niewątpliwie obdarzona sporą empatią i inteligencją emocjonalną. To jest dość niespójne.
Reasumując, to chyba najsłabsza część tej trylogii, ale to Hoyt, więc i tak czyta się dobrze i ta średnia jak na Hoyt powieść jest o parę długości dalej niż najlepsze powieści innych pisarek.
Czy warto przeczytać? Tak, warto. Choćby dla sceny oświadczyn